wtorek, 22 lipca 2014

Spirale życia

W Ostoi życie kwitnie, rośnie, owocuje. Na grządkach ze zrębek obok tradycyjnie dobrze w nich rosnącego bobu i wszelkiego rodzaju fasol, w tym roku także wybijają się dynie i kabaczki, które w zeszłego lata nie raczyły rosnąć. Wybujały również słoneczniki, dobrze radzą sobie pomidory, zakwitły ogórki, a ziemniaki, posadzone eksperymentalnie na jesieni, lada moment będą gotowe do zbiorów. Podobnie jak w zeszłym roku nie radzą sobie brokuły i kapusty, najwyraźniej nie jest to odpowiednie środowisko dla nich. Na obrzeżach ścieżek porosły topinambury i szparagi, te pierwsze można będzie w tym roku zacząć zbierać, tym drugim potrzeba chyba jeszcze roku aby choćby ich skosztować.

Na ziołowej spirali powoli zapełnia się przestrzeń, coraz mniej widać zrębek, a coraz więcej kęp pięknych ziół rozprzestrzenia się i wabi kolorem i zapachem. Na szczycie stoją dumnie rozmaryny, lawendy i szałwie, niżej nieco tymianki, czosnki, ogóreczniki, a na samym dole królują mięty. Nad wszystkim panują wielkie kwiaty rudbekii, ulubione miejsce okolicznych motyli. Nieco niżej kwitną aksamitki, które pierwszomajowy przymrozek niemal życia pozbawił, a jednak, odżyły i mają się dobrze.

W drewutni zdesperowana ptaszyna uwiła gniazdko, ze wszystkich trzech jaj wylęgły się pisklęta. Najsłabszy braciszek czy siostrzyczka został brutalnie z gniazdka wyrzucony i dokonał żywota. Dwa pozostałe na razie radzą sobie dzielnie, choć na ich życie czatuje Ruda Zołza, kocica z sąsiedztwa będąca postrachem kurników, gniazd i jaszczurek. Do Ostoi powrócił wielki bóbr - samiec, intensywnie od wieczora do zmierzchu penetrujący starorzecza. W młodniku rezyduje koziołek sarny, a wielka zajęczyca, no gdzieżby indziej, jak nie na Zajęczej Górce, zajmuje się swoimi sprawami, nie zważając na nas, gości w jej lesie. Tak wygląda Ostoja w szczycie spirali życia. Cieszymy się tym póki czas, bo pierwszy opadły żółty liść z naszej lipy przypomina, że maluczko, a będzie po lecie.

wtorek, 15 lipca 2014

Na drugą nóżkę

Po tygodniach intensywnej nauki, w porannej poczcie pojawiła się nagroda - informacja o ukończeniu kursu projektowania permakulturowego u Geoff'a Lawtona. Dyplomik przyjdzie z Australii pocztą za jakiś czas, ale wiedza w główce już jest, i oby nie wyparowała :) Teraz trzeba szybko z niej korzystać, utrwalać i rozwijać, ale z drugiej strony wszystko się musi uleżeć, przyjąć i usystematyzować. Festina lente, jak mawiali starożytni, a praktycy permakultury za nimi powtarzają. Materiał kursowy tym razem był oszałamiająco bogaty, daleko wykraczający poza standardy 72 godzinnego curiculum PDC. Jako bonus otrzymaliśmy między innymi kursy permakulturowych prac ziemnych, czytania krajobrazu i ustanawiania leśnych ogrodów. Co jednak najcenniejsze, to odpowiedzi Geoffa na nasze pytania - a były ich tysiące. I podczas gdy wykład omawiał temat ogólnie, szeroko ale jednak teoretycznie, o tyle w odpowiedziach na pytania pojawiały się praktyczne perełki. Do odpowiedzi na pytania zapewne niejednokrotnie jeszcze będę wracał, wiedzy w nich zawartej nie sposób przyswoić jednorazowo. Kurs był również okazją do nawiązania kontaktów ze studentami z całego świata oraz z weteranami (osobami które ukończyły ten kurs w zeszłym roku). Zarówno forum, jak i grupa na FB okazały się bardzo pomocnymi miejscami pasjonujących dyskusji i wymiany pomysłów, porad i doświadczeń, mam nadzieję że sporo z tych znajomości przetrwa zakończenie kursu. Gorąco wszystkim ten kurs polecam, wart jest swej ceny, czasu i pracy, po wielokroć.

niedziela, 6 lipca 2014

Machina piekielna

W Ostoi pojawiła się "Piekielna Machina", ochrzczona tak przez przypadkowych obserwatorów. Rzeczywiście chyba, dziwi i intryguje w środku lasu. Maszyna ta to suszarnia do ziół, grzybów, owoców, nasion i innych dóbr z ogrodu, łąki, lasu, bliższej i dalszej okolicy.
"Piecem" suszarni jest kolektor słoneczny z puszek, którego budowę opisałem tutaj. Został on dodatkowo wyposażony w kółka, aby łatwiej go przemieszczać oraz w stojak, pozwalający mu zarówno stabilnie stać, jak i regulować kąt nachylenia. "Napędem" suszarni jest mały komputerowy wentylatorek, który dołem zasysa powietrze z suszarni i tłoczy je do kolektora. Zasila go mały panel słoneczny.

Sama suszarnia to prosta szafa z listewek, obita tekturą. Tektura do "pleców" szafy jest przyczepiona na rzepy, tak, aby mieć łatwy dostęp do wnętrza. W środku jest miejsce na dziesięć półek, obciągniętych gęstą aluminiową siatką. Łączna powierzchnia półek to cztery metry kwadratowe. Szafę łączą z kolektorem aluminiowe elastyczne rury wentylacyjne.
W sobotni poranek odbył się debiut suszarni. Niewiele jeszcze jest produktów do suszenia, ale wystarczyło surowca do wypełnienia pięciu półek. Słońce to pokazywało się, to znikało za chmurami. Temperatura w suszarni wahała się w związku z tym znacząco w ciągu całego dnia, ale średnio na górnych półkach wynosiła 45 stopni, a im niżej, tym mniej oczywiście.

 Nadchodzące chmury burzowe przerwały sobotni eksperyment, być może użycie kartonu nie było najmądrzejszym rozwiązaniem. Usprawiedliwia mnie jedynie to, że jest to wszak prototyp, który na pewno jeszcze będę usprawniał. Tak czy inaczej, do suszenia powróciłem w niedzielny poranek. Tu sprawy potoczyły się błyskawicznie, gdyż słońce nie zawiodło. Temperatura w górze suszarni wynosiła średnio 60 stopni, i już w południe można było "zwijać interes" - wszystko wyschło "na pieprz". Wysuszone rośliny trafiły do słoików, a zdemontowana suszarnia do szopy. Zdała egzamin, ale wymaga jeszcze przeróbek - lepszego mocowania rzepów do kartonu oraz usprawnienia metody przekręcania zestawu w trakcie suszenia w kierunku słońca.

W Ostoi przyroda w pełnej krasie. W huglu, o którym pisałem tutaj żyje kilka zaskrońców. Noce spedzają w środku, a za dnia albo penetrują okolicę, albo wygrzewają się na południowym stoku hugla. Sam hugel tonie dosłownie w facelii, pac-choi i fasolach. Zdecydowanie najlepiej wszystko rośnie na wschodnim stoku hugla, a dałbym sobie głowę uciąć, że najlepszy będzie stok zachodni. W ogródkach powoli nadchodzi pora zbioru bobu, który obrodził niezwykle, świetnie radzą sobie ziemniaki, i te w workach i te w zrębkach, a tu i ówdzie ślicznie kwitną nasturcje i ogóreczniki, których kwiaty kończą swój żywot w sałatce.  Akompaniuje im dzielnie mięta, obficie rosnąca na ziołowej spirali. Kiwi, mango i melona jeszcze swojego nie mamy, ale będziemy nad tym pracować ;-)