sobota, 28 stycznia 2017

Ślady

 Przy wjeździe na podwórko Ostoi ciągle nierozebrana choinka przypomina o tym, że dawno mnie tu nie było. Choć trudno w to uwierzyć, sosenka którą zdobią bombki ma około 25 lat. Rośnie niezwykle powoli w suchym piasku tuz koło bramy, dodatkowo co roku jej świeże przyrosty są przycinane o połowę. Zasadniczo powinna być wycięta, ale znam ją od maleństwa, które miało zostać drzewkiem bonsai. Zamiast jednak skazywać ją na tkwienie w doniczce, pozwalam jej witać wjeżdżających do Ostoi. Bombki zresztą całkiem nie znikną - pojawią się wśród pomidorów, zanim te zaowocują. Ptaki, które zainteresują się bombkami i stwierdzą ich niejadalność, najprawdopodobniej zostawią w spokoju pomidory. Czerwone kamyki sprawdziły się wśród truskawek, jest szansa że bombki spiszą się podobnie wśród pomidorów. A na razie, niech jeszcze powiszą na sosence.

Spacer po Ostoi ujawnia ślady wichury. Usychająca brzoza została wyrwana z korzeniami i powalona na drogę. Zdumiewa mnie jak słaby i płytki był jej system korzeniowy. Dostrzegam też ślady butów, ktoś już sobie czubek brzozy zabrał, co dziwi mnie nieco. Hmmm, może potrzebował cienkich gałązek na rozpałkę? Tak czy inaczej, odcinam pień od karpy, tnę na trzydziestocentymetrowe fragmenty, transportuję na podwórko, rąbię, układam. Mało jest prac równie satysfakcjonujących i przyjemnych jak praca drwalska w mroźny, słoneczny dzień. Drewno poddaje się lekko mocy piły i siekiery, pchanie taczki przez płytki nawet śnieg nie należy jednak do przyjemności.

Jakiś szalony zając wdarł się na podwórko i pozostawił w śniegu łańcuszki tropów. Nie dobrał się na szczęście do drzewek, ale na wszelki wypadek uszczelniam przestrzeń pod płotem, gdzie ślady prowadzą. W mieście uzbierał się cały wór skorupek od jajek, rozsypuję je na grządkach, trafią do gleby gdy śnieg się stopi. Może, kto wie, odstraszą też kłapouchego? Osłony pozakładane na drzewka za płotem trzymają się dobrze i pomimo wielu tropów saren, zajęcy i dzików, a nawet łosia, nie ma (odpukać) śladów zniszczenia.

Niespodziankę znajduję w łąkach. Bobry spiętrzyły wodę tak, że zaczęła przelewać się łąkami w stronę maleńkiego starorzecza. Starorzecze to nie miało nigdy ujścia, a teraz ze zdumieniem stwierdzam, że szeroki kanał łączy je z niżej położonym podmokłym terenem. Zapewne jest to dzieło ludzkie, może zrobione po to, aby móc bez przeszkód przejechać traktorem na łąki w okresie ich koszenia. Teraz jednak rów zamarzł, a powyżej niego woda z bobrowej tamy piętrzy się w starorzeczu nad lodem i zalewa łąkę mocniej niż zwykle. Bobry kontra człowiek 1:0

Miłość miejscowych, porażka przyrodników, czyli wybetonowany starodawny Trakt Budnicki - dawniej szeroka piaszczysta droga, teraz nieożywiona, gładka i prosta jak pas startowy, przecina las na granicy Ostoi. Ku mojemu zdumieniu przyozdobił ją nowy znak drogowy. Ślady w śniegu sugerują, że stał się miejscową atrakcją, wygląda na to, że ludzie robią sobie przy nim zdjęcia - no cóż, nie często spotyka się ograniczenia prędkości w środku lasu. Tuż obok znaku, ślady działania ekipy przycinającej drzewa pod linią elektryczną, wszystko ucięte i porzucone, trzeba będzie się tym zająć i spożytkować na ognisko.

A na własnej Ostojowej tamie bobrowej woda toczy się wartko z mikro wodospadu, raz lód topiąc, a raz zamarzając. Tworzy tęczę kolorów i mini rzeźby lodowe. Szczególnie ładny to widok w ostatnich promieniach słońca, choć obserwacja wymaga nieco samozaparcia, bo mróz zaczyna coraz mocniej szczypać. Nic dziwnego, wokół nie widać jeszcze żadnych śladów wiosny. której wyczekuję z utęsknieniem. Cóż, pocieszać może tylko to, że i zima w Ostoi ma swoje uroki, szczególnie w taki piękny, słoneczny dzień jak dziś.