niedziela, 21 stycznia 2024

Przyszła zima

 

Początkowo nic tego nie zapowiadało, o poranku zacząłem uprzątać kolejną grządkę, zbierając pieczołowicie resztki miniaturowych marchewek. Zebrałem ściółkę do wiaderka, poobcinałem powiędłą jż nać aby dać ją na kompost, a z kompostownika przyniosłem pół wiaderka towaru, aby podsypać nim grządkę. Zdecydowałem, że na tak przygotowanej grządce posieję znowu marchew, ale inną odmianę, sprawdziłem więc jeszcze czy głębsze warstwy grządki nie są zbite, oraz lekko wszystko podlałem, gdyż grządka ewidentnie była za sucha. Suche podłoże o tej porze roku - toż to jakiś żart, taki smutny bardziej. 

Zostawiłem grządkę w spokoju, aby woda wsiąkła i udałe się do piwnicy, gdzie spoczywa mój bank nasion. Zacząłem szukać najpierw pojemnika z nasionami marchwi, a następnie w tym pojemniku torebeczki z nasionami marchwi Chantenay, którą zamierzałem posiać. Zajęło mi to około kwadransa, a gdy miałem zamiar powrócić do grządki, oczom moim ukazał się taki oto widok - wszystko w śniegu. Biały puch sypał równo z nieba  osiadał na wszystkim. Przez moment zastanawiałem się, czy nie zrezygnować, ale nie wolno poddawać się tak łatwo. Wróciłem po jakieś nakrycie głowy, a torebkę z nasionami schowałem do kieszeni, aby nie przemokła. Rychło wziąłem się do pracy.

Zawsze wierzę głęboko w to, że lepiej jest włożyć w coś dużo pracy na początku po to, aby później mieć luz. Tak samo jest z siewem marchwi. Aby nie było konieczności jakichkolwiek przerywek, sieję marchew według szablonu, w układzie 4 x 4, w kwadracie 30 x 30 cm. Daje mi to 150 otworków, w które trzeba wrzucić 150 drobnych nasionek. W sam raz robota dla moich niedelikatnych i zmarzniętych paluchów, ale nikt nie mówił, że będzie lekko. A tak naprawdę, to idzie to szybko, pewnie kwestia wprawy, bo robię tak od lat. Otworków już na szczęście nie trzeba zasypywać, opady zrobią to za mnie.

Po siewie posypuję więc tylko grządkę delikatnie ściółką, tak, aby młode marchewki nie miały problemu z wyłonieniem się z pod niej, ale jednocześnie aby jak najmniej gołej ziemi, czy też w tym dniu "gołego śniegu" było widać. Bardzo mnie ten śnieg w ostatecznym rozrachunku cieszy, bo stopi się pod ściółką i wilgoć jaką zapewni pozostanie w okolicy nasion na długie zimowe dni, noce i wieczory. Oczywiście, nic się teraz nie będzie działo z nasionami, poniżej czterech stopni na plusie w gruncie marchew nie przejawia żadnej chęci do kiełkowania, a mam przeczucie graniczące z pewnością, że idą mrozy.

Praca poszła szybko i niewiele chwil później mogłem już przykryć grządkę agrowłókniną. Teraz pozostaje już tylko ... zapomnieć o niej do wiosny. Nic, ale to nic nie ma tu do roboty. Wiosną z kolei, trzeba będzie ocenić czy kiełkowanie marchwi jest zadowalające, bo wiadomo - marchew jest kapryśna. Co prawda w siewach zimowych jej kapryśność maleje, ale może się zdarzyć, że wykiełkuje w kratkę - wtedy trzeba będzie zrobić dosiewkę. Może się też zdarzyć, że nie wykiełkuje nic, wtedy nie ma co płakać, tylko trzeba czymś obsiać, i kwita. Z reguły jednak jest tak, że grządka wiosną pięknie się zieleni, raz na jakiś czas się ją podleje i to wszystko, aż do zbiorów.

Śnieg ten nie utrzymał się długo, udało mi się więc wyzbierać do końca marchewki z moich eksperymentów. Na ostatniej grządce rezultat okazał się zadziwiający. Wszędzie indziej dwie odmiany marchwi - Oxheart i Parmex rosły w miarę podobnie, a tu, Oxheart zdecydowanie udała się lepiej. Takie sytuacje sprawiają, że ogrodnik nigdy nie ma czasu na nudę i funkcjonuje w stanie ciągłego zadziwenia. Rzutem na taśmę pozbierałem jeszcze jarmuż i szpinak, nieco szczypiorków i cebulowej naci, a następnie zabrałem się za kontrolę plonów przechowywanych w piwnicy - głównie ziemniaków i jakonów, aby upewnić się, że nic się nie psuje. 

Z banku nasion przy okazji pobytu w piwnicy wygrzebałem pudełko z nasionami super ostrych papryk i postanowiłem, że pora wykonać siewy testowe. Chcę upewnić się, że gdy przyjdzie pora na prawdziwe siewy, czyli w okolicy Walentynek, będę dysponował dobrze rokującymi nasionami. Ale przecież wy wiecie, że to tylko pretekst ... chodzi o to, aby sobie coś, cokolwiek posiać, i patrzyć jak rośnie. A jak nie urośnie, nie szkodzi, grunt aby się coś działo. Tak naprawdę, główne siewy papryk zaczynam około 15 marca, w Walentynki tylko te najbardziej problemowe, nudno by więc było i pusto, gdyby tak nic, ale to nic do tego czasu nie rosło.

Równolegle, zjadamy dynie, które się w tym roku doskonale przechowują. A gdy zjadamy, to zbieram z nich nasiona, suszę i następnie selekcjonuję, konfekcjonuję, przygotowuję tak, aby wszystko było gotowe na początek maja, kiedy to z tych nasion zrobię użytek. To znak widomy, że przyszła zima, wreszcie jest czas się tym zająć. W kolejce czekają fasole i kukurydze, całe szczęście że pomidory i papryki zrobione były w całości jeszcze w ubiegłym roku. Wszystkie pomniejsze zbiory nasion też już pokończone, posegregowane, popakowane, koniec jednak nastąpi dopiero wtedy, gdy zjemy ostatnią dynie, a wszystko wskazuje na to, że nie nastąpi to prędko.

Kolejne dni przyniosły solidny mróz, który wreszcie pozwolił mi wejść na staw. Gdzieniegdzie na jego brzegach, gdzie tuż po zakończeniu robót ziemnych rozsypałem nieco nasion czarnej olchy, porosły już drzewka ponad trzymetrowej wysokości. W płytkiej części stawu pozwalam im rosnąć na skraju wody i lądu, ale w głębokiej wykorzystuję pokrywę lodową aby dojść do nich, ściąć równo z lodem, pozostawiając bryłę korzeniową z malutkim fragmentem pnia. Mam nadzieję, że zaczną funkcjonować jako mini lasek odroślowy, z którego pozyskiwać będę kijki olchowe na podpórki i tyczki w ogrodzie. Wszystkie ścięte drzewka w bardzo łatwy sposób i na skróty przetransportowałem po lodzie i ułożyłem w stertę, pozyskaniem plonu kijków zajmę się, gdy czas pozwoli.

Tymczasem, odbyłem pierwszy wieczorny styczniowy spacer i strzeliłem pierwszą styczniową fotkę chowającego się słonka. Maluczko, a więcej słonka ujrzymy, dni niedługo zaczną się robić coraz dłuższe i może więcej tematów pojawi się wartych tego, aby je opisać. Tymczasem kończę, bo kot domaga się mojej uwagi, a wiadomo - koty to dranie, nie wiadomo co takiemu strzeli do głowy, gdy się nie zaspakaja jego zachcianek ... Oczywiście żartuję, kot śpi na moich nogach i mruczy donośnie, ale zaraz się może obudzić, więc ... trzeba uważać ;)