piątek, 22 grudnia 2023

Lekcje roku 2023

Jak nakazuje tradycja tego bloga, pora na ostatni wpis, zawierający lekcje roku 2023. Był to rok rekordowo niesprzyjający bytności w siedlisku, od powstania tego bloga, przez dekadę, nie było roku w którym spędziłem w siedlisku mniej czasu, nie było też takiego, w którym zrobiłbym niej. Siedlisko przeszło w mijającym roku wiele crash testów polegających na pozostawieniu wszystkiego bez opieki, nagłych wyjazdów i zawalania terminów. Pomimo to, dzielnie żywiło nie tylko mnie i najbliższą rodzinę, ale nadmiaru starczyło też dla innych. Nauka z tego jest taka, że dobrą strategią było wszystko robić tak, aby mogło "samo rosnąć" wszędzie, gdzie to tylko możliwe. Szczęśliwie, krzewy rosną, kolejne drzewa wchodzą w owocowanie, ryby nie narzekają, a warzywnik też daje radę z reguły, choć mogłoby być lepiej. Nie sposób jednak narzekać, gdy patrzy się teraz, w końcu roku na zgromadzone na zimę plony, na przetwory, na całą zawartość piwnicy i spiżarni - pewnym jest, że tej zimy głód nam nie grozi.

Ogromnej lekcji w odchodzącym roku udzieliła mi pogoda. Dwa zjawiska pokazały, że trzeba się z pogodą bardziej liczyć, a także potwierdziły to, o czym piszę od lat, że pogoda się radykalizuje. Pierwszym zjawiskiem był silny przymrozek w pierwszej dekadzie czerwca, który poczynił spustoszenie wśród dyń w ogrodzie upraw głównych. Drugim zjawiskiem był katastrofalny brak opadów, który sprawił, że po raz pierwszy w historii, zbiorniki wody deszczowej ani razu się nie przepełniły, a przez większą część roku nie było dość deszczówki do podlewania ogrodu. W niepodlewanym leśnym ogrodzie usychać zaczęły leszczyny. Żywokosty ledwo zipały, a maliny usychały stojąc. Miało to oczywiście wszystko wpływ na zbiory, ale jak już napisałem, nie sprawiło, że chodziliśmy głodni. Pomogło za to pomidorom i pozwoliło ograniczyć wszechobecną w ostatnich latach zarazę ziemniaczaną do niewiele znaczącego poziomu.

Ograniczanie zarazy ziemniaczanej w tak trudnej okolicy i mikroklimacie jest lekcją, którą odrabiam od lat, a w mijającym roku udało się to zrobić naprawdę skutecznie. Krzaki ostatecznie ubił dopiero pierwszy jesienny przymrozek. Przez cały sezon musiałem usunąć przed zbiorami wyłącznie jeden krzak, którego nie warto było ratować. Trzy inne dały mały plon i później zostały usunięte. Pozostałe rośliny udało się uratować, aż do 10 października. Pod chmurką, w lesie i przez większą część dnia w cieniu, bez chemii, wyłącznie z naturalnymi preparatami prewencyjnymi i leczniczymi. Jeżeli więc ktoś Ci mówi, że z zarazą ziemniaczaną wygrać się nie da bez chemii albo wcale - zapraszam na moją lekcję, dobrze w tym roku odrobioną.

W mijającym roku silnie potwierdziła się złota myśl twórcy permakultury, Billa Mollisona, że każdy nadmiar, na przykład plonów, niezagospodarowany staje się odpadem, albo przysparza zbędnej pracy. Z jednej strony bowiem nie byłem w stanie pewnych plonów zebrać i zagospodarować z uwagi na nieobecności, z drugiej niektórych plonów po prostu była obfitość większa, niż potrzebujemy. Dlatego też rok ten nauczył mnie, że zeszłoroczna ilość posadzonego szpinaku była wystarczająca  nie należało jej zwiększać, że nie ma potrzeby powiększać pasieki, że niekoniecznie muszę uprawiać cztery odmiany ziemniaków i że jakony zebrane w 2022, jemy nadal gdy piszę te słowa, a przecież już w piwniczce czekają jakony zebrane w 2023. Piętrzą się stosy zebranych nasion, a liczba odmian pomidorów, papryk i dyń przyprawia o zawrót głowy. Muszę zapamiętać tą lekcję - zanim coś posadzę, posieję, powiększę, zbiorę, powinienem się trzy razy zastanowić, czy na pewno jest to rozsądne i potrzebne.

Czasami jednak udaje mi się wprowadzić coś nowego, co okazuje się warte zachodu i co ważne, dopisania na stałe do listy rozwiązań, jakie Ostoja ma w swoim repertuarze. Przypadek sprawił, że w tym roku trafiła w moje ręce spora liczba dwudziestolitrowych, białych wiaderek, otrzymanych z cukierni. Z atestem do żywności, po oleju kokosowym. Każdy, kto gospodaruje na wsi wie, że wiader w siedlisku nigdy dość, ale tym razem naprawdę miałem o jakieś dziesięć za dużo. Postanowiłem więc spróbować uprawy w tych wiaderkach - zarówno w Ostoi, jak i na warszawskim tarasie. Najwcześniejsze ziemniaki oraz miniaturowe, krzaczaste dynie piżmowe posłużyły za doświadczalne króliki. Okazało się, że ten sposób uprawy jest bardzo efektywny, a plony z wiaderek zadowalające. Nauczyłem się również, że ziemniaki w wiadrze niemal nie wymagały podlewania, w odróżnieniu od dyń, które chłonęły wodę jak gąbka i bez podlewania nie dałyby plonu. Uprawę wiaderkową planuję nie tylko powtórzyć, ale także powiększyć.

Dziś, 22 grudnia o godzinie 4.27, zaczęła się astronomiczna zima. W ten dzień Przesilenia Zimowego, trwający tutaj zaledwie 7 godzin i 42 minuty, żegnam odchodzący rok i z nadzieją patrzę w nowy. Wraz z wydłużającym się od jutra dniem, życzę sobie dłuższych chwil w Ostoi, a wszystkim, którzy czytają tego bloga życzę Szczodrych Godów, Wesołych Świąt i wszystkiego, co najlepsze w 2024.