niedziela, 31 marca 2024

Krokusy, mróz i siewy

Piszę w ostatnim dniu marca, rekordowo ciepłego wedle pomiarów. Wczorajszy tarnowski rekord - 26,4 stopnia na plusie - wywołał wspomnienia marców, kiedy to tyle mniej więcej było na minusie, a ja i moje autko wyciągaliśmy z zasp posiadaczy nisko zawieszonych samochodów. Chciałoby się powiedzieć - kiedyś to były czasy, teraz to nie ma czasów. Tymczasem, u mnie pierwszego marca, za okiennicą pojawił się pierwszy lokator, co też nigdy, przenigdy miejsca o tej porze roku nie miało. Mam nadzieję, że obiekt fotografowany dał sobie radę, bo przy okazji kolejnych bytności w Ostoi już go nie widziałem.  Tego dnia jednak, pierwszego marca, do Ostoi wkroczyła też symbolicznie wiosna - zakwitły krokusy. 





Na krokusach błyskawicznie pojawiły się moje pszczoły, pewnie zresztą nie tylko moje. O ile pszczele pożytki okoliczna ludność z lubością wycina, o tyle uli stawia coraz więcej. Zaiste, niezbadane są drogi którymi myśl ludzka błądzi. Tak czy inaczej, moje krokusy, poza nielicznymi niedobitkami wierzb, oraz leśną leszczyną to chyba z grubsza wszystko. z czego pszczoły mogły skorzystać w początku marca. Cieszę się, że posadziłem dla nich te krokusy, zanim nawet pomyślałem, że będę pszczoły miał ...

Kilka dni później, w marcu jak w garncu, przyszedł mrozek. Nie taki znowu wielki, ale około minus osiem jednakże było, i to bez śniegu. O ósmej rano było jeszcze minus pięć stopni, a szron pokrywał wszelkie uprawy. Padła znaczna część krokusów, ale czosnki rosnące w krwawnikowej okrywie "tylko się oblizywały". Dwie godziny później "stopniały lody" i temperatura była ewidentnie dodatnia. I taka huśtawka trwała dosyć długo, dlatego też uprawy z siewów jesiennych oraz nowe zasiewy cały czas pozostawały pod osłonami z agrowłókniny, bez nich bowiem, oraz bez śniegu, mogłoby być z nimi kiepsko.

Tej zimy, podobnie jak poprzedniej, testowałem nową formę osłon, na wysokich pałąkach. Idea była taka, że na solidne mrozy, przykryję grządkę jedną agrowłókniną na płask, a drugą założę na rusztowanie, dzięki czemu rośliny będą podwójnie chronione. Eksperyment spalił na panewce z powodu braku ... mrozu, albowiem nie było takiego, który by wymuszał podwójną ochronę. Przygotowanie "namiocików" będę jednak kontynuował, jestem bowiem przekonany, że kiedyś się przydadzą. Choćby w (tfu, tfu odpukać) czerwcowe przymrozki, takie jak zeszłoroczne. Tymczasem jedna z obserwacji upraw pod tymi wysokimi osłonami jest taka, że ziemia pod nimi szybciej obsycha, niż gdy agrowłóknina leży na niej płasko. Zapewne mniej opadów dociera do grządki, na której stoi taki namiot. Sprawiło to, że szpinak pod namiotem raz już w marcu musiałem podlać.

W marcu nastał czas intensywnych siewów, oczywiście nie tak intensywnych jak spodziewane w kwietniu i w maju, ale pracy i tak zaczęło być sporo. W tym roku z ciekawostek już wysianych mogę wymienić bób, który ma "wszystkie kolory tęczy". Bób ten dotarł do mnie aż z koła polarnego w Szwecji, gdzie znajoma prowadzi ogród w dosyć spartańskich warunkach. Ciekaw jestem bardzo, jak ten bób zniesie nasze rekordowe marcowe temperatury. Ośmielony pogodą wysiałem też rzodkiewkę, posadziłem dymkę oraz wsiałem w nią pasternak, a całość przykryłem tekturą, aby zachować w glebie wilgoć i po to, aby ziemia się pod tekturą szybciej nagrzewała. W efekcie, gdy znowu się ociepliło, dymka wystrzeliła do góry i karton trzeba było zdjąć. Okryłem więc grządkę agrowłókniną i teraz czekam, kiedy ukaże się pasternak.

Wraz z kolejną falą ciepła wystrzeliły późniejsze krokusy i na podwórku znowu zaroiło się od pszczół.












Jak zawsze w drugiej połowie marca nastał czas wyciągania z piwnicy różnych kłączy i bulw, wśród których najważniejsze jak co roku są jakony. Kłącza przezimowały doskonale, obyło się bez strat. Porozkładałem je do indywidualnych doniczek i zasypałem ziemią, teraz będą powoli budować system korzeniowy, aż pewnego dnia wystrzelą zielenią i wtedy, o ile tylko nie będzie już ryzyka przymrozków, pójdą na grządki. Jakon niestety bardzo źle znosi temperatury poniżej zera, dlatego też trzeba się będzie użerać z tymi doniczkami co najmniej do drugiej połowy maja, ale jest to na szczęście jedyny problem w uprawie, dalej jest już z górki.

Po raz pierwszy w tym roku postanowiłem podzielić się z szeroką publicznością moim kalendarzem siewów, który w różnych formach, głównie w Excelu, prowadzę od lat. Kalendarz oparty jest "na wszystkim", czyli łączy w sobie informacje z kalendarzy biodynamicznych, księżycowych, ogrodniczych, oraz lata moich, oraz cudzych, obserwacji i notatek. W zamyśle, kalendarz ten nie jest czymś stałym, ale podlega ciągłej modyfikacji w wyniku "patrzenia za okno" - obserwacji pogody, w realu, oraz prognoz w internecie. Daje jednakże pewne wytyczne, przydatne dla tych, którzy dopiero zaczynają ogrodniczyć, i właśnie dla nich postanowiłem go opublikować. W tym roku jest to osiem kolejnych plansz tygodniowych, a w przyszłym, kto wie? Może wreszcie uda się wydać jakiś permisiowy kalendarz? Póki co, reakcje na tą publikację są umiarkowanie pozytywne, dla mnie jednak kalendarz ten jest i tak przydatny, gdyż sam z niego też oczywiście korzystam. Zamiast zaglądać do Excela, rzucam okiem na taką grafikę i od razu wiem, czym danego dnia ewentualnie mogę się zająć. Kalendarz podaje bowiem wiele potencjalnych terminów siewu każdego z warzyw i wcale nie nakazuje siać wtedy to a wtedy, a raczej pozwala wybierać z szerokiej gamy dostępnych terminów, co bardzo mi odpowiada.

Końcówka marca to wspomniany już wybuch ciepła, przyszedł więc czas na porządki. Sprzątnąłem wreszcie bożonarodzeniowe bombki z Ostojowych sosenek, po raz ostatni dokarmiłem ptaki oraz pochowałem zbędne już karmniki. Zacząłem usuwać zeszłoroczne suche pędy tam, gdzie to konieczne. Kończę przygotowania Zapłotka, ściółkując słomą ze starych kostek, leczę także pszczoły parownikiem Doktora Kwaska, czyli kwasem mrówkowym. Prac jest tyle, że nie sposób je wszystkie wymienić, ale jak zawsze, zgodnie z regułą Pareto, skupiam się na 20% najważniejszych, które dać mogą 80% korzyści.





W ostatni weekend marca na dobre kwitną już mirabelki i jagody kamczackie, po krokusach nie ma już niemal ani śladu, a Ostoja wchodzi w "okres żółty" - zaczynają kwitnąć narcyzy, a za moment dołączy do nich mniszek lekarski. Na ziemi będzie naprawdę żółto. Czosnek niedźwiedzi wchodzi w fazę najlepszego plonowania, jest obfitość pokrzywy, gwiazdnicy oraz samorozsiewającej się roszponki. Pojawiły się pierwsze pędy chmielu i obfitość dzikiego szczypiorku, za moment będą paprocie i całe łany podagrycznika. Patrząc na to wszystko zastanawiam się, czy warto uprawiać wiosenne sałaty, wszak dookoła tyle jadalnego listowia.

Ponieważ ostatni dzień marca zbiega się w tym roku z Wielkanocą, wszystkim Czytelniczkom i Czytelnikom tego bloga, jak również sympatykom permakultury życzę w imieniu swoim, oraz wszystkiego, co żyje w Ostoi, Wesołych Świąt.