poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Zręby


W Ostoi wyznajemy jedną żelazną zasadę - postęp naszych prac musi być widoczny w poprawie jakości gleby. A nie jest to łatwe - w sercu sosnowego lasu, na górze piasku, niełatwo osiągnąć pozytywne efekty. Najbardziej doskwiera brak materii organicznej, a na ile tylko to możliwe, staramy się ograniczyć "import" czegokolwiek spoza naszych granic i radzić sobie z tym, co mamy. Przyczyn tego jest wiele i nie chodzi tu o finanse, ale o ryzyko zawleczenia materiału zawierającego biocydy, metale ciężkie i inne substancje całkowicie w Ostoi niepożądane,  jak również o tak zwane "kilometry" - odległość z jakiej trzeba by coś sprowadzać i jaki byłby koszt takich działań dla środowiska. Czasami jednak robimy wyjątek, bo inaczej się nie da. Wyjątki zasadniczo są dwa - pierwszym są zrębki z drzew liściastych, a drugim słoma w kostkach.
Zrębki stanowią podstawę naszego ogrodnictwa - to z nich powstały pierwsze ogródki, to w nich rośnie większość naszych upraw. Jak już niejednokrotnie pisałem, naszą inspiracją jest tu Paul Gautschi i film o jego ogrodzie "Back to Eden". Jeśli chodzi o zrębki, nie mamy raczej obaw o ich biologiczną i chemiczną czystość. Nieco inaczej ma się sprawa ze słomą w kostkach - tu lubimy upewnić się (na ile to możliwe), że zboża z których pochodzi słoma były uprawiane w technologiach tradycyjnych. Zazwyczaj słomę stosujemy wyłącznie do ściółkowania, ale w tym roku postanowiliśmy pouprawiać nieco roślin bezpośrednio w kostkach słomy. Ogródek taki ma wiele zalet - można go usytuować i na betonie, i na zachwaszczonej ziemi, i na trawniku przed blokiem. Jest bardzo wygodny w obsłudze - nie trzeba się zbytnio schylać. Po zakończonym sezonie słoma stanowi doskonały składnik kompostu, a gleba pod nią jest dobrze użyźniona. Ogródek eksperymentalny w Ostoi składa się jedynie z 6 kostek, ale na początek to wystarczy - jeśli się sprawdzi, w przyszłym roku powiększymy areał.
Podczas gdy wszędzie wokół już wiosna, w Ostoi jesteśmy kilka tygodni do tyłu - sorry, taki mamy (mikro)klimat. Gdy inni już dawno zakończyli zbiory pędów sosny, u nas są one jeszcze zbyt malutkie aby je zbierać. Dopiero zaczęły kwitnąć syberyjskie cebulice, w najlepsze kwitną żonkile, moja ulubiona kokorycz też pięknie kwitnie, ale śliwki lubaszki które w Warszawie już przekwitły, tu dopiero zaczynają. Miłą niespodziankę sprawiły natomiast tulipany, tak dla żartu powtykane na obrzeżach grządek (rośliny cebulowe hamują wzrost traw w swojej okolicy) - przetrwały świetnie zimę i właśnie zdecydowały się ujawnić swe kolory.
Na stokach Zajęczej Górki, gdzie "nic nie chce rosnąć", próbujemy powstrzymać erozję sadząc rząd żarnowca. Sadzimy w zygzak, zmiaturyzowaną metodą "net and pan", gdzie dołki z roślinami łączy się rowkami tak, aby całość wody deszczowej spływającej z góry po piaszczystym stoku spowolnić, rozproszyć i wchłonąć w grunt, a w nim jak najdłużej zatrzymać. Nie jesteśmy przesadnymi optymistami co do efektów, ale próbujemy - jak niejednokrotnie pisałem, każda taka próba stanowi dla nas kolejną lekcję, a satysfakcja gdy się jednak uda jest nagrodą za wszelkie trudy i znoje.
Trzeciego maja przypada Międzynarodowy Dzień Permakultury - zamierzamy go uczcić posadzeniem kilku drzew. Bylibyśmy szczęśliwi, gdyby choć jeden nasz czytelnik uczynił to samo i dał nam tu znać. Z góry wielce Wam dziękujemy! Tegoroczny Dzień Permakultury poświęcony jest glebom - pamiętajmy też i o tym. Gleby stanowią bowiem zręby naszej cywilizacji, bez zdrowych gleb nie ma zdrowej żywności i zdrowych społeczeństw.

niedziela, 5 kwietnia 2015

Krajobraz po bitwie

Po ciepłych klimatach przedwiośnia nastał w Ostoi czas nawałnic, dosłownie i w przenośni. Gwałtowne zmiany pogodowe - deszcze ze śniegiem, porywiste wiatry i okazjonalny grad, oddzielone od siebie chwilami oślepiającego słońca i tego, co można nazwać wiosennym upałem (zwykle w samo południe), przychodzą i odchodzą. Na obrzeżach permakulturowych grządek z grubej warstwy ściółki dumnie wychylają się tulipany, nic sobie z tych zmian pogodowych nie robiąc, za to robiąc swoje - czyli rosnąc.

Pod starodawnymi lipą i klonem z płytkiej ściółki wyłania się zielony żagielek niedźwiedziego czosnku i pierwsze listki mniszka lekarskiego, niechybny znak nadchodzących wiosennych sałatek. Bardzo cieszy mnie, że czosnki przetrwały kolejną batalię z zimą oraz z niezwykle ubogą glebą wypełnioną niemal do szczętu filcem korzeni stuletnich drzew. Najprawdopodobniej do nagiej gleby wraca życie, pod pokładami ściółki dwoi się i troi aby stworzyć roślinom lepsze warunki bytowe. Pod klon i lipę trafiają wszystkie gałęzie strącone przez wichury, co jeszcze bardziej przyczynia się do tego, że małym roślinom pod wielkimi drzewami żyje się lepiej. Ciekawym zjawiskiem jest spora sterta sosnowych szyszek tuż pod klonem - to dzięcioł urządził sobie zimową kuźnię i tym samym przyczynił się do dzieła ściółkowania.

Na grządkach ze zrębki widać zeszłoroczne truskawki, przetrwały zimowe trudy doskonale. A tuż za nimi powstają pierwsze niemal niedostrzegalne rowki, a w nich pierwsze zasiewy. Pies z kulawą nogą by się nie domyślił, że cokolwiek tu posiano, gdyby nie rządek białych tabliczek skrupulatnie opisujących symbolami co gdzie ma w przyszłości wyrosnąć. Taki właśnie jest urok uprawy permakulturowej - upodobniamy nasz ogród do tego, co można dostrzec w naturalnych lasach czy na łąkach, gdzie naprawdę trudno choćby o skrawek nagiej gleby, na którą paść mogłyby nasiona, tak jak to sobie człowiek w swoim małym rozumku uznał za konieczne i jedynie słuszne. Natura natomiast sądzi inaczej, i z chaosu zrębki pozwala wyłonić sie moim warzywom, czy to się specom podoba, czy nie.

W Ostoi zakończyła się zasadnicza faza stawiania pieca - zapłonął pierwszy ogień. Piec przez kolejne tygodnie będzie schnąć, wydalając z siebie setki litrów wody. Piec trzeba jeszcze poprawić pod względem staranności wykończenia, a także włożyć sporo pracy w przeróbki instalacji elektrycznej, prace murarsko-malarskie, no i w generalne sprzątanie. Przy "trybie weekendowym" prac w Ostoi, minie wiele tygodni zanim to wszystko się zakończy. Do tego czasu w domu królować niestety będzie wszechobecny bałagan, no ale taka jest kolej rzeczy gdy się nie jest cały czas na miejscu i działa z doskoku.

Wśród resztek cegieł na ganku wygrzewa się sąsiadka - ruda kocica zza lasu. Odwiedza regularnie, w nadziei na smaczny kąsek. Z reguły długo nie zabawia, ot, jedynie tyle, aby coś wyżebrać. No i warunki do wygrzewania nie za dobre - ledwie się rozłoży, a tu kolejny deszcz ze śniegiem z zachodu leci, albo i grad. Początki tego kwietnia są zupełnie inne od zeszłorocznych i po raz kolejny się okazuje, że wobec cykli w przyrodzie najlepszym co możemy zrobić, to obserwować je ze stoickim spokojem. Każda nawałnica się kiedyś kończy, a po niej wychodzi słońce, a w jego blasku nawet krajobraz po bitwie wygląda bardziej pogodnie i optymistycznie nastraja na przyszłość, tą bliższą i dalszą..