czwartek, 31 sierpnia 2023

Zaraza

Zaraza ziemniaczana to zmora większości wielbicieli pomidorów. Ostoja przez pierwsze lata wolna była od tej choroby, pierwszy raz pojawiła się ona tutaj w 2016 roku, bardzo nieśmiało. Z roku na rok jednak zaraza nasilała się, wraz ze wzrostem powierzchni uprawy zarówno pomidora, jak i ziemniaków. Przez siedem sezonów obserwowałem tą cholerę, zapobiegałem jej oraz leczyłem chore rośliny, testując całą gamę rozmaitych rozwiązań. Rok 2022 pokazał, że zabiegi moje skutkują w sposób zadowalający, a rok obecny udowodnił, że z zarazą da się wygrać i ograniczyć straty do nieuciążliwego minimum.

Czy jest to łatwe - tak. Czy jest to proste - tak. Czy wymaga sporo pracy, czasu i uważności - tak, tak tak. Zaraza nie poddaje się bez walki.

O zarazie ziemniaczanej napisałem obszerny artykuł, gdzie omówiłem ją w szczegółach. Tutaj na blogu pragnę skupić się na moich osobistych doświadczeniach i wnioskach. A najważniejszy z nich jest taki - kluczem do pokonania zarazy jest regularna, jak najczęstsza obserwacja.

Ani dobór odmian podobno odpornych na zarazę, ani zabiegi prewencyjne jakie można etycznie zastosować w permakulturowym siedlisku nie dają stuprocentowej gwarancji, że zaraza nie zadomowi się na roślinach. Dlatego też, choć i dobór odmian, i zabiegi prewencyjne są bardzo, ale to bardzo istotne i gorąco je polecam, to najważniejsze jest dostrzec absolutnie pierwsze objawy zarazy i natychmiast na nie zareagować. 

Dawniej zaraza potrzebowała 7-10 dni aby całkowicie zrujnować pomidory, dziś wydaje mi się. że potrafi to zrobić znacznie szybciej. Dlatego też najważniejsze jest uchwycenie tego momentu gdy już jest, ale jeszcze się nie rozłazi (nie wytwarza zarodników). Usunięcie porażonych fragmentów roślin oraz natychmiastowy oprysk w sumie chyba dowolnym naturalnym preparatem grzybobójczym, powtórzony trzy raz co drugi dzień, u mnie powstrzymuje zarazę niemal bez strat. Nie należy jednak spoczywać na laurach, trzeba nadal być czujnym i obserwować, bo zaraza lubi wracać, i raczej na pewno wróci. W międzyczasie można oczywiście wykonywać zabiegi profilaktyczne - od prześwietlania krzewów, po naturalne opryski, jednakże znowu - jeżeli zaraza wróci, a my to przeoczymy, nie będzie co zbierać - dosłownie i w przenośni.

W tym roku, stosując się do powyższych reguł, jak do tej pory ze 120 krzaków pomidora usunąłem całkowicie jeden krzak, który zaczął wykazywać objawy zarazy bardzo wcześnie (podejrzewam, że nosicielem było nasionko, z którego krzak wyrósł - chyba nieudany zakup przez Internet). Poza tym, trzy krzaki oporne w leczeniu usunąłem po zebraniu z nich małego plonu, nie chcąc ryzykować rozniesienia się paskudztwa na pozostałe. Zaraza pokazała się na kilkunastu innych krzewach, we wszystkich przypadkach udało się ją powstrzymać, uzyskać plon, a krzewy na dzień dzisiejszy, ostatni dzień sierpnia, nadal owocują.

Najczęściej zadawane pytanie, jakie notorycznie słyszę, jest o opryski. Jak już wyżej napisałem, testowałem całą gamę środków i mój wniosek jest taki - każda substancja mająca właściwości grzybobójcze działa, pod warunkiem że zostanie odpowiednio wcześnie zastosowana, kilkukrotnie. Stosowałem z dobrym skutkiem i wywar ze skrzypu, i sodę oczyszczoną, i wodę utlenioną, i inne wynalazki, wszystkie okazały się skuteczne, bo były grzybobójcze. Nie stosuję gnojówki z pokrzywy, nie stosuję drożdży i innych podobnych wynalazków, bo one grzybobójcze nie są. Tak, mogą być stosowane profilaktycznie (pokrzywa wzmacnia rośliny, a drożdże utrudniają grzybom kolonizację liści), ale gdy zaraza już "się zadomowi", żaden z tych środków nie pomoże.

Bywają też nieliczne przypadki, zarówno indywidualnych krzewów, jak i odmian, które choć chorują, to dają radę wydać normalny plon zanim padną, a są i takie, które ciężko przechorowują, a następnie odbijają i znowu rosną jak szalone. Przykładem takiej odmiany jest dziki pomidor Coyote, którego na przestrzeni tych lat żadna zaraza nie była u mnie w stanie wykończyć zanim nie wydał plonu. Moje działania idą więc w kierunku zbierania nasion z najbardziej odpornych egzemplarzy, głównie jednak dużych pomidorów, bo Coyote, cóż - fajny, odporny i owoce smaczne, ale centymetrowej średnicy.