środa, 29 czerwca 2022

Suchy czerwiec czy mokry?

 

Czerwiec dobiega już końca, a ja absolutnie nie miałem czasu nic o tym, co się dzieje w Ostoi napisać. Nie odwiedzałem jej za często, ale strategicznie zaplanowane wizyty pozwoliły utrzymać przy życiu jak do tej pory wszystko, co zostało posiane i posadzone, bez uruchomionego podlewania. Czerwiec w mojej opinii był miesiącem zasadniczo suchym, ale z mojej perspektywy było dość mokro, bo sporo czasu spędziłem w stawie, sadząc ciekawe rośliny wodne - nad wodą, pod wodą oraz na krawędzi wody i lądu. Strzałka olbrzymia, rozpław sercolistny, przęstka pospolita i manna mielec uzupełniły florę stawu. Na brzegu posadziłem pierwsze egzemplarze lasecznicy trzcinowatej, jednej z najwyżej rosnących traw jakie da się w naszym klimacie uprawiać.

Sadzenie roślin wodnych w ponad trzydziestostopniowe upały to sama przyjemność, szczególnie że mój staw ma niezwykle zróżnicowaną termikę. W zależności od preferencji, można się przemieścić w płytką strefę ciepłą lub do bardzo zimnej strefy głębokiej. Pięknie wyczuwalna w trakcie pływania jest też termoklina, czyli rozwarstwienie wody ciepłej i zimnej na pewnej głębokości. Obserwacje wskazują, że o tym wszystkim wiedzą też ryby, wybierając sobie rejon zimny w ciągu dnia, ale odwiedzając najcieplejsze kąty stawu od wieczora do poranka. Na płyciznach okazjonalnie widać też tarło rybek, będzie więc wkrótce ich kolejne pokolenie.

Pomimo suszy leśny ogród w Sorku nie jest nigdy podlewany. W tym roku w międzyrzędziach posadziłem między innymi ziemniaki, tworząc rodzaj uprawy agroleśnej, ale i syntropijnej. Ziemniaki zostały ułożone na granicy gleby i ściółki, a następnie obsypane trawą skoszoną na ścieżkach. Co dwa - trzy tygodnie koszę ścieżki i dosypuję trawy pod ziemniaczane krzewy. To jedyne zabiegi jakie tu wykonuję. Póki co, odpukać, wszystko rośnie pięknie, ale ostateczną ocenę pozwolą tej uprawie wystawić dopiero plony, a do nich jeszcze daleko.

Zacząłem reanimować szczyt spirali ziołowej, gdzie w bezśnieżną zimę wymarzły szałwie i rozmaryny. Zależy mi szczególnie na rozmarynie, zakupiłem więc dwie mrozoodporne odmiany - Arp oraz Hill Hardy. Po latach braku jakiejkolwiek opieki nad spiralą i pozwoleniu jej żyć własnym życiem, szczyt zarosły trawy, musiałem więc je usunąć. Starałem się jak najmniej ingerować w resztę spirali, co nie było łatwe i raz jeszcze utwierdziło mnie w przekonaniu, że sens mają jedynie spirale takiej wielkości, gdzie wszędzie można dosięgnąć bez wchodzenia na nie. No ale cóż, ci, którzy czytają bloga od dawna, wiedzą dlaczego spirala jest taka, a nie inna. Nie ma więc co się nad tym użalać, wdrapałem się na wierzchołek, posadziłem rozmaryny i teraz pozostaje jedynie czekać, co z tego wyniknie.

Susza sprawiła, że pszczoły nie mają za dużo nektaru w okolicy i z miodem jest nieco gorzej niż rok temu o tej samej porze. Ale ponieważ mamy jeszcze nieco zeszłorocznego miodu, postanowiłem na razie nic pszczołom  nie zabierać i zrobić jedno "wielkie" miodobranie dopiero po lipie. Na razie wziąłem więc jedynie plaster zbudowany naturalnie (bez węzy) , aby podelektować się nieco smakiem najświeższego i najmniej przetworzonego miodu, jaki sobie można wyobrazić. To, co jeszcze zadziwia w tym roku, to absolutny brak nastroju rojowego u pszczół, brak budowy mateczników, dosłownie zero chęci do cichej wymiany matki czy też do podziału rodziny. Do końca nie jestem pewien, czy się z tego cieszyć, czy smucić, a więc póki co, nie robię nic.

Jeśli chodzi o warzywnik, bo to interesuje zwykle największą rzeszę czytelników, to wszystko idzie dobrze, ale nie do końca. Czasami gdy się zbytnio zaufa swoim mistrzom, przydarza się zonk. Zanim pobrałem nauki u Charlesa Dowdinga, ściółkowałem swoje grządki w ogrodzie kuchennym słomą przeważnie, i przez lata wszystko szło dobrze. Charles jednak zachęca do tego, aby ściółkować wyłącznie kompostem. I tak też na dużej części grządek zrobiłem, a efekty były piękne. Do czasu. Do momentu wielkich czerwcowych upałów i suszy. Ponieważ nie mogłem być na miejscu i podlewać codziennie - zresztą i tak nie uznaję codziennego podlewania - to o ile rośliny już podrośnięte przetrwały moje nieobecności pięknie, to większość małych rozsad, szczególnie sałat padła. Małe roślinki nie zdążyły po prostu sięgnąć głębiej po wodę, zanim spaliło je słońce. Nauka stąd na przyszłość jest taka - ufaj, ale sprawdzaj, oraz, jeśli cos działa - nie zmieniaj. Na szczęście starsze sałaty plonują tak dobrze, że mógłbym otworzyć salad bar.

O jakonach pisałem wielokrotnie, także i to, że chyba wreszcie opanowałem naprawdę ich uprawę. Potwierdza się to teraz, rosną jak na drożdżach. Ruszyły też kukurydze, pomidory i groszek cukrowy, lenią się cukinie, dynie i ogórki. Zebrałem sporo jagody kamczackiej, nieco truskawek, skończył się całkiem szpinak. Dojadamy ostatnie ziemniaki z zeszłorocznych zbiorów, zjedliśmy właśnie ostatnią dynię. W piwnicy niewiele ubyło słoików z przetworami, szczególnie tymi z cukinii i dyni, myślę, że nie damy rady spożyć tego do tegorocznych zbiorów, ale trzeba się będzie starać. Skrzętnie notuję wrażenia z otwierania słoików sporządzonych wedle różnych receptur, aby wiedzieć, które warto powtórzyć, a o których należy zapomnieć. Niestety, niektóre rewelacyjne przepisy z Internetu okazują się chybione, albo inaczej, nie trafiają w mój kulinarny gust  raczej już z nich więcej nie skorzystam.

Zbliża się powoli czas zbioru czosnku, ale na razie obcinam pędy kwiatostanowe, z których w zasadzie powinno się robić pesto, ale mam jeszcze takowe z poprzednich lat. Siekam więc te pędy i wrzucam do różnych potraw, a to do jajecznicy, a to do zupy z groszku, starając się je zużyć bez konieczności "słoikowania". Plony czosnku zapowiadają się obficie, no ale znowu ta susza .... Dopóki główki pod ziemią, nie chwalmy się plonami. To, co na dzień dzisiejszy wiem, to że ze 100 posadzonych ząbków będzie na pewno ponad 90 główek, a jakiej wielkości, to się przekonamy. Trzy odmiany - Harnaś, Siberian i moja własna rywalizują o palmę pierwszeństwa i jak na razie, sądząc po rozmiarach tego co nad ziemią, wygra Siberian, przed Harnasiem, i moją odmianą. Martwić się? Ależ nie - każdy, kto dostał ode mnie czosnek mówi, że wprawdzie jest mały, ale tak aromatyczny, że jeden ząbek działa jak główka czosnku ze sklepu. Wiem wiem, chcą być mili i przesadzają, ale nieco prawdy w tym jest. A jaki będzie czosnek w tym roku, przekonamy się pewnie już za miesiąc.