poniedziałek, 28 listopada 2016

Małe objawienie

Obiecywałem sobie solennie, że w tym roku kalendarzowym koniec już z sadzeniem czegokolwiek w Ostoi. Że pora odłożyć ogrodnicze sprzęty do lamusa i pożegnać się z nimi do wiosny. W swoim postanowieniu wytrwałem dokładnie dwa tygodnie. A stało się tak z przyczyny poniekąd ode mnie niezależnej.
Początkiem wszystkiego była rozmowa z moim nauczycielem i mistrzem, Geoffem Lawtonem, dotycząca wzorców w naturze i projektowaniu permakulturowym. Pytałem Geoffa o to, skąd wie który z wzorców jest w danym projekcie najbardziej odpowiedni, jak dobrać ten najwłaściwszy.
Geoff odpowiedział mi, że "wzorce często wyłaniają się z praktycznego zastosowania zasad projektowania permakulturowego, jako dyrektywa do działania. Cofnij się i obserwuj jak Twój projekt rozwija się od analiz do form, które harmonizują z krajobrazem lub Twoją konkretną sytuacją, a zwykle forma wzorca nagle objawi Ci się - i wtedy masz pełne prawo stosować, powiększać i rozwijać ten wzorzec."


Jest taki fragmencik podwórka Ostoi, który od dawna nie bardzo mi pasował do układanki. Bo od wschodu dom, od zachodu wysokie brzozy, płot i las, od południa górujący nad wszystkim maszt piorunochronu i jeszcze na dodatek dojazd do szamba zostawić też trzeba. Różne mi się w głowie kołatały koncepcje, ale nie bardzo wiedziałem jak temat ugryźć.
I przyszedł ten moment, gdy stanąłem twarzą na północ, ze wzrokiem utkwionym w zeschłe trawy i liście, i poczułem, że wszystko się układa i że musi być wykonane teraz, zaraz, natychmiast.
"Rzutem na taśmę" zakupiłem kilka drzewek i krzewów, dobierając je do suchej piaszczystej gleby i małej ilości słońca. Gdy dotarły do Ostoi, rozpoczął się sobotnio-niedzielny maraton łopatowo-taczkowy. Drzewka i krzewy zostaly posadzone, a wokół każdego z nich pieczołowicie poukładałem mokre gazety. Następnie zlałem solidnie glebę wodą, posypałem odrobiną zrębki i wyłożyłem kształty przyszłych grządek mokrymi gazetami i tekturą falistą.

Zacząłem nadawać kształt grządkom, ściółkując je zrębkami i liśćmi, starając się myśleć głównie o wodzie, spływającej z północnego wschodu, o słońcu, dochodzącym tu z południa i sunącym na zachód za brzozy i las, no i o taczce, którą muszę móc się między grządkami poruszać. Sterta zrębki za płotem malała gwałtownie, ale nowe grządki zaczynały nabierać realnych kształtów. Zapadająca noc przerwała prace sobotnie, ale w niedzielny poranek wszystkie elementy układanki znalazły się na swoim miejscu.

Ledwie skończyłem, a pogoda dobitnie dała mi do zrozumienia, że pora jednak kończyć ten sezon. Wiatr, gradobicie i deszcz ogłosiły szumnie koniec prac na niedzielę. Nowe grządki jednak będą "pracować" całą zimę, stając się siedliskiem grzybni, dżdżownic i innych mikro i makroorganizmów, które przekształcą trawiaste klepisko w miejmy nadzieję bujnie rosnący fragment ogrodu. Wraz z tą spontaniczną akcją zaskoczyły na swoje miejsce pozostałe fragmenty układanki, czyli wiosenne nasadzenia dla świeżo wykonanych grządek, dalsze prace z tej strony domu, a koncepcja całej zachodniej strony podwórka zaczęła składać się do kupy jak klocki Lego. Warto było poczekać, poobserwować, nie robić ... dokładnie tak, jak poradził Geoff. teraz pozostaje tylko ten wzorzec powiększać i rozwijać.
Mała rzecz, a cieszy, takie nagłe objawienie i robota, było nie było, nieplanowana, po zamknięciu sezonu wymyślona i ukończona.

sobota, 19 listopada 2016

Zdążyć

Jeden z ostatnich tegorocznych weekendów przedzimowych w Ostoi wypełniony był pracą po brzegi. To ostatnia okazja aby posadzić jeszcze nieco drzewek i bylin. Setka rokitników i glediczji trójcierniowych znalazła nowy dom na skraju piaszczystej skarpy zwanej Zajęczą Górką. Nazwa jest bardzo adekwatna, konieczne więc było zabezpieczenie drzewek przed kłapouchami. Miejsce jest niezwykle niegościnne dla roślin, przez dziesięciolecia nie wyrosło tu nic poza mchami, porostami, odrobiną traw i wrzosu. teraz z wolna zaczynają je kolonizować sosny-samosiejki, próbuję więc nadać mu bardziej urozmaicony charakter, sadząc gatunki wiążące azot z powietrza i zwiększające żyzność gleby. Jeśli dziki nie wyryją, łosie, sarny, jelenie i daniele nie zniszczą a i ludzie nie pokradną, może coś z tego będzie ...

Drzewa niejednokrotnie zadziwiają swoją wolą życia. Niedaleko Ostoi, w miejscu, gdzie wiele lat temu spłonęło gospodarstwo, stoi sobie ten oto okaz - trafiony przez piorun, osmalony w pożarze, spróchniały i zgrzybiały, podziobany przez dzięcioły, a teraz jeszcze wyrzeźbiony przez szalonego bobra-artystę, który jednak musiał ugiąć się przed twardością gruszy. Drzewo nadal żyje, choć nie owocuje już. Drzew tak zniszczonych, a trwających jest w okolicy wiele, podziwiam te uparte okazy. Dlatego tak uparcie próbuję sadzić drzewa w Ostoi, pomimo wszelkich przeciwności, bo jest nadzieja, że choć kilka z nich przetrwa i rozrośnie się, a gdy to nastąpi, całe ich otoczenie zmieni się na korzyść. Jedyne, czego żałuję, to że drzewa te nie trafiły do Ostoi wiele lat temu. No ale jak to mówią, lepiej późno, niż wcale. Może jeszcze urosną i zdążę się nimi nacieszyć. A jeśli nie, to posłużą innym, i przyrodzie.

Gdy już uporałem się z drzewkami, przyszła pora na dwieście bulw krokusów i żonkili, które sadzę na obrzeżach leśnego ogrodu. Rośliny te skutecznie odstraszają gryzonie, tak przynajmniej wieść gminna głosi. Powinny również stanowić barierę dla traw i utrudnić ich wnikanie na grządki. Dodatkowo, cudownie wiosną wyglądają. Gdy bulwy są już w ziemi, biorę się za ostatnie ściółkowania grządek. Jak zwykle, brakuje mi materiału, chociaż wszystkie liście skrupulatnie wykorzystuję, chociaż dorzucam słomy i siana, chociaż resztki zrębki zużywam. Mało, mało i zawsze mało. Piachy Ostoi chłoną materię organiczną jak gąbka.

Ledwo kończę, a tu zaczyna się ściemniać i prószy pierwszy śnieg. Chciałbym, aby skoro zdążyłem ze wszystkim, padał teraz i padał, otulał ziemię, i grządki, i drzewka i te nieszczęsne dwieście żonkili i krokusów. Czekam od kilku lat na taki porządny śnieg, taki, w który można zanurkować prosto z sauny i zrobić przysłowiowego orła. Taki, który nie zniknie aż do wiosny i wreszcie zapewni ochronę przed mrozem glebie przez cały okres zimowy. Jak będzie, pożywiom-uwidzim, jak mówią bracia ze wschodu. Na razie nie wygląda na to, wrzosy wróżą zimę zmienną, z okresami bez śniegu. Wrzosową wróżbę zapisałem na karteczce i zweryfikuję na wiosnę. A tymczasem, wracam do miasta, aby zdążyć przed korkami na A2.