czwartek, 27 lutego 2020

Luty w obrazkach

 Kończy się luty, a zima do Ostoi na dobre nadal nie zagościła. Biało było jednego dnia, przez sześć godzin. Ani jednego dnia z lodem, na który można wejść i korzystając z jego obecności łatwiej przetransportować materiały na drugą stronę wód czy mokradeł. No cóż, trudno, trzeba będzie jeździć dookoła, ale to dopiero, gdy grunt obeschnie. Na razie, stosy drewna ściętego przez bobry czekają pod plandekami, aż się pogoda zlituje. Tymczasem, w leśnym ogrodzie pojawiły się pierwsze oznaki wiosny. Obok krokusów zielenią się truskawki i wieloletnie łubiny.

Krokusy posadzone tu i tam przepięknie ujawniają mikroklimaty - podczas gdy w niektórych miejscach już przekwitły, w innych dopiero wyłaniają się z ziemi, ale gdzieniegdzie jeszcze nie widać ich w ogóle. Zakładając, że nie jest to efekt odmiany, to wskazują nam one gdzie jest cieplej, a gdzie zimniej i w taki sposób pomagają planować inne nasadzenia. Staram się, aby kilka krokusów rosło pod każdym drzewkiem owocowym, od teraz już bowiem zaczynają wabić zapylacze, co się przyda później, gdy drzewka zakwitną.

Inny "drobiazg wiosenny' wyłazi to tu, to tam, nigdy nie przywiązywałem wagi do nasadzeń ozdobnych, ale różne dostane w prezencie nasiona, cebulki czy rośliny doniczkowe utykałem w ziemi, głównie w miejscach, gdzie "nic nie rosło", w tym w tak trudnych, jak pod wielkim klonem. I tu zaczynają wyłazić teraz przebiśniegi, cebulice i inna podobna drobnica.




Jeszcze nigdy tak wcześnie nie ruszały moje ulubione narcyzy. Te sadziłem celowo, na pograniczu grządek i ścieżek w leśnym ogrodzie. Od odmian karłowych, po miniaturowe. Zwykle w Ostoi miały spore opóźnienie w stosunku do krokusów, w tym roku jednak najwyraźniej im się spieszy. Co jeszcze dziwniejsze, wylazły też z ziemi pierwsze liście tulipanów, ale czosnku niedźwiedziego jeszcze nie widać. "Normalne" to to nie jest.



Pomimo braku śniegu, na brak wody nie można narzekać. Powiedziałbym, że opady deszczu są dość obfite i gleba jest dosyć mokra. Doskonale w tych warunkach czują się na grządkach niedobitki z poprzedniego sezonu. Rosną sobie w najlepsze i co jakiś czas z powodzeniem można je podskubać i spożyć świeżą zieleninę wprost z ogródka. W lutym. W lesie. Hmm ....




Zima 2019/20 nie zdołała wykończyć nawet sałat rzymskich, które teraz zaczynają robić się coraz ładniejsze. Być może to też kwestia uprawy z własnych nasion?







Zeszłoroczny brokuł bierze się za kwitnienie.









Tymczasem, w Warsztacie Pod Chmurką wykorzystuję czas kiedy nie pada. Proste prace mechaniczne, ślusarskie czy stolarskie najlepiej wykonuje mi się z dzięciołem nad głową i kłócącymi się przy karmniku sikorkami. Szczególnie, że żurawie też drą się jak opętane. Nie ma sensu dłubać pod dachem gdy wokół tętni życie. Trzeba jedynie uważać, aby wodząc wzrokiem po niebie za przelatującym krukiem, palca sobie nie przewiercić. W tych krótkich chwilach, gdy akurat jestem w Ostoi i akurat nie pada, powstają takie drobiazgi, jak na przykład drewniany podest pod ule.

 Skoro o ulach mowa, no muszą na czymś stabilnie stać. W Ostoi piasek ma to do siebie, że zakopane przez poprzedników przed dziesięcioleciami śmieci z czasem "zmartwychwstają", natomiast ustawione na wierzchu przedmioty z czasem zostają "pochowane". Nienawidząc betonozy, siłą rzeczy nie wymurowałem fundamentów pod stojaki dla moich uli. Użyłem małych geokratek, które w każdej chwili można usunąć, gdyby zaszła taka konieczność. Geokratki wprawdzie są z tworzywa sztucznego, ale w całości pochodzącego z recyclingu, nie mam więc tu jakoś wyrzutów ekosumienia, szczególnie że wytrzymują dziesiątki lat.

Element betonowy postanowiłem jednak wprowadzić, w formie mobilnej. Kilka pustaków fundamentowych, które pozostawały w kącie szopy i czasami służyły za obciążniki czy lewarki, przeniosło się teraz na "pasieczysko". Na nich to właśnie spoczną drewniane konstrukcje przygotowane w Warsztacie Pod Chmurką. Ale to jeszcze nie teraz, dopiero, gdy się ociepli.




Tymczasem, pozbierawszy w okolicy osikowe i brzozowe patyki, wzbogacam sosnowy płotek o "gustowną" furteczkę.










Gdy słoneczko chowa się za lasem, odbywam krótki spacer, by zobaczyć jak wygląda świat poza podwórkiem. Wygląda nieźle, tzw. łajdlajf trzyma się mocno - dziki ryją, bobry tną, a grupka łabędzi udaje obrazek z makatki na pobliskim starorzeczu. Jeszcze tylko jelenia na rykowisku brak, ale to nie ta pora roku. Jest za to zagoniona na drzewo ciężarna kotka, a pod nią dwa wiejskie burki spuszczone z łańcucha. Po krótkiej interwencji, burki w jedną, kotka w drugą, a ja z powrotem na podwórko i do auta, bo pozaostojowe obowiązki czekają i nie tylko w Ostoi, samo się nie zrobi.