niedziela, 25 grudnia 2016

Lekcje roku 2016

Uczestnicząc w życiu różnych internetowych społeczności, często pod koniec roku otrzymywałem maile od ich liderów, lub natykałem się na wpisy na blogach i forach, poświęcone temu, czego w danym roku się nauczyli, co ich zaskoczyło, co się powiodło, a co nie bardzo. Koniec roku podobno skłania ludzi do takich refleksji. Podobno, bo do tej pory nigdy nie przyszło mi do głowy, aby takie rozważania prowadzić. Aż do tej chwili. Myślałem, jak zakończyć ten rok na blogu i cóż, nie wymyśliłem nic lepszego, jak napisanie Wam, Drodzy Czytelnicy o tym, czego się w tym roku nauczyłem. Wybaczcie nieuczesanie tych lekcji, ale dokładnie w taki sposób były mi one udzielane, są więc nieco od Sasa, do, nomen omen, lasa.

Rok zaczął się od niespodziewanego dopływu pięknych permakulturowych i ogrodniczych lektur, otrzymanych dzięki uprzejmości i współpracy z permies.com. Lektury pochłaniałem jednym tchem. Każda z nich nauczyła mnie czegoś, każda zainspirowała też do zadania pytań autorom. Odkładałem to jednak, chłonąc kolejne lektury. Rok 2016 zabrał dwóch autorów książek ze zdjęcia, nigdy więc już nie nadarzy się sposobność, aby ich o cokolwiek zapytać. Rok ten zabrał nie tylko Toby Hemenwaya i Mela Bartholomew, odszedł także Mike Oehler, mistrz budowy super tanich schronień i domów oraz wielki Bill Mollison, twórca permakultury. Śpieszmy się więc pytać mistrzów, tak szybko odchodzą. Mój powracający sen o Billu odwiedzającym Ostoję i bezlitośnie krytykującym moje poczynania nigdy się już nie spełni, ale będę dalej działał tak, jakby miał on się ziścić jutro.

Kolejny raz swoją klasę potwierdziły moje donice podsiąkowe, które okazały się prawie najmniej pracochłonne. Prawie, bo przegrały z czymś nowym, o czym dalej. Dostałem jednak po nosie uzupełniając żyzność donic kompostem spoza Ostoi (gdzie kompostu nigdy jak na razie nie ma wystarczająco dużo), albowiem okazał się pełen nasion wszystkiego - blisko 30 gatunków nieposianych przeze mnie wyrosło w donicach, obok tego, co posiałem. Celowo nie piszę "chwastów" bo wiele z tych roślin przydało się - gwiazdnica świetnie smakuje, a nasiona ostropestu są lecznicze. W przyszłości jednak nie zamierzam do donic dodawać kompostu spoza Ostoi.

Eksperymenty, takie jak testowanie nowych odmian i gatunków roślin są fajne, ale niezwykle zwiększają pracochłonność. Nauczyło mnie tego 28 odmian pomidorów jakie przetestowałem w tym roku. Było to bardzo pouczające doświadczenie, wskazało bowiem odmiany, które w Ostoi najlepiej się sprawdziły, oraz takie, których nie warto tu uprawiać. Było to jednak takie doświadczenie pierwsze, i ostatnie. W następnych latach będę uprawiał cztery sprawdzone odmiany, i dodam jako testowe dwie - cztery nowe, nie więcej. Testując po tylko tyle nowych odmian co roku, pogodzę dobre plonowanie z racjonalnymi nakładami pracy i pasją do eksperymentowania, znajdując (oby) złoty środek.

Hitem i odkryciem roku 2016 okazała się dla mnie uprawa w workach. Nauczył mnie jej Larry Hall, mistrz "dziwnych" upraw, między innymi systemu uprawy z wykorzystaniem rynien do nawadniania (której to metody nie dałem rady spróbować, przeszła na rok 2017). Każdy, kto przebrnie przez pracochłonny etap przygotowania podłoża do worków (lub leniwie zakupi gotowe, o co wbrew pozorom w Polsce nie będzie łatwo), będzie zachwycony tym, jak mało pracy wymaga taka uprawa. W kolejnym roku na pewno będę kontynuował próby z nią związane, bazując na tegorocznych doświadczeniach. Co by jednak nie mówić, takich pomidorów jak w workach, nigdzie indziej pod gołym niebem nie udało mi się uzyskać.

Walka z naturą zawsze ma zgubne konsekwencje, dla natury i dla człowieka, który jest jej częścią. Powinienem oczywiście to wiedzieć, i tak naprawdę wiedziałem, ale wiedzieć to jedno, a rozumieć to drugie. Hugel, czyli wysoka, wypełniona drewnem grządka jest magnesem dla wszelkich zwierząt - od mrówek począwszy, przez zaskrońce, po ptaki. Okoliczne leśne ptaszyska, ze szczególnym uwzględnieniem kosów, uwzięły się na nasiona i siewki pracowicie na huglu wysiewane i kiełkujące. Aby zapobiec grabieżom, pomiędzy powierzchnię gleby a ściółkę wprowadziłem plastikową siatkę, co okazało się być pułapką dla zaskrońców. Biedaki utykały w niej, szukając drogi do swoich korytarzy pod huglem. Przez jakiś czas uwalniałem te biedne gady, wsadzałem do wiaderka i wynosiłem z podwórka do ich naturalnego środowiska, w ostępy nad Rawką, ale one z uporem maniaka powracały. Po siedemdziesiątym wężu poddałem się, nigdy więcej takiej siatki.

W przyrodzie nie ma odpadów, więc i my powinniśmy innym okiem patrzeć na wszystko, co nam zalega, przeszkadza, jest niepotrzebne. Rama starego tapczanu, resztki trawy morskiej z materaca, na wierzch nieco zrębki, trochę niezbyt ładnych bulw topinambura i kiełkujących ziemniaków, zeszłoroczne nasiona bobu i fasoli, no i mamy całkiem fajną grządkę, która bez żadnej w sumie opieki dała na koniec roku sumę zbiorów o objętości połowy dużego wiadra. A w kolejnych latach może być tylko lepiej - wystarczy dodawać ściółki na wierzch i albo pozostawić topinambury aby się rozrastały, albo sadzić inne rośliny, a z czasem na ugorze gdzie założyłem grządkę powstanie dobra gleba, rama się rozpadnie i nie będzie po niej śladu, a jako bonus, będzie też co włożyć do garnka. Najprostsze sposoby z reguły okazują się najskuteczniejsze i najmniej pracochłonne.

Nobel w kategorii recyclingu i funkcjonalności idzie do nadstawek do palet - okazały się tegorocznym strzałem w dziesiątkę. Można w skrzyniach z nich zbudowanych nie tylko przechowywać zrębki, nawóz od sąsiedzkich zwierząt, ściółkę czy kompost, ale również wykorzystać jako obramowanie małej grządki wyniesionej, przy czym w każdej chwili można takie obramowanie złożyć, przenieść czy schować. Najbardziej sobie cenię możliwość regulacji wysokości, która znakomicie ułatwia wybieranie ze skrzyń wszystkiego, co się w nich przechowuje. Mam jeszcze kilka innych pomysłów na wykorzystanie tych nadstawek, ale o tym w następnym roku.

Zupełnie nie doceniłem wydajności permakulturowego ogrodu i "dałem ciała" na całej linii w (wątłej) materii podpór - generalnie nie wytrzymały one masy plonów. Myślałem, że w małych workach pomidorom wystarczy podpora z siatki ogrodzeniowej, niestety - siatka pod ciężarem owoców złożyła się jak domek z kart. Podobnie, plastikowa siatka szklarniowa do uprawy ogórków, napięta na sznurkach nad kostkami słomy, nie utrzymała rosnących na kostkach pomidorów. Muszę gruntownie przemyśleć temat podpór, bo nic nie jest tak przykre, jak prawie dojrzałe pomidory, ogórki czy melony, które burzowy wiatr wraz z podporami rozciąga na ziemi.

Rok 2016 był dla mnie rokiem ziół - bardzo wiele się o nich nauczyłem, bardzo wiele pracy włożyłem w lepsze ich poznanie. Lekcją najważniejszą odnośnie ziół było to, że lepiej jedno zioło poznać w stu aspektach - metodach zbioru, przygotowania, zastosowania i przechowywania, niż sto ziół pobieżnie, I tak jak w przypadku nowych odmian pomidorów, przyrzekłem sobie solennie nie szaleć w następnych latach, a raczej wziąć na celownik jedno-dwa-trzy zioła i skupić się na gruntownym ich poznaniu. Jeśli co roku uda się taką taktykę powtórzyć, to za jakiś czas powinienem mieć solidny fundament wiedzy, a nie "zamek na piasku". Oczywiście pierwszeństwo mają te zioła, które rosną już w Ostoi, i w jej najbliższej okolicy. Przełomem stało się odkrycie stanowiska wrotyczu bliziutko, a potem zagłębienie się we właściwości tej cudownej rośliny, zastosowanie jej na sobie, gdy nastała taka konieczność i obserwacja min doktorów, którzy nie bardzo mogli uwierzyć w efekty.

Zarówno w Ostoi, jak i poza nią, miałem okazję poopowiadać innym o permakulturze. Nauczyłem się, że czasami mówię do osób, które spotykam przypadkowo, które znalazły się na kursie lub warsztatach z musu, które marzą tylko o tym, aby móc zatopić wzrok w ekranie swojego smartfona i nie musieć słuchać jakichś opowieści dziwnej treści. Takie osoby, z reguły młode, ale nie tak bardzo - takie co już utraciły dziecięcą ciekawość świata, ale nie nabrały jeszcze charakterystycznej dla dorosłości praktycznej ciekawości, potrafią doprowadzić prelegenta do rozpaczy, jeśli nie jest on na ich obecność odpowiednio przygotowany. Warto jest mieć w zanadrzu parę spektakularnych tricków, pokazów, opowieści i anegdot, które choć na jakiś czas będą w stanie oderwać młode główki od fejsa i tindera. Jakich? Tego dokładnie nie zdradzę, ale musi być ... spektakularnie ;) Wiele takich możliwości daje ... energia Słońca.

 A gdy okoliczności uniemożliwiają poważne prace "polowe" i permakulturowanie na łonie przyrody w Ostoi, to warto jest też mieć w zanadrzu coś, co pozwoli kultywować swoje pasje niemal w dowolnym miejscu. Ja w tym roku odkryłem uprawę mikrozieleniny, czyli tak zwanych microgreens, różniacych się od popularnej uprawy kiełków między innymi tym, że uprawia się ją nieco dłużej i w niewielkiej ilości gleby. Jak dla mnie mikrozielenina jest doskonałym uzupełnieniem miejskiego jadłospisu, możliwym do wyhodowania o każdej porze roku, bez większego wysiłku. Temat ten na pewno będę zgłębiał w następnym roku, koncentrując się nie na zwiększaniu produkcji, ale na jak największej koncentracji składników odżywczych w moich mikrozieleninkach. A wszystko pod kontrolą refraktometru.

Jednoosobowe, weekendowe, intensywne gospodarowanie w Ostoi z jednej strony stanowi doskonałą odskocznię od miejskiego życia, z drugiej jednak czasami jest w stanie w jeden dzień zedrzeć do cna parę grubych skórzanych rękawic, a co dopiero siły pana w średnim wieku. Dlatego też coraz bardziej prace w Ostoi idą w kierunku tworzenia systemów wieloletnich i samoobsługowych po to, aby z każdym rokiem pracy ubywało. Oczywiście, nigdy raczej nie nadejdzie taki moment, aby całkowicie spocząć na laurach, ale trzeba respektować znaki, które daje ciało i umysł, i wiedzieć, kiedy zwolnić. Odkryciem bardzo pomocnym w tym zakresie okazuje się być ekologia leśna, w wydaniu Marka Sheparda, autora książki "Restorative Agriculture". Walka z lasem otaczającym Ostoję ze wszystkich stron jest bezcelowa, z drugiej strony las to nie Borg, który pragnie wszystkich zasymilować. Manipulując stadiami sukcesji, można z nim żyć w zgodzie i korzystać z dobrodziejstw jakie oferuje, należy jednak odłożyć na bok własne wizje i posłuchać, co radzi las.

I tak oto wygląda mój Ostojowy rok 2016 w pigułce. Wszystkim, którzy odwiedzili ten blog w odchodzącym roku serdecznie dziękuję za Waszą tu obecność, Wasze odwiedziny są dla mnie inspiracją do dalszych działań i pisania. Życzę Wam i sobie, abyśmy wszyscy mieli wiele okazji, aby spotkać się tu ponownie w nadchodzącym roku 2017 i aby rok ten przyniósł Wam wiele radości i sukcesów we wszystkim, co Was rajcuje i co kochacie. Dobrego 2017!