sobota, 16 stycznia 2016

Cisza

 Zawitałem do Ostoi po dłuższej nieobecności. Powitała mnie zima, urokliwa jak rzadko. Uginające się od śniegu gałęzie, czapeczki śniegowe na sztachetach płotu, bezwietrzna pogoda, słoneczko i ... cisza. Cisza świdrująca w uszach. Ani jednego odgłosu. Jakby Ostoję przykrył dźwiękochłonny klosz. Powoli obchodzę włości, rozglądając się dookoła. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to nieskalana powierzchnia śniegu, Żadnych śladów zwierzyny, żadnych śladów ludzkich stóp. Puste ptasie karmniki domagają się ziarna. Choć ani śladu wiaterku, z drzew od czasu do czasu spada odrobina śniegu, tworząc drobne wzorki na śniegowej kołderce.

Donice, grządki, ogródki, spirala ziołowa i sadzik, wszystko śpi sobie pod warstewką śniegu. Spóźniony on jest nieco, bo nie ochronił roślin i gleby przed pierwszą falą mrozów, ale bardzo, bardzo potrzebny. Wody w każdej formie cały ubiegły rok nam brakowało, dobrze więc że choć trochę tych opadów chociaż teraz mamy.



Rzeczka nasza ulubiona, Rawka, wypełniona wodą po brzegi. Tam, gdzie nurt nieco silniejszy, nie ma ochoty zamarzać. W miejscach spokojniejszych, do połowy skuta jest cienkim lodem. Starorzecza całkowicie zamarznięte, a w lasach okolicznych pusto i cicho. Czasem tylko spotykam gromadkę ptaków przycupniętą na drzewie. Tropów zwierzyny niewiele, jeśli już to głównie zajęcy i saren, a z rzadka dzika.


Domek stoi cichutko, z wygaszonym piecem i zamkniętą wodą, bo to jedynie króciutka, kilkugodzinna wizyta. W środku temperatury ujemne, najcieplejszym miejscem jest ganek, o poranku omiatany promieniami słońca. Zabieram z niego pozostawione w zeszłym roku nasiona, aby zrobić przegląd kolekcji, uzupełnić braki i zastanowić się nad tegorocznymi uprawami. Na chwilę obecną wydaje się, że priorytetem będą pomidory, dynie i strączkowe. Miło tak sobie poplanować wiosenne prace, gdy śnieg skrzy się wkoło.

Tuż przed wyjazdem, przy samej ścianie domku odkryłem ślady jakiegoś zwierza, który musiał wpaść w odwiedziny, gdy spacerowałem nad rzeką. Nie znam się na tym, ale wygląda mi to na kunę- złodziejkę, która notorycznie kradnie słoninę wywieszoną dla sikorek. O zmierzchu przed odjazdem przysiadłem na schodkach, w nadziei że kuna się pojawi, ale jedyne co przyszło, to cisza, taka sama jaka mnie rano powitała. Cisza bez jednego dźwięku, w której słychac własne myśli.