poniedziałek, 22 czerwca 2020

Nowe

 Nie  pisałem długo, bo przytłoczyło mnie Nowe. Nowe, które w roku 2020 dopada ze wszystkich stron. Raz jest tragiczne, raz komiczne, raz pozytywne, raz takie, że siąść i płakać, gdybym miał w zwyczaju. "O roku ów", chciałoby się rzec ... ulituj się! Ale do konkretów ...
Nie , nie będzie o koronawirusie, będzie na początek nieco o pogodzie. Pogodzie absolutnie wariackiej. Koszmarnie ciepła i sucha zima, sucha wiosna, a potem przyszedł szalony maj, który o prawie tydzień poprawił rekord moich trzydziestoletnich obserwacji - dowalił kilkustopniowym mrozem w dniach 26 i 27 maja, ubijając skutecznie nie tylko moje pomidory na grządkach, ale również rośliny w okolicznych nie ogrzewanych tunelach. Oczywiście, wraz z pomidorami poległy i inne ciepłolubne, dlatego też w tym roku chyba nie będzie salsa verde z miechunki ...

Szczęśliwie, załamanie po spektakularnej porażce trwa u mnie średnio trzydzieści sekund, poszły więc  w ruch procedury awaryjne - posadziłem rośliny zapasowe, wysiałem kolejne partie dyń, cukinii i kabaczków, zająłem się reanimacją ogrodu, jednocześnie wykorzystując okazję, aby sprawdzić, ile roślin odrośnie z bardzo silnych brył korzeniowych, które przecież przez te dwie mroźne noce nie mogły przemarznąć ... Przez prawie miesiąc, odrosły ... dwie, czyli mniej niż 2%.  Morał z tego taki - nie ma co liczyć na cuda. Jest jednakże i wynik drugiego eksperymentu - sprawdziłem, ile czasu zajmie mi wyhodowanie nowej rozsady pomidora. 28 maja wysiałem nasiona ponownie, sadzonki były gotowe na 18 czerwca. Wynika z tego, że w przyszłym roku mogę wysiać pomidory 7 maja, aby je przesadzić do gruntu 1 czerwca i będzie super. O ile anomalie pogodowe nie spowodują tego, co się stało w czerwcu.

Burza przywaliła z siłą wodospadu, prawdopodobnie dołączył się lokalnie grad. Świadczą o tym dziury w resztkach liści jakonów, wcześniej ściętych przymrozkiem. Ucierpiały znacznie (ponownie) ciepłolubne, oraz oczywiście nowe nasadzenia fasoli. Fronty atmosferyczne przewalały się (i czynią to nadal) w sposób niemożliwy do odzwierciedlenia przez prognozy, jeszcze nigdy nie zawiodłem się na nich tak, jak w tym roku. Jedyną miarodajną informacją, jaka się sprawdza są dane z radaru pogody, które pokazują na bieżąco sytuację pogodową, dzięki czemu wiem, że za godzinę będzie pompka. Niestety, wciąż płacę frycowe za to, że dzielę swój czas między miasto i wieś - nie sposób zareagować zdalnie na oberwanie chmury.

Nowe bywa jednak i pozytywne. Rośliny zimnolubne w tym roku rosną doskonale, nawet w sytuacji ekstremalnej, gdy mają około jednej godziny bezpośredniego słońca dziennie. Gigantyczne sałaty, ogromny szczypior i piękny bób zdają się kpić z anomalii pogodowych i radzą sobie wyśmienicie. Szczerze mówiąc, obfitość sałat przytłacza, a na bobie trudno znaleźć choć jedną mszycę do zdjęć, a wiadomym wszem i wobec jest, jak istoty te lubią sadowić się na czubkach bobu. Zapewne plony w tych zacienionych miejscach nie będą tak obfite jak w ogrodach omiatanych promieniami słońca przez 6-8 godzin dziennie, ale taki jest urok gospodarowania w puszczy.

Z rzeczy Nowych, staw jest bez wątpienia jednym z najbardziej satysfakcjonujących elementów siedliska. Okazało się, że krakanie krytyków zdało się na nic i bioróżnorodność w stawie kwitnie. Odbywają gody traszki i kumaki, a w innej części stawu kursują ławice ryb. Żeby nie być gołosłownym, staw (zapewne przypadkowo) stał się przedmiotem badań mających na celu ocenić bioróżnorodność na obszarach Natura 2000 i myślę, że wypadł na siódemkę z plusem. W międzyczasie, uzupełniam szatę roślinną. Jedną z podstawowych funkcji, jakie chcę osiągnąć, jest zacienienie powierzchni wody. Po to, aby mniej parowała, miała niższą temperaturę i mniej glonów w niej rosło, co przyczyni się znacząco do "zdrowia" stawu w przyszłości. Dlatego sadzę grążele żółte i grzybienie białe, popularnie zwane nenufarami, które zacienią mi staw. No i zawsze będę mógł zastosować metodę "na Noce i Dnie" ....

Kilka polikultur czosnkowych, które testowałem, sprawdza się doskonale, mniej lub bardziej. Te mniej doskonałe po prostu cierpią z powodu suszy, ale nadal trwają, bez nawożenia i podlewania. Te lepsze, zdają się urągać wszystkiemu - rozstawie, zasadom uprawy, nawożenia, zabiegów pielęgnacyjnych. Oczywiście, w warunkach Ostoi i gleby klasy VIz główki czosnku nie osiągną imponujących rozmiarów, ale z drugiej strony, gdy uświadomisz sobie, że pierwszym i ostatnim zabiegiem agrotechnicznym było wetknięcie ząbków czosnku w grządkę w październiku 2019, to może dojdziesz do wniosku, że rozmiar nie ma znaczenia ... zrekompensuje go ilość. O czosnku piszę, dla przypomnienia.

Najważniejsze Nowe, jakie przyszło do Ostoi, bzyczy i pracuje. Po długim okresie przygotowawczym przybyły pszczoły. Myślę, że obok roślin wieloletnich w leśnym ogrodzie i ryb w stawie jest to trzeci filar solidnego fundamentu, na którym moje siedlisko spoczywać ma zamiar. Czas pokaże, czy ta koncepcja się sprawdzi, już teraz jednak mogę powiedzieć, że pszczoły są elementem niezwykle fascynującym i przyjaznym, mam więc nadzieję, że się dogadamy i działać będziemy wspólnie dla dobra Ziemi i ludzi, i pszczół oczywiście też.