niedziela, 16 sierpnia 2015

Na fali upałów


 O tym, że żar się z nieba lał, i nadal leje, nie trzeba nikogo chyba informować. Bardzo to trudny czas dla roślin wszelakich, a i dla zwierząt okolicznych nienajłatwiejszy. Rzeczka nasza ulubiona obniżyła poziom o ponad połowę, teraz naprawdę ciężko znaleźć dołek głęboki dość, aby w nim się dobrze wypluskać. Na szczęście po całym pracowitym dniu można się w rzeczce jeszcze położyć i dać opływać chłodniej wodzie ... ale ja nie o tym, a o moich donicach opisywanych tutaj. Otóż dla donic tych żar z niebios i susza okazały się zupełnie niestraszne.

Plony z pierwszej donicy zostały już zebrane, kolejne donice przygotowane i obsiane, a wszystko to przy "podlewaniu" raz na dwa tygodnie, w te upały. Wody na dnie donicy uzupełniać bowiem częściej nie trzeba, i podczas gdy inne "wynalazki" cierpią (ze szczególnym uwzględnieniem hugla, który w teorii powinien gwarantować uprawę bez podlewania), w donicach mych życie kwitnie. W niektórych przypadkach przez gęstwę roślin aż trudno dostrzec donicę. Testujemy więc sobie różne kompozycje roślinne, od fasolo-nasturcjo-jabłonki, przez marchewko-rzodkiewko-kapustę, po prostą monokulturę pomidorów. Jak do tej pory nie natrafiliśmy na coś, co by w tych donicach nie chciało rosnąć. Oczywiście, przez te upały sałaty od razu idą w kwiaty, a naszej posadzonej z nasionka jabłonki jeszcze nie widać w gęstwie fasoli, ale jest ona tam, i ma się dobrze.

Donica ma "pole uprawy" o wymiarach 40 x 70 cm, co daje 0.28 metra kwadratowego, areał upraw imponujący ;) Jednakże, dzisiejszy zbiór z jednej donicy, polegający na usunięciu połowy rzodkiewek i liści kapusty chińskiej pac-choy dał w efekcie (po oczyszczeniu) nieco ponad pół kilo żywności, co odpowiada wydajności ... 17 ton z hektara. A wszystko to w 21 dni od siewu. Oczywiście, nikt o zdrowych zmysłach nie obstawi stu hektarów pola takimi donicami, ale gdy się pomyśli, że nawet na najmniejszym balkonie w bloku zmieszczą się trzy lub cztery .. a na tarasach czy dachach tuziny ... Naprawdę, tak niewiele potrzeba aby cieszyć się zdrowymi warzywami własnego chowu.

W innych częściach Ostoi nie jest już tak kolorowo, upały jednak wywierają piętno na wszystkim, co żyje. Tak zwane Trzy Siostry, czyli wspólna uprawa dyni, kukurydzy i fasoli cierpią z powodu suszy i rosną powoli, cieszymy się jednak, że w ogóle rosną, w początku czerwca w tym miejscu był jeszcze pokryty kępową trawą piach. Jeśli plony w tym roku będą tu słabe, lub nawet żadne, to w przyszłym i tak będzie lepiej. Ale jeszcze nie składamy broni i nie poddajemy się, tu u nas wszystko jest około trzy tygodnie opóźnione, ale i z reguły dłużej zbieramy plony, tyle że później - ot, taka szkoła cierpliwości. Skoro już mowa o plonach, to smak ich jest nieporównywalny z tym, co oferują nam markety. Aby nie być gołosłownymi, zmierzyliśmy też zawartość składników odżywczych w naszych warzywach przy użyciu refraktometru i (co nie było niespodzianką), sok z naszych warzyw daje wynik dwu-trzykrotnie wyższy niż w przypadku analogicznych warzyw ze sklepu.

No ale nie samymi uprawami człowiek żyje. Niski stan wody w rzeczułce sprzyja eksploracji i czasami przynosi ciekawe znaleziska. W efekcie takich rzecznych wypraw na ścianie szopy pewnego dnia zagościł duży "krokodyl", po jakmś czasie dołączył do niego drugi, mniejszy, a następnie pojawiła się zadziwiająca deska - dziurawka. Czasami rzeczką spływają zadziwiająco wielkie pnie, które "nie miały prawa" do nas dotrzeć, a jednak, siła wody pcha je przez wszystkie meandry. O ile z reguły u nas one sięna dłużej nie zatrzymują, to przy tym niskim stanie wody, chętniej jakby robią sobie tu przystanek.

Gdy upał oszałamia, dobrze jest znaleźć sobie jakieś niezbyt męczące zajęcie. Można na przykład pogrzebać w stertach rupieci w piwnicy lub na strychu, w składziku lub w warsztacie i ze znalezionych tam "odprysków cywilizacji" spróbować coś wyczarować. Może niewysokich lotów to czary, ale wziąwszy poprawkę na upał, dźwięczą i błyszczą się pięknie - poruszane przez wiatr dzwoneczki z części komputerowych dysków twardych i sznurka. Można też suszyć zioła, te które jeszcze nie ucierpiały przez suszę, czyli u nas w Ostoi to lawenda, rozmaryn i szałwia, ze spirali ziołowej. Powoli zbliża się też pora piołunu, który teraz właśnie zbiera się, aby zakwitnąć. Smutkiem napawa jednak widok brzóz, na potęgę gubią żółknące liście, podobnie zresztą jak i lipy, zaczyna się robić nostalgicznie jesiennie.

Podwórkowy rezydent - zając młody tegoroczny, z upału pomieszania zmysłów chyba dostał, bo rezydować potrafi w kamiennym kręgu ogniska. Co go tam sprowadza, ciężko dociec, ale najwyraźniej sobie to miejsce upodobał. Mamy nadzieję, że niedługo urośnie wystarczająco, aby nie móc się przecisnąć między sztachetami i że jednak "wybierze wolność" w rodzinnym lesie. Z utęsknieniem czekamy ochłodzenia i deszczów, bo wszystko, co żyje w Ostoi wydaje się bardzo tego potrzebować.