niedziela, 10 czerwca 2018

Historia jednej grządki

Fala upałów nieustannie trawi Ostoję, a przyroda dostała znaczącego przyspieszenia. Zakwitły lipy, a kwiaty czarnego bzu zdecydowanie zaczynają przekwitać. To ostatni moment, aby nazbierać ich dosyć na wino i "szampana". O ile wino wymaga kilku miesięcy oczekiwania, o tyle "szampan" sporządzić można w niecałe dwa tygodnie. W Ostoi jest on sztandarowym napojem na upalne dni, z reguły sporządzam więc minimum 20 butelek. Przy tych temperaturach jest on gotowy w tydzień, po czym trafia do zimnej piwnicy. Im dłużej stoi, tym bardziej wytrawnym się staje, zwykle jednak nie danym mu jest dotrwać do końca lata.

Grządka sałatowa pomimo upałów nadal plonuje, ten sezon pod względem sałat jest rewelacyjny. W połowie to zasługa lokalizacji grządki (w cieniu), a w drugiej połowie grządki jako takiej - sposobu, w jaki ją zakładałem.

Zwykle wszystko zaczyna się od gleby - choćby takiej jak tu, w Ostoi. Niemal nic tu nie rośnie - gdzieś od czasu do czasu jakaś trawka, kępka mchu lub jakiś porost. Nie ma jednak złych miejsc na ogród, trzeba jedynie wiedzieć, jak się zabrać do sprawy.


Pierwszy krok to wzruszyć widłami lub łopatą glebę, ale nie przewracać jej. Chodzi o usunięcie ubicia i stworzenie kanałów, którymi woda i substancje odżywcze będą mogły wnikać wgłąb gruntu.

Drugi krok, który można wykonać lub nie, to umieszczenie obramowania wokół grządki. Mam jeszcze kilka nadstawek na europalety, wykorzystuję więc je na obramowania.

Grządki najlepiej przygotowywać na jesieni, aby przekompostowały się przez zimę i były gotowe do obsadzania na wiosnę. W Ostoi czasami robię grządki gdy po prostu mam materiał na grządki przydatny. Tym razem takim materiałem są odpady kuchenne zbierane do wiaderka bokashi.

Zlewam glebę bardzo solidnie wodą i czekam chwilę, aż woda wsiąknie w szczeliny. Zawartość wiaderka z bokashi rozsypuję bezpośrednio na glebę. Zamiast bokashi można użyć z powodzeniem odpadków kuchennych owocowo- warzywnych.

Bokashi przykrywam cienką warstwą materiału z wermikompostownika - czyli z hodowli dżdżownic. Dżdżownice i tak same by przyszły, ale ten krok przyspiesza cały proces znacząco. Polewam lekko tą warstwę wodą i obserwuję chowające się dżdżownice.

Moczę sporą ilość starych gazet w wodzie. Wykładam nimi dokładnie całą grządkę, łącznie z bokami. Polewam dodatkowo wodą po zakończeniu. Gazety nie przepuszczą potencjalnych chwastów, zatrzymają wilgoć i stworzą doskonałe warunki dla dżdżownic.

Wypełniam grządkę prawie po brzegi mieszaniną własnej roboty kompostu i wszelkiej materii organicznej jaką w tej chwili posiadam. Zależy mi na tym, aby materiał kompostował się dalej na grządce, stymulując rozwój życia glebowego. Polewam ponownie wodą.

Wypełniam pozostałą przestrzeń cienką warstwą najlepszego, dojrzałego, przesianego kompostu. W warstwę tą sieję nasiona - tym razem jest to karłowa odmiana fasoli szparagowej. Da plon jeszcze tego lata i zwiąże azot z powietrza, co pozwoli grządce lepiej funkcjonować w przyszłym roku. Wyrównuję powierzchnię grządki tak, aby woda nie spływała na boki.

Na koniec ściółkuję grządkę lekko słomą, dodam więcej ściółki gdy fasole wykiełkują. Ostatni raz lekko polewam wodą. Grządka jest gotowa, posłuży wiele lat.

A po dobrze wykonanej pracy można skosztować czarnobzowego szampana i w ostatnich promieniach zachodzącego słońca obserwować dudki grzebiące w grządkach. Mam nadzieję, że nie dobiorą się do świeżo posadzonej fasoli ...

niedziela, 3 czerwca 2018

Piec na upalne dni

 Fale upałów przetaczają się nad Ostoją, a deszcze omijają ją w miarę skutecznie. Gdy na dworze żar, najmilszym miejscem pracy okazuje się piwnica. Porządkuję więc w niej różniste różności w samo południe i czasami natrafiam na zdumiewające znaleziska. Jedno z nich to zeszłoroczne bulwy topinambura przechowywane w piasku. Zebrało im się na kiełkowanie, te z lewej musiały pokonać jedynie opór pokrywki, ale te z prawej podniosły ważące ponad 3 kilogramy wiaderko, dlatego takie sfatygowane ...

W starym drewnianym domu temperatury są znośne nawet i na parterze, biorę się więc w największy skwar za drobny lifting pieca. Praca z gliną w porze upału jest bardzo komfortowa, o ile tylko uzupełnia się wodę, bo bardzo szybko paruje. Piec z założenia miał plecami grzać łazienkę, a pusta przestrzeń (tak zwane hypocaustum) miała grawitacyjnie wymuszać przepływ powietrza. Niestety, czy to fuszerka, czy ruchy domu i pieca sprawiły, że na złączu wszystko pękało, piec dostał więc gustowny szlaczek z ceglanych płytek, pokrywający wszystkie pęknięcia. Ewidentną fuszerką był tynk na piecu, zdecydowałem się więc dać mu nowy. Przy okazji zniknęły wszystkie okopcenia powstałe przez trzy zimy użytkowania. Postanowiłem też wyssać z trzewi pieca wszystkie popioły, osady i śmieci, przemysłowym odkurzaczem. Okazało się, że wszystkiego nazbierała się niecała szklanka, czyli o ile piec z zewnątrz dalekim był od ideału, o tyle spala dobrze.

Szaleńcze plony sałaty zadają kłam teorii, że źle znosi ona upały. Znosi dobrze, ale gdy się ją posadzi w odpowiednim mikroklimacie. Ta grządeczka umieszczona została od północnej strony domu, bezpośredniego słońca ma może dziennie z godzinę. Przycupnęła sobie pod sosną, i plonuje nieprzerwanie od wielu tygodni. Stale obcinam zewnętrzne liście, a ze środków wyrastają nowe. Sałaty nie obumierają, nie kwitną, rosną sobie radośnie, a całkowity brak chwastów nie dziwi, bo przecież rosną tak gęsto, że nie ma dla nich wolnej niszy.

Gęstwina jest zresztą charakterystyczna dla Ostoi, choć zasadniczo całkowicie odmienna od jej pierwotnego stanu. Tam, gdzie wcześniej straszył piach z odrobiną porostów, doskonale sobie radzi polikultura bobowo-ziemniaczana. Jeśli porównacie ze zdjęciem w poprzednim wpisie, sami zobaczycie jak gwałtowny jest wzrost. Podobnie w ziemniaczanych wieżach, ta z glebą lokalną urosła już do połowy wysokości, a ta z kompostem jest niemal pełna i za chwilę zakończy się dokładanie. Na plony jednakże trzeba jeszcze będzie poczekać.

Tuż obok mała plantacja topinamburu nie tylko że zarosła przeznaczony sobie areał, to stara się skolonizować okolicę. Cieszy mnie to bardzo, bo wszystko, co wyrasta poza ustalone ramy, staje się źródłem ściółki. Z tej powierzchni dwóch metrów kwadratowych oczekuję plonu w ilości dwóch dużych wiader, plus materiału do ściółkowania i na kompost. Kolejna, większa plantacja topinambura założona na Zapłotku powoli pozwoli mi przenosić jego uprawę do stref dalej oddalonych od domu. Tu spełnił już on swoje zadanie, a jego stanowiska można już wykorzystać pod cenniejsze uprawy.

A w leśnym ogrodzie nastał czas zbiorów jagody kamczackiej, mojego ulubionego wiosennego owocu. Naładowane antyoksydantami jagody doskonale smakują i działają prozdrowotnie. W formie mlecznych koktaili doskonale się sprawdza w te upały, dzięki czemu nawet przy piecu da się wytrzymać.