Ponieważ do Ostoi zbliżają się wielkimi krokami warsztaty permakultury, to "lecę ostro po bandzie", aby uczestnicy mieli co w Ostoi oglądać. Ignorując nadchodzącą Zimną Zośkę, intensywnie sadzę pomidory na mojej grządce z kostek słomy. Ponad 40 krzaczków znalazło swój dom w słomie i jak na razie mają się dobrze. Z niepokojem obserwować teraz będę prognozy pogody i trzymać kciuki za brak przymrozków i gradobić. Póki co, mamy raczej problem odwrotny - brak opadów. Pomimo zapowiedzi burz, jedne idą na Łowicz, inne na Łódź, omijając nasze lasy niezwykle skutecznie. Po trzech latach obserwacji myślę, że nasze opady są o ponad jedną trzecią mniejsze, niż średnia dla regionu.
Zimnej Zośki boi się również yacon, po polsku zwany też jakonem - roślina wybitnie ciepłolubna, od tysięcy lat uprawiana w peruwiańskich Andach, a u nas mało znana. Podhodowałem bulwę w doniczce i dopiero teraz przewiozłem do Ostoi, trafiła na permakulturową grządkę grubo ściółkowaną słomą, jest nadzieja, że da sobie radę w nadchodzącym, zimnym tygodniu. Zupełnie natomiast nie obawiam się o Apiosa, czyli chobot bulwiasty, roślinę z Ameryki Północnej, całkowicie mrozoodporną. Apios ma wypełnić lukę w pnączach, kategorii roślin której zdecydowanie mi brakuje. Nie dość że jest pnączem, to jeszcze wiąże azot z powietrza, pięknie kwitnie, ma jadalne bulwy i podobno właściwości lecznicze - jednym słowem typowa roślina permakulturowa, która spełnia wiele funkcji. Bardzo chciałbym, aby na stałe zagościła w Ostoi, ale ponieważ lubi ona gleby wilgotne, nie będzie łatwo, bo jak wiadomo Ostoja piachem, i na piachu, stoi.
Nie zawodzą natomiast moje wielokrotnie już opisywane donice, z których dosłownie wylewa się zieloność. Rzodkiewki dochodzą, sałaty wychodzą, a nad wszystkim panuje gwiazdnica, przez wielu uznawana za dokuczliwy chwast, a dla mnie pyszna roślina jadalna, do wszelkich sałatek. Czego nie zjemy, użyźni glebę. Nie martwię się wcale, że gwiazdnica zagłuszy inne rośliny - gdy ją zjemy, odbiją. W niektórych donicach ładnie sobie rosną siewki jabłoni wyhodowane ze sklepowych jabłek, dam im jeszcze porosnąć do jesieni, a potem trafią na miejsca docelowe.
Na koniec jeszcze portrecik kwitnącego czosnku niedźwiedziego, którym się wreszcie nieco możemy podelektować. Pamiętam komentarze w stylu "kaktus mi wyrośnie, jak Ci czosnek niedźwiedzi na tym piachu urośnie"... Moi mili, pokażcie Wasze kaktusy. Jak widać warto czasami "pójść po bandzie", zadziałać niekonwencjonalnie i potestować "niemożliwe". A najlepiej to nie wiedzieć, że jest niemożliwe i próbować, wtedy napewno się uda.