Blog o permakulturze i Permakulturowym Miejscu Pokazowym "Ostoja" zlokalizowanym w sercu Puszczy Bolimowskiej, w obszarze Natura 2000, nad brzegiem rzeki Rawki, rezerwatu przyrody.
środa, 22 grudnia 2021
Lekcje roku 2021
czwartek, 2 grudnia 2021
Słomiane Koło Czasu
Uprawa w kostkach słomy ma w Ostoi długą tradycję. Najpierw ich było na próbę sześć, potem dwadzieścia cztery, trzydzieści sześć, a później ich liczba ustaliła się na 64 i taka od pewnego czasu służy za miejsce uprawy pomidorów, dyń, cukinii i kabaczków głównie. W zależności od sezonu kostki służą dwa lub trzy lata, a gdy "zdekomponują" się już znacząco, wymieniam je na nowe. Ziemia w miejscu, gdzie stoją kostki poprawia się nieustannie, przybywa próchnicy oraz dżdżownic, a jasnoszary piach z wierzchu wyglądem zaczyna przypominać "czarnoziem" lub dobrze przesiany kompost. Kostki sprawiają też, że grunt samoczynnie się wygładza i poziomuje, dzięki czemu każde następne pokolenie kostek łatwiej jest równo ułożyć i leży ono bardziej poziomo.Jak zawsze w Ostoi, nic się nie marnuje. "Każda słomka" ze starych kostek zostaje zagospodarowana i służy dalej. Rozkładająca się słoma służy za ściółkę w wielu miejscach ogrodu. Część starych kostek daje się przenieść w całości, ale część ma sznurki poprzegryzane przez nornice, które uwielbiają żyć pod kostkami, przy czym w zasadzie zupełnie nie przeszkadza to warzywom rosnącym na kostkach. Kostki, które się rozpadły, wrzucam na taczkę i przewożę w miejsca docelowe. W zdecydowanej większości przypadków, słomę z kostek "spulchniam", aby leżała na grządkach w formie luźnej warstwy, a nie zbitych tafli, na jakie kostka lubi się rozpadać. Są jednak nieliczne miejsca, gdzie kładę "tafle" - to te, gdzie jest nadmiar roślin, których się chcę pozbyć. Zwykle, są to kępy traw.
poniedziałek, 22 listopada 2021
Tak niewiele
Coś dziwnego się dzieje w przyrodzie, nadrzeczne łąki są tak stratowane przez zwierzynę, jak nigdy. Ślad przy śladzie, odcisk przy odcisku. Bobrowe szlaki przetarte do gruntu, nowe nory i podkopy. Małe nietoperze śpią synchronicznie na okiennicach, zwykle o tej porze roku już ich tu nie widuję. Dopiero teraz stado myszarek leśnych wprowadziło się na ganek, a sikorki zachowują się nieodpowiedzialnie, a to wlatując do sauny przez komin, a to utykając pod schodami, gdzie przez prawie czterdzieści lat żadna nie wleciała. Innych ptaków za to jest bardzo niewiele jak na tą porę roku, no ale żeby było oryginalnie, to wczoraj krążył nad Ostoją samotny żuraw, drąc się w niebogłosy.
czwartek, 4 listopada 2021
Zmiana czasu
Przełom października i listopada to w Ostoi moment, gdy ewidentnie czas i wszystko inne zmienia się ostatecznie i nieubłaganie z letniego, na jesienne. Tradycyjna zmiana czasu z letniego na zimowy zasadniczo nas tu nie interesuje, uważamy, że dodatkowa godzina jaką dzięki temu zyskujemy w roku 2021 jest nam potrzebna tak, jak dodatkowa piosenka na płycie Zenka Martyniuka. Czyli wcale. Zmiana natomiast objawia się w ogrodzie, gdzie jesień zaczyna być pełną gębą i trzeba się do tego dostosować. Nadchodzi ten moment, kiedy zbiór i zagospodarowanie plonów przestają być priorytetem, a stają się nim prace porządkowe i przygotowania do przyszłego sezonu. Nie znaczy to jednak, że plony przestają płynąć z ogrodu.Przykładowo, jest to czas wykopków jacona, zwanego u nas jakonem. Kilka lat zajęło mi opanowanie tej uprawy, bo szczerze mówiąc jest ona długotrwała. Zaczyna się właśnie teraz, od oddzielenia kłączy od jadalnych bulw i zabezpieczenia ich w piasku w piwnicy. W marcu kłącza trzeba posadzić do doniczek, w maju z doniczek na grządki, a zbierać dopiero wtedy, gdy przymrozki zabiją części nadziemne jakona. Myślę jednak, że warto się bawić jakonem - w niezbyt optymalnych warunkach, od sześciu roślin posadzonych na powierzchni jednego metra kwadratowego dostałem w tym roku 10,7 kilograma pysznych bulw, co jak sądzę, nie jest wynikiem najgorszym. W przyszłym roku mam zamiar posadzić dwanaście jakonów na dwóch metrach kwadratowych oraz spróbować innych niż bulwy jadalnych części tej rośliny.Choć cała Polska świętuje Dzień Spadającego Liścia 23 września, to u mnie można powiedzieć, że to w chwili, gdy wielki klon i lipa na podwórku zrzucą swe odzienie. Jeden dzień w roku poświęcam na zebranie liści z przed chatki i wyściółkowanie nimi ogródka upraw głównych, czyli Zapłotka. Kilka lat doświadczeń udowodniło, że w moich warunkach nie ma lepszej ściółki eliminującej chwasty jak właśnie takie liście. Dodatkowo, ogródek upraw głównych, gdzie rosną głównie ziemniaki, cukinie, kabaczki, patisony i dynie nigdy nie jest przekopywany, podlewany, nawożony. Aby tak być mogło, warstwa liści musi być naprawdę gruba. Część liści zbieram przy pomocy kosiarki, dzięki temu są one rozdrobnione i szybciej się rozkładają. Część używam w całości, dzięki czemu nie muszę dokładać ściółki do Dnia Spadającego Liścia za rok.
Rok ten jest pierwszym, kiedy świadomie nie sadzę żadnych nowych drzew i krzewów jesienią. Co roku właśnie o tej porze w Ostoi ich przybywało, ale teraz postanawiam skupić się na tym, co już w ziemi. Zagęszczenie roślin i liczba gatunków jakie przez lata wprowadziłem do siedliska jest więcej niż wystarczająca, aby stało się ono oazą bioróżnorodności i żywicielką gospodarzy. Oby tylko to, co posadzone do tej pory chciało rosnąć, kwitnąć, owocować i dawać plony. Tej jesieni zamierzam się skupić na regeneracji najstarszych grządek warzywnych oraz na umownie mówiąc naprawie wszystkiego tego, co już jest, zamiast na czymkolwiek nowym. Myślę, że ograniczenie apetytu na ekspansję wyjdzie na zdrowie zarówno Ostoi, jak i mnie. Trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć stop. Przy okazji, czy ktoś wie, jak powiedzieć stop kaniom, które rosną i rosną na grządkach? Chciałbym tu już grubo liśćmi ściółkować, a one nie chcą przestać ....
czwartek, 14 października 2021
Tego powinni zabronić!
Nocą z 6 na 7 października pierwszy lekki przymrozek przeleciał szybciutko przez Ostoję, nie wyrządzając w sumie większych szkód. Kolejnej nocy, z 7 na 8 października, przycisnął mocniej. Opite wodą łodygi dyń, cukinii i kabaczków zamarzły w środku, z każdej z nich można było wyjmować gustowne lodowe odlewy. O poranku para unosiła się nad rzeką i stawami, a wszystkie trawy pobielone były szronem. Gdy wyszło słoneczko, zaczął się powolny proces odmrażania, a wraz z nim całkiem sporo wody zaczęło spływać do gleby. Równocześnie jednak rozmarzać zaczęły co bardziej wrażliwe liście, szczególnie wszystkich fasol, przyjmując formę obrazu nędzy i rozpaczy, czyli "wisząc smętnym kalafiorem".
Cóż robić, trzeba było zabrać się za dyniowe ostatki. Nie takie wcale marne, taczki musiały pójść w ruch. Ratowałem też resztki cukinii, które w przeciągu doby lub najwyżej dwóch trzeba będzie przerobić. Dynie udało mi się reanimować, układając owoce na słońcu na cały dzień. Widoczne drobne zmiany na ich skórkach cofnęły się, a w kolejnych dniach te z dyń, które nie dojrzały, zaczęły powoli dochodzić. Wygląda na to, że uda się przygotować je do długotrwałego przechowywania. Na razie, leżą wszystkie w temperaturze pokojowej, w najlepiej doświetlonych miejscach w domu i obracane są co i raz inną stroną do słońca. Proces ten potrwa kilka tygodni, podczas których będę je pilnie obserwował, aby wyłowić potencjalnych słabeuszy, którzy zaczynają się psuć.
Po dwóch zimnych nocach, przychodzi okres cieplejszej pogody, a wraz z nim taka myśl - takich przymrozków powinni zabronić! :) Nie wiem kto to niby są ci oni, którzy powinni zabraniać, ale mam żal. No przecież gdyby nie to, to wszystko by dalej rosło jeszcze kilka tygodni... Ech, taki już jak widać ogrodnika los. Wyrywa co zmarzło i zamiast rozpaczać i rozpamiętywać, myśli już o przyszłym sezonie. A z każdą usuniętą starą rośliną, rośnie entuzjazm i chęć do pracy, jakby te przygotowania były zapowiedzią jakiejś przyszłej nagrody. Ogrodnicy to jednak niepoprawni optymiści ... A praca w ogrodzie sprzyja takim srogim rozkminom, jakie właśnie zmuszeni byli Państwo przeczytać ... no cóż, pozostaje tylko przeprosić i wrócić do konkretów.
poniedziałek, 4 października 2021
Takie rzeczy, tylko w Ostoi.
Obiecywałem sobie solennie, że już niczego w tym roku nie będę sadził, ale cóż, miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Kolejna mała partia roślin trafiła do Ostoi, aby sprawdzić się w roli okrywy ograniczającej trawę w leśnym ogrodzie lub umacniając brzeg stawu. Tak naprawdę są to rośliny testowe, które w zależności od tego, jak się sprawdzą, dosadzę w przyszłości w większej ilości, lub nie. Mam tu irgi i janowce, suchodrzew i żarnowce, tawułę, derenia i forsycję, sztuk niewiele, ale gama szeroka. Taki sposób sadzenia pozwala przetestować wiele gatunków i odmian, a następnie inwestować jedynie w te, które się sprawdziły. Sadzę całe towarzystwo w miejscach zaplanowanych, podlewam i ściółkuję zrębkami, a oceniać będę w roku przyszłym dopiero. Na razie obdarzam wszystkie nowe rośliny kredytem zaufania - najlepszego na nowej drodze życia w Ostoi!
Pogoda momentami nie rozpieszcza, zdarza się, że plony zbieram w deszczu. Ma to znaczenie w przypadku tych plonów, które zamierzam przechowywać, a nie spożyć od razu. Gdy ustaje mżawka, rozkładam plony na deskach i czekam, aż wiatr je nieco osuszy. O tej porze roku nie ma szans, abyśmy spożyli to, co zebrane. A to pomimo starań, aby zbierać tylko tyle, ile jesteśmy w stanie zużyć. Nie ma w Ostoi wykopków sensu stricte, ziemniaki zbieram, albo gdy krzak zacznie obumierać, albo gdy potrzeba nowej porcji. Przychodzi jednak nieuchronnie ten czas, kiedy trzeba przyspieszyć, zbierać więcej i magazynować na długie zimowe miesiące. Na szczęście ziemniaki w Ostoi przechowują się doskonale w piwnicy, w piasku, powoli więc zaczynam tworzyć zapasy.
W miarę możliwości, staram się na kwadrans przed zachodem słońca pójść na krótki spacer, który zwykle kończy się kilka minut po tym, gdy zajdzie słońce. Idę w kierunku rzeki, ale ostatnio jedynie udaje mi się dotrzeć do starorzeczy, gdzie rozgrywają się sceny spektakularne, jak dla mnie. Pan Bambi już nie szczeka, a gapi się jedynie na mnie w chwilach pomiędzy kolejnym kęsami łąkowej roślinności. Ja stoję patrząc się na Bambi, on żre i łypie okiem. Oddziela nas wąziutki skrawek wody, starorzeczem wstyd by go nazwać, ale tym właśnie jest. Słyszę w nim plusk, patrzę - płynie bóbr. Wlecze wielki kij. Usiłuje się wpasować w wąski przesmyk, ale kij mu nie pozwala, wygląda jak wielki kontenerowiec, który utkwił w Kanale Sueskim. Po chwili, fuka coś po bobrowemu, zostawia kij i znika, a ja powracam wzrokiem na łąkę, a tam Bambi nadal degustuje ostrożenie i wiązówki, najbardziej typową roślinność mojej łąki. Takie rzeczy tylko w Ostoi.