Tam, gdzie gleba uboga, ale starcza wilgoci, spróbuję wspomóc się żywokostem - jego korzenie sięgają wgłąb ziemi na dwa metry i ku powierzchni niosą niezbędne do życia minerały. Wystarczy żywokost ściąć, aby ściółka z niego stała się źródłem zielonego nawozu. Dodatkowo spulchnia glebę i ogranicza rozwój chwastów. Jest rośliną cenną jako surowiec leczniczy i zielarski - czytam, iż niektórzy zalecają spożycie części zielonych tej rośliny - byłbym tu bardzo ostrożny, widząc w jej składzie alkaloidy. Istnieje obawa, że żywokost może się rozplenić ponad miarę, trzeba będzie stale mieć na niego oko, bo dzięki rozmnażaniu z kłącza (i z nasion) trudno go wyeliminować. Niemal nie sposób wykopać wszystkich jego korzeni, a z każdego pozostawionego fragmentu potrafi podobno odrosnąć.
W miejscach gdzie sucho z kolei, obiecująco zapowiada się dziewanna. Powinna dać sobie radę w piaskach, a rolę spełni podobną do żywokostu - użyźni i spulchni oraz osłoni od słońca, bo rośnie wysoko. Zielone części rośliny będzie można wykorzystać jako ściółkę, a o ile w drugim roku pięknie zakwitnie, z kwiatów można sporządzić doskonały syrop na kaszel. Ciekawe czy przyjmie się również na spalonej słońcem skarpie o wystawie południowej - jeśli tak, to będę niezmiernie zadowolony. Wydaje mi się, że oba gatunki naturalnie występują w sąsiedztwie Ostoi, nie powinno więc być problemu z uzyskaniem sadzonek. Odnotowawszy tutaj te plany, biegnę dalej studiować botaniczne cuda i rozważać nieskończone niemal możliwości jakie kryją się w tym, co być może rośnie tuż obok i aż się prosi, żeby pomóc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz