Moja Ostoja stoi otworem - swobodnie wędrują przez nią zwierzęta i ludzie. Zamarzył mi się żywopłot, jak jednak te setki metrów obsadzić? Pobieżne poszukiwania wskazały na karaganę - bo ponoć nawet między płytami chodnika wyrasta. Kilkaset nasion trafiło zeszłej wiosny do ziemi wzdłuż granic działki, a parę tygodni później zdałem sobie sprawę ze spektakularnej porażki - nie pojawiło się ani jedno karaganiątko.
Do drugiej rundy przystąpiłem rozważniej, sadząc nasiona w maleńkich doniczkach z torfem. Tu poszło zdecydowanie lepiej, część nasionek wykiełkowała. Po kilku tygodniach małe karagany trafiły do gruntu, gdzie bardzo opornie rosły do zimy. Czy maleństwa takie jak na zdjęciu ją przetrwają?
Zobaczymy, a póki co, w wielkim mieście na parapecie kiełkuje nowe pokolenie karaganiątek. Będą jak znalazł na wiosnę, pojadą do Mojej Ostoi i trafią na granicę działki. Jest ich niewiele, ale nie od razu Kraków i żywopłot zbudowano.
Temat żywopłotowy drążyć postanowiłem wielowątkowo - obok karagany, w tym roku wypróbuję dziką różę i śliwę ałyczę. Też podobno "rosną wszędzie". Na razie ich nasiona stratyfikują w lodówce, wymagają bowiem podobno od trzech do czterech miesięcy chłodu, aby móc wiosną wykiełkować. Z niecierpliwością oczekuję, co z tego wyniknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz