poniedziałek, 18 marca 2019

Trudne wybory


Przyjechałem na trzy dni do Ostoi, mając w planach trzy prace do wykonania - dosadzenie czosnku niedźwiedziego, dokończenie grządek stopy kwadratowej (SFG) oraz wysianie wszystkiego, czego plonem jest liść i co się nadaje do siewu w marcu. Przyjechałem wczesnym rankiem i choć z pozoru wszystko wyglądało dobrze, zacząłem odczuwać jakiś podświadomy niepokój. Rozpaliłem w piecu, przebrałem się w ciuchy robocze, wyładowałem z auta wszystkie dobra przywiezione z miasta i postanowiłem udać się na obchód "Strefy 1", czyli podwórka.

Nie zaszedłem daleko - tuż obok szopy znalazłem solidną wyrwę w liniach obronnych Ostoi. Przęsło starego płotu runęło pod naporem wiatru, zapraszając do środka wszystkich leśnych mieszkańców. Zamiast więc sadzić czosnki, przystąpiłem do pracy przy płocie. Najpierw odzyskałem wszystkie stare sztachetki, udało mi się nie stracić ani jednej. Belki poziome były niemal całkowicie przegniłe, resztek użyłem jako "ściółki" pod drzewko owocowe. Dobre pół godziny zajęło mi "odgruzowanie" wiaty, gdzie w ciemnych czeluściach spoczywa zapas belek i sztachet. Gdyby go nie było, sytuacja byłaby nie do pozazdroszczenia.

Postanowiłem zrobić nowe przęsło z nowymi sztachetkami, aby w tym miejscu mieć spokój na dłużej. Trzy ulewy później, nowy płotek cieszył oko, wyraźnie odcinając się od dwóch sąsiadów, mniej lub bardziej bliskich zawalenia. Wzrósł natomiast zapas starych sztachet, które (odpukać) wykorzystam, gdy kolejny podobny przypadek zmusi mnie do zmiany planów. Zakończywszy pracę przy płocie, stwierdziłem, że niepokój zmalał, ale całkiem nie ustąpił. Silny wiatr przynosił odgłosy trzeszczenia, dochodzące z okolic lipy - weteranki.

O ratowaniu lipy pisałem wielokrotnie, niestety pisałem też o nieskuteczności tych działań, i wynikających z tego konsekwencjach. Zeszłoroczny upadek części drzewa wyczulił mnie na potencjalne konsekwencje upadku reszty na pobliskie obiekty na podwórku. Resztki potężnego, wypróchniałego pnia wydawały potępieńcze dźwięki gdy silny wiatr hulał w ogołoconej z liści i już  wielokrotnie przycinanej koronie drzewa. Jeżeli wiatr tak miota bezlistną koroną, co będzie, gdy pokryje się ona listowiem? Trudny wybór, ale telefon do arborysty był jedynym wyborem.
Wkrótce na drzewie pojawił się człowiek-mucha i z niezwykłą wprawą dokonał zabiegów chirurgicznych mających na celu przedłużyć żywot drzewa jeszcze choć o kilka lat. Nad każdym cięciem zastanawialiśmy się, dyskutując zawzięcie, ocierając się niemal o doktorat z fizyki z elementami materiałoznawstwa, starając się permakulturowo osiągnąć maksimum bezpieczeństwa przy minimum cięć.

W efekcie, po czwartej na przestrzeni ostatnich lat interwencji, lipa która w przeszłości jak u mistrza Jana z Czarnolasu "choć się najwysszej wzbije", górowała zdecydowanie nad sąsiednimi drzewami podwórka, stała się teraz smutnym karzełkiem, miejmy nadzieję, że nie reakcji. Myślę, że zabiegi jakich dokonaliśmy uchronią resztki pnia przed rozerwaniem, zacznie też teraz odbudowywać koronę. Póki co jednak, wzrok muszę trzymać nieco spuszczony, aby obrazy dokonanego po raz kolejny spustoszenia nie wpędziły mnie w jakiś nałóg groźniejszy niż ogrodnictwo. Pocieszeniem jest tylko to, że każda najmniejsza część ściętej lipy zostanie zagospodarowana - najcieńsze gałęzie zostaną zmielone na zrębki, grubsze nieco zużyte na kołki do ogrodowych obrzeży, najgrubsze (o ile znajdę na to czas) może posłużą do rękodzieła, a wszystko co zostanie i wyschnie porządnie, posłuży za opał, z którego popiół użyźni ogród.

Przy okazji, gdy zajmowałem się uprzątaniem pieńków, gałęzi i gałązeczek, segregując je na pryzmy według zastosowania, przypałętał się Gość. Wsadził głowę przez płot na podwórko, trudno więc go było zignorować. Gdy chytre oczka biegały na prawo i lewo, notując w umyśle wszystko i inwentaryzując niemal podwórko, umysł coś intensywnie przetwarzał, co owocowało rosnącą bruzdą dzielącą czoło w płaszczyźnie zbliżonej do południka. Od słowa do słowa, Gość wreszcie wyartykułował istotę dręczącej go kwestii - dlaczego i po co męczę się ja z tymi gałązkami, wszak nic to nie warte, nie opłaca się i najlepiej to wyp... do lasu. Chcąc szybko wrócić do pracy, stwierdziłem, że dyskusja o Zero Waste może się przeciągnąć, użyłem więc pierwszego argumentu jaki przyszedł mi na myśl ... że żona mi kazała. Gość spojrzał z ukosa, pokiwał głową, uśmiechnął się ze zrozumieniem, pożegnał miło i odszedł, zajrzeć za kolejne płoty na swej drodze do Canossy, która zapewne czekała na niego w domu.

Uporawszy się z niezaplanowanymi zadaniami, zacząłem sadzić czosnki, co pozwoliło mi podziwiać krokusy. Co roku dosadzam zwykle 50 cebulek, plus nieco żonkili i co się tam jeszcze pod rękę nawinie, dzięki czemu (i permakulturowej regule "Zaczynaj od rzeczy małych i powoli") z każdym rokiem wiosna wita mnie  "szlaczkami" kwiecia, z każdym rokiem rozciągającymi się dalej wzdłuż ścieżek. Wolę takie podejście niż jednorazowe posadzenie tysięcy i monotonię na następnych lat wiele.

W nowym ogródku stopy kwadratowej uzupełniłem wierzchnią warstwę o najlepszy posiadany kompost, bo jednak w świeżo założonych grządkach wszystko z czasem osiada. Pierwszy raz zaobserwowałem takie zjawisko, że podłoże osiadając unosi górną nadstawkę, przez co traci ona poziom. Pozostaje się z tym pogodzić i zadbać, aby podłoże było w miarę poziome. Myślę, że wraz z upływem czasu (po sezonie) wszystko się ułoży, i wtedy przyjdzie czas na korekty. Na razie należy przygotować wszystko do tegorocznych nasadzeń i postarać się, aby pierwszy sezon, ten najtrudniejszy, był udany. Potem już będzie z górki, jak sądzę.

Moja lista rzeczy do zrobienia w Ostoi od jakiegoś czasu stale się wydłuża, wybory stają się zatem coraz trudniejsze. Dobrą wskazówką są zawsze i niezmiennie zasady projektowania permakulturowego, w tym ta, która mówi, że jeśli nie wiesz od czego zacząć, zacznij od wody. Resztki pozostałego mi po walce z płotem, lipą i grządkami czasu poświęcam na wykorzystanie zeszłorocznego systemu nawodnienia do zmienionego w tym roku układu grządek. Okazuje się, że w części słomianokostkowego ogródka aż 75% zeszłorocznej instalacji pasuje jak ulał.  Dodam jeszcze jeden rządek taśmy kroplującej i ta część Ostoi będzie gotowa, aby czekać na maj.

"Rzutem na taśmę" zaglądam do przechowywanych w piwnicy ziemniaków Sarpo Mira. Okazuje się, że kiełkują na potęgę, pomimo że w piwnicy zimno jak w przysłowiowej psiarni (nota bene, co za głupie porównanie?!). Postanawiam więc zaryzykować, pomimo prognoz zapowiadających nocne mrozy na koniec marca), umieszczam po dwa ziemniaczki w wieżach ziemniaczanych, oraz kilka w ogrodzie upraw głównych, w Strefie 2, poza podwórkiem (tak zwany Zapłotek). Sukcesywnie, przy każdej wizycie w Ostoi, będę w różnych miejscach teraz sadził po kilka tych ziemniaków, eksperymentując i obserwując. Jak stali czytelnicy pamiętają, z sześciu otrzymanych sztuk w pierwszym roku udało mi się uzyskać niemal 60, a celem na ten rok jest pomnożyć tych 60 sztuk do sześciuset i osiągnąć ziemniaczaną samowystarczalność. Cel bardzo ambitny, wziąwszy pod uwagę, że wychodzimy ze strefy komfortu na podwórku, ale jak to mówią, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, i nie je oczywiście własnych kartofelków.
Żywot permakulturowego ogrodnika w moim wykonaniu jako żywo przypomina rosyjską ruletkę, w której na szczęście amunicją są nasiona, bulwy, sadzonki i kłącza. Strach przed porażką jest zawsze paraliżujący, ale lepsze są trudne wybory niż bezczynność. Jak uczy nas statystyka, im więcej wiemy, tym mniej się mylimy, a nigdzie tak szybko nie nabiera się wiedzy i doświadczenia, jak we własnym ogrodzie, testując najbardziej szalone hipotezy. Choć ogrodnicze klęski nasze wiążą się z reguły ze śmiercią części naszych podopiecznych, czyli sadzonych roślin, pamiętajmy o tym, że trudne wybory jakich dokonujemy są niezwykle tożsame z procesami ewolucji, jakimi posługuje się natura. Tylko w taki sposób, balansując na granicy życia i śmierci, ryzyka i rozsądku, wykorzystujemy permakulturowy efekt krawędzi i możemy tworzyć ekosystemy zbliżone w swoim funkcjonowaniu do tych, jakie tworzy natura - bioróżnorodne, stabilne i darzące obfitymi plonami.

9 komentarzy:

  1. "Nad każdym cięciem zastanawialiśmy się, dyskutując zawzięcie, ocierając się niemal o doktorat z fizyki z elementami materiałoznawstwa" - uwielbiam! Nie wiem czy pocieszę, ale ja bardzo lubię wiosenne naprawianie płotków (i jesienne, i całoroczne). Z każdą naprawą robią się bardziej artystyczne ;) po ostatnich cięciach drzew zostało mi trochę grubych gałęzi, z których zrobię grządkę "powietrzną" - będzie stała na nogach, po których coś wpełznie, na górze zrobię hamak, gdzie wysieję rozchodniki, a pod spodem będzie sobie rosło coś, co nie chce być spalone słońcem. Będę mówić że to land art ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałem kiedyś grządkę z łoża małżeńskiego obsadzoną rozchodnikami, a pnącza pięły się po żeliwnych, barokowych zagłówkach - tak mi się powyższy opis skojarzył :)

      Usuń
    2. Romantycznie :) na mojej land - artowej konstrukcji zamieszka tykwa, z której owoców zrobię wiszące doniczki! Nie wiem czemu wcześniej na to nie wpadłam. Może dlatego, że dopiero od roku kocham się w wiszących doniczkach, od kiedy umiem zrobić dla nich "siatkę" na szydełku. Nie jest łatwo znaleźć coś ciekawego do włożenia w taką siatkę, a tykwa będzie idealna.

      Usuń
  2. P.S. Ciekawe... zaraz po przeczytaniu Twojego tekstu, przeszłam do czytania wpisu na kolejnym blogu, gdzie autorka dzielnie walczy z ekstremalną zimą na wyspie Manitoulin: http://ravenseyrie.blogspot.com/2019/03/manitoulin-island-in-extreme-winter-of.html i przypomniała takie powiedzenie Zen: “Before enlightenment chop wood and carry water. After enlightenment, chop wood and carry water.” — Wu Li

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam. Mam ogromną prośbę o podpowiedź. Jestem w momencie zachłysniecia się permakulturą i próbuje zgodnie z jej zasadami zagospodarować nasze 10 a. Mam kilka pytań ale najważniejsze jest dla mnie pytanie dotyczące poziomu zakładanych grządek. Tzn nasza działka jest na wzniesieniu, nachylona w kierunku południowym ( ciut na wschod) Spadek rzędu 3 m na długości 25 m. Z racji budowania w najbliższym czasie domu, w rogu działki ( najniżej położonym) zakładam nasz warzywniak�� Tj jedyne miejsce, które podczas budowy ma szansę nie zostać rojechane. ALE czy powinnam wyrównać teren, tzn wkopac się z 1 strony z grządką tak, żeby na jej końcu był mniej więcej poziom? Czy to coś da? Tzn wkopanie samej grzadki w skos czy żeby to miało sens, należałoby wyrównać cały teren przeznaczony na warzywniak, drzewka sadzone w gildiach to będzie k30 m kw.
    Będę ogromnie wdzięczna za radę.
    Póki co, nie planowaliśmy wyrównania terenu, dopiero po budowie domu i to czesciowo ( nie nawieziemy orzeciez 3m ziemi��)
    Teraz chcieliśmy grzadki lasanie��i kilka drzewek w gildiach. Glebe w tym miejscu juz ścólkujemy (kartony, słoma i zrebki) licząc,że z czasem zrobi się żyzna gleba (póki co jest zwykła brunatna)
    Czekam na podpowiedzi��
    Pozdrawiam serdecznie, Marzena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grządki najlepiej zakładać po linii konturowej, dopasowując się o ile to możliwe do naturalnej rzeźby terenu. Prac ziemnych nie sposób zaplanować przez internet, trzeba zobaczyć teren na własne oczy na miejscu i dopiero na tej podstawie sporządzić projekt. Nachylenie stoku 12% to duży spadek, wymagający działań rozsądnych i przemyślanych.

      Usuń
  4. Hi.It is a nice blog indeed, wonderfully written. I am also a herbalist and cultivating different types of medicinal and aromatic plants in a 30 acres of land . I would love to know more about "Bears Garlic" after reading your blog. highly inspired to cultivate it in my land, if possible. So, can you please help me know more about bear garlic ? like , its cultivation technique, morphology, habitat, genuses, best season to cultivate , soil management and other properties. It will be a great gesture, if you educate me about the same.

    Thanks in advance..
    Waiting for your reply

    Regards,

    Dhiman Ghosh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi Dhiman, nice to meet you,
      So-called "bear garlic" is Allium ursinum https://en.wikipedia.org/wiki/Allium_ursinum
      It is very similar to well known ramps / ramsons (Allium tricoccum). All that applies to ramps, applies to "bear garlic" as well.

      Usuń
  5. Hi Wojciech Górny,
    nice to meet you too,
    Thanks for the reply . This is a good information for me. Thanks again.

    Stay blessed !!!

    OdpowiedzUsuń