Zima, której w tym roku niemal nie było, skończyła się definitywnie w Ostoi w pierwszych dniach marca. Staw dosłownie eksplodował planktonem, chmury uwijających się oczlików widać było dosłownie wszędzie.
W pierwszym tygodniu marca krokusy były już wszędzie, powychodziły nawet spod zeschłych liści w zacienionym leśnym ogrodzie.
Do Ostoi przyjechały nowe słomiane kostki, miałem nadzieję, że marcowe opady zmoczą mi kostki do cna, niestety - nadzieje okazują się płonne, przez marzec i kwiecień niemal nie padało, przyjdzie mi "ręcznie" nasycać kostki wodą w maju.
Nowa grządka uformowana na suchym piachu, wyściółkowana i lekko podlana, zapowiada się nieźle, ale ponieważ sprawdzą się na niej raczej tylko warzywa ciepłolubne, obsadzona zostanie dopiero w końcu maja, a może nawet w początku czerwca.
Na grządkach podwyższonych w najbardziej zacienionej części podwórka zieleni się siany rzutowo jesienią szpinak, wyszły też czosnki i dymka. O zgrozo, grządki są tak suche jak nigdy, wymagają okresowego podlania.
Wszędzie pełno klajtonii, która rozsiała się sama i w zimnych miesiącach roku szaleje. Jedno cięcie takiej kępy, i jest miseczka sałatki.
Ostatnia dekada marca, to czas pracowity. Trzeba na przykład posadzić kłącza jakonów,
skosić miskanty, i pozyskaną z nich ogromną ilością ściółki wyściółkować aleje w leśnym ogrodzie pod kartofle,
czy posadzić pierwszy groszek, wykorzystując drabinę do wyznaczenia obszarów wielkości "stopy kwadratowej".
Kwiecień to już kwitnące drzewka i krzewy owocowe,
pomaganie "nieogarniającym" nietoperzom,
coraz gęstsze i bardziej rozległe łany dzikiego jedzenia, z dominacją czosnku niedźwiedziego, pokrzywy, chrzanu, bluszczyka kurdybanku, krwawnika i szczególnie obficie i wcześnie w tym roku rosnącego chmielu.
Gdy zakwitł mniszek lekarski, przyszła pora na posadzenie ziemniaków i pierwszych sadzonek wysokiego groszku cukrowego.
Dostałem polecaną od lat przez Charlesa Dowdinga wczesną odmianę ziemniaków - Charlotte - zobaczymy, czy sprawdzi się w Ostoi. Wraz z nią, jednego i tego samego dnia, posadziłem wszystkie swoje ziemniaki - i te wczesne, i te późne, i te białe, i fioletowe, oraz bulwy ziemniaków wyhodowanych z nasion w zeszłym roku. Kto przeżyje, to przeżyje, kto da plon, ten da, do czasu zbiorów ziemniaki mnie nie interesują.
Groszki z kolei, mieszanka nasion zebranych w zeszłym roku, wystrzeliły jak opętane, nie sposób było dłużej czekać z posadzeniem ich do gruntu. Jak zwykle, nie będę w stanie ich przykrywać gdy przyjdzie nocny mróz, a że przyjdzie jeszcze, to pewne jak amen w pacierzu. Ot, kolejny element naturalnej selekcji, zobaczymy, co z tego wyniknie.
W połowie kwietnia dni można było określić bez jakiejkolwiek przesady jako upalne. Wykorzystały to żmije, by uskuteczniać amory. Pewnego poranka co kilka kroków, i na podwórku, i w lesie, i nad stawem, pełzało, ganiało się, wygrzewało i kochało wszystko, co w zygzak. Myślę, że nornice mają przegwizdane, gdy owoce tych miłości podrosną.
Tymczasem, świętując Wielkanoc, wszyscy czekamy na deszcz. No, może wszyscy poza żmijami... Wesołych Świąt :)