poniedziałek, 21 kwietnia 2025

Marzec i kwiecień w telegraficznym skrócie

 

Zima, której w tym roku niemal nie było, skończyła się definitywnie w Ostoi w pierwszych dniach marca. Staw dosłownie eksplodował planktonem, chmury uwijających się oczlików widać było dosłownie wszędzie. 





W pierwszym tygodniu marca krokusy były już wszędzie, powychodziły nawet spod zeschłych liści w zacienionym leśnym ogrodzie.







Do Ostoi przyjechały nowe słomiane kostki, miałem nadzieję, że marcowe opady zmoczą mi kostki do cna, niestety - nadzieje okazują się płonne, przez marzec i kwiecień niemal nie padało, przyjdzie mi "ręcznie" nasycać kostki wodą w maju.








Nowa grządka uformowana na suchym piachu, wyściółkowana i lekko podlana, zapowiada się nieźle, ale ponieważ sprawdzą się na niej raczej tylko warzywa ciepłolubne, obsadzona zostanie dopiero w końcu maja, a może nawet w początku czerwca.






Na grządkach podwyższonych w najbardziej zacienionej części podwórka zieleni się siany rzutowo jesienią szpinak, wyszły też czosnki i dymka. O zgrozo, grządki są tak suche jak nigdy, wymagają okresowego podlania.






Wszędzie pełno klajtonii, która rozsiała się sama i w zimnych miesiącach roku szaleje. Jedno cięcie takiej kępy, i jest miseczka sałatki.







Ostatnia dekada marca, to czas pracowity. Trzeba na przykład posadzić kłącza jakonów,








skosić miskanty, i pozyskaną z nich ogromną ilością ściółki wyściółkować aleje w leśnym ogrodzie pod kartofle,








czy posadzić pierwszy groszek, wykorzystując drabinę do wyznaczenia obszarów wielkości "stopy kwadratowej".








Kwiecień to już kwitnące drzewka i krzewy owocowe,









pomaganie "nieogarniającym" nietoperzom,











coraz gęstsze i bardziej rozległe łany dzikiego jedzenia, z dominacją czosnku niedźwiedziego, pokrzywy, chrzanu, bluszczyka kurdybanku, krwawnika i szczególnie obficie i wcześnie w tym roku rosnącego chmielu.






Gdy zakwitł mniszek lekarski, przyszła pora na posadzenie ziemniaków i pierwszych sadzonek wysokiego groszku cukrowego. 








Dostałem polecaną od lat przez Charlesa Dowdinga wczesną odmianę ziemniaków - Charlotte - zobaczymy, czy sprawdzi się w Ostoi. Wraz z nią, jednego i tego samego dnia, posadziłem wszystkie swoje ziemniaki - i te wczesne, i te późne, i te białe, i fioletowe, oraz bulwy ziemniaków wyhodowanych z nasion w zeszłym roku. Kto przeżyje, to przeżyje, kto da plon, ten da, do czasu zbiorów ziemniaki mnie nie interesują.



Groszki z kolei, mieszanka nasion zebranych w zeszłym roku, wystrzeliły jak opętane, nie sposób było dłużej czekać z posadzeniem ich do gruntu. Jak zwykle, nie będę w stanie ich przykrywać gdy przyjdzie nocny mróz, a że przyjdzie jeszcze, to pewne jak amen w pacierzu. Ot, kolejny element naturalnej selekcji, zobaczymy, co z tego wyniknie.




W połowie kwietnia dni można było określić bez jakiejkolwiek przesady jako upalne. Wykorzystały to żmije, by uskuteczniać amory. Pewnego poranka co kilka kroków, i na podwórku, i w lesie, i nad stawem, pełzało, ganiało się, wygrzewało i kochało wszystko, co w zygzak. Myślę, że nornice mają przegwizdane, gdy owoce tych miłości podrosną. 




Tymczasem, świętując Wielkanoc, wszyscy czekamy na deszcz. No, może wszyscy poza żmijami... Wesołych Świąt :) 

piątek, 28 lutego 2025

Nudny luty

 

W tym roku w lutym niewiele się działo, przez większą część miesiąca Ostoja sprawiała wrażenie jakby panowało w niej skrzyżowanie późnej jesieni z wczesnym przedwiośniem. Kolejny już raz plany turlania się w śniegu po wyjściu z sauny legły w gruzach, podobnie jak zamiar połowienia ryb spod lodu czy też ułatwienia sobie życia poprzez transport drewna po zamarzniętej tafli stawu. Dosłownie jeden raz napotkałem warunki pozwalające bezpiecznie wejść na lód, ale transportu drewna po nim postanowiłem nie ryzykować. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że zimy w tym roku tak naprawdę w Ostoi nie było, poza dosłownie kilkoma nocami z dwucyfrową na minusie temperaturą. 

W najzimniejszy dzień na jaki udało mi się trafić, wybrałem się na spacer tropem bobrów, starając się dostrzec ich ścieżki, szlaki, ślady i tamy. Są one praktycznie wszędzie, co świadczy o tym, że nie mogą chyba spać, też dręczy je brak zimy (bo wątpię, że sumienie za ścięte u mnie drzewa). Bobry zresztą to furda, i z prawa i z lewa, spacer umila jazgot pił. Sąsiedzi tną drzewa na potęgę, jakby prowadzili z nimi jakąś wojnę. Coraz częściej dziękuję losowi, że pozwolił mi cieszyć się drzewami i bardziej o nie dbać, niż ścinać, że udaje mi się zarabiać na życie bardziej rozumem niż piłą. A propos rozumu, to ze zdumieniem przyjąłem spotkanie ze sporym stadkiem kormoranów najwyraźniej zimujących na Rzeczce, ewidentny znak zanikających zim, do niedawna w głowie by się to nie mieściło, spotkać tu w lutym kormorana...

Jak w każde Walentynki, rozpocząłem siewy testowe, aby sprawdzić przed sezonem jakość podłoży i nasion. Po zużyciu sterty zrębek, w miejscu gdzie leżały one na skraju sosnowego lasu, na szczerym piachu, pozostał ciemny krąg "kompostu", grubości z 1-2 cm. Zgarnąłem to łopatą i przesiałem przez "kraciastą" plastikową skrzynkę. Wyszło z tego "podłoże" zawierające piasek, rozłożone zrębki i nieco kawałków drewna (po prawej). Wypełniłem tym wielodoniczkę, a drugą, kontrolną (po lewej) wypełniłem "podłożem do siewu i rozsady" renomowanej firmy. Jak na razie, wygląda na to, że w moim podłożu nasiona rzodkiewki kiełkują szybciej. Dodatkowo, to zdjęcie wykonane w mniej niż 2 doby od posiania, temperatura pokojowa, żadnych zabiegów z nasionami.

Rzodkiewki posiałem w mieście, każdego więc dnia wystawiałem je na dzień na kuchenny parapet, na zewnątrz. Otrzymywały dużo słońca, wiatru i hartowały się w temperaturze jak na luty kolosalnej - od dwóch do dziesięciu stopni na plusie. Na noc zabierałem je do mieszkania, od czasu do czasu podlewając. Rosły dosłownie w oczach.  I co dalej z tym począć, myślałem, przecież za mniej więcej 3 tygodnie to będzie bardzo duża rozsada i będzie musiała iść "do gruntu"?! To tylko testy, ale one tłumaczą, dlaczego nigdy się nie spieszę z siewami. No i to "podłoże" do siewu - trzy wielkie wiadra, za friko, pozyskane w kwadrans. Chyba na ten sezon wystarczy...

Okazało się, że wszystko potoczyło się jeszcze szybciej, niż myślałem. 27 lutego, czyli w dwanaście dób od siewu, patrząc na prognozy pogody, zdecydowałem, że warto zaryzykować, i posadzić je do gruntu. Rzodkiewki. Do gruntu. W lutym. No ale, kto nie ryzykuje, ten nie je rzodkiewek. Podlałem je solidnie i okryłem agrowłókniną. Zobaczymy, czy dadzą sobie radę na grządce. Bardziej niż nocnych mrozów obawiam się suszy, która można powiedzieć, jest dojmująca. Pierwszy raz w życiu podlałem grządkę w lutym - to o czymś świadczy.

Zakwitły krokusy, a na jednym z nich pojawiła się samotna pszczoła. Poprzycinałem nieco drzewa i krzewy nad stawem i w leśnych ogródkach. Stare kostki słomy, po mroźnych nocach, są zamarznięte w środku, za wcześnie więc, żeby dokańczać ściółkowanie. Nowe kostki słomy, do uprawy pomidorów i dyń jeszcze nie dojechały, może uda się je zainstalować w początku marca. Powinienem pewnie jak sąsiedzi, naciąć trochę drzewa, ale po co? Drewutnia pełna, a jeszcze to, co bobry ścięły, czeka na porąbanie. Jednym słowem, nudny był ten luty, i niezimowy, i nieciekawy. Dobrze, że jutro już marzec.

poniedziałek, 27 stycznia 2025

Marzec w styczniu

W obliczu tegorocznej aury, coraz mniej śmieszy dowcip, że tym razem zima naprawdę zaskoczyła drogowców, o nie przyszła. Nie przyszła też do Ostoi, gdzie przez większość czasu czuć się można marcowo. Spod zimowej szarzyzny wyglądać zaczyna zieleń, śniegu ani śladu, a o lodzie na stawie tylko można pomarzyć. Słoneczko przygrzewa, a w jego blasku, w niektórych mikroklimatach temperatury są dwucyfrowe. Na plusie. Przypomnę, że dokładnie w tym samym miejscu, w styczniu 2021 było minus 23 stopnie. Mój maksymalno-minimalny termometr niezbicie pokazuje, że tej zimy temperatura na podwórku Ostoi nie spadła jeszcze ani razu poniżej minus 6 stopni, ani na chwilę. W co się zamienia mój "mazowiecki biegun zimna"? Czy mrozy, jak w 2024, będą znowu w czerwcu?

Pod Ostojową chatką znajduje się solidna piwnica. Została zbudowana około 40 lat temu i przez 38 lat temperatura w niej w końcu stycznia spadała poniżej zera. Zamontowałem w niej żarówkę grzewczą z termoregulatorem, aby utrzymać temperaturę 1-2 stopnie na plusie. Pozwala to nie spuszczać wody na zimę, nawet gdy dom nie funkcjonuje przez dłuższy czas, oraz stwarza doskonałe warunki do przechowywania plonów. Styczeń 2024 był pierwszym, kiedy termostat ani razu nie włączył żarówki. Najniższa temperatura wyniosła 2.1 stopnia na plusie.
Na zdjęciu wskazanie termometru z 26 stycznia 2025. Maluczko, a zamiast ogrzewać, będziemy musieli w styczniu chłodzić piwnicę... Dla cebuli już jest za ciepło i powoli zaczyna iść w szczypior.

Nad stawem widać świeże listki mięty polej, poziomek, gwiazdnicy, zaczynają też rosnąć sity i turzyce. Jak tak dalej pójdzie, to w drzewach za moment ruszą soki. Ziemia nie jest zamarznięta, czy sok brzozowy popłynie już lutym, a nie jak tu bywało zawsze, na przełomie marca i kwietnia? Kiedy ciąć drzewa i krzewy owocowe? Uwielbiam ciąć w mroźne, słoneczne dni, czy takie jeszcze nadejdą, czy raczej brać się już za to? Grządki obsiane jesienią wydają się być suche - podlewać? W styczniu? Bambus nad stawem ma chyba nowe liście, wyłazić zaczynają pierwsze źdźbła miskantów, a tu stare jeszcze nie ścięte... Mam nadzieję, że za moment nie wystrzelą krokusy, w zeszłym roku pszczoły nic niemal z nich nie skorzystały - ledwo zakwiły, a przymrozki je skosiły.

W zbiorze zieleniny nie ma praktycznie przerwy, od zimowych sałat, przez szpinak, kilka odmian musztardowców, po słabiej w tym roku rosnącą klajtonię (bo dla niej za ciepło). Są nawet różne szczypiory, młode kwiatostany brokułów, nie wspominając nawet o znoszących niewielkie mrozy kapustach liściowych czy jarmużach, których nawet jeszcze nie skosztowałem, bo tyle jest innej zieleniny. Jeszcze niezwykle nieśmiało, ale jednak, pojawiają się pierwsze mikroskopijne pokrzywy, a w lesie jest sporo naziemnych i nadrzewnych grzybków. Ptaki zacięcie oblatują budki lęgowe, notorycznie już słychać żurawie.

Sucha i ciepła pogoda sprawia, że można sobie zgrzebać w ziemi dosłownie jak w marcu. Kontynuuję wymianę nadstawek paletowych w grządkach podwyższonych, maluczko, a będzie to zakończone. Zdumiewa mnie to, że obrzeża oryginalnie posadowione na powierzchni ziemi, przez lata użytkowania grządek "zatonęły" nawet do 10 centymetrów w głąb gruntu. W efekcie, po wymianie, do każdej grządki trzeba będzie 10 centymetrów kompostu dosypać. Miałem do uprzątnięcia stare kostki słomy po uprawie pomidorów, cukinii i dyń. Wszystko jednak już mam wyściółkowane... Cóż było robić - naszkicowałem nowe grządki. Od razu łopatą, w jałowym, piaszczystym fragmencie wzgórza. Ziemię, a ściślej piach ze ścieżek sypałem na przyszłe grządki. Ścieżki zewnętrzne poprowadziłem tak, aby łapały wodę deszczową, a woda ta ma wpływać na ścieżkę w środku kręgu i tam wsiąkać w piach.

Na razie jest to wszystko na oko, trzeba będzie zapewne poprawić poziomy i spadki po deszczu, by woda popłynęła tak, jak chcę. Przy tej okazji dorzucę więcej piasku na grządki. Na koniec rozwalę stare kostki i wyściółkuję grządki słomą. Wszystko będzie "dojrzewać" do maja, kiedy to posadzę tu z rozsady rozmaite warzywa ciepłolubne. Całość prac zajęła mi do tej pory nieco ponad 3 godziny, najwięcej czasu zajął przewóz starych kostek. Przyjmując, że kostki się już spłaciły dając plony w minionym sezonie, koszty są zerowe, poza moją pracą. Poza kostkami na ściółkę, przyniosłem ze sobą tylko łopatę. Nic innego nie jest potrzebne. Zasada "Minimum Nakładów, Maksimum  Efektów" świetnie się sprawdza. 

W końcówce stycznia jest momentami tak ciepło, że można by się rozebrać do koszulki, ale rozsądek nakazuje jednak mieć pod nią bieliznę termiczną. Gdy schowa się słoneczko i dmuchnie wiatr, czuć, że to może nie styczeń, ale taki średni marzec. Nie cieszy mnie to specjalnie, myślę, że czeka nas trudny pogodowo rok, a susza da nam się jeszcze mocniej we znaki. Z nią jednak można sobie jakoś poradzić, proszę więc tylko, aby styczeń nie przyszedł znowu w czerwcu, żadnych czerwcowych mrozów, jeśli łaska!