poniedziałek, 6 października 2025

Pa pa, Parszywa Dwunastko!

  

Parszywa Dwunastka, czyli zestaw 12 grządek wybudowanych wczesną wiosną 2019 z nadstawek paletowych był jednym z częściej wspominanych elementów Ostoi. Nic dziwnego, wszak grządki te sprawdziły się rewelacyjnie, dając w każdym sezonie setki kilogramów niezwykle zróżnicowanych plonów. Powierzchnia uprawy wynosząca zaledwie 12 metrów kwadratowych, plus ścieżki, była jednym z najbardziej wydajnych systemów, który wydajnością "z jednostki powierzchni" pokonać mogły jedynie uprawy w pojemnikach. Stosowany przez lata na grządkach Parszywej Dwunastki system "Grządki Stopy Kwadratowej", autorstwa Mela Bartholomew, polegający na uprawie każdego z warzyw w kwadracie 30 x 30 cm. pozwalał zmieścić na tych grządkach tak jakby 144 osobne uprawy, tworzące bujną, barwną i wydajną polikulturę.

Grządki tego typu jednakże, mają swoje potrzeby i wymagania, a także nieco wad. Nie bez znaczenia jest też ich lokalizacja, począwszy od typu gleby na jakiej stoją, poprzez nasłonecznienie, wilgotność, po otoczenie - na przykład obecność i bliskość drzew. Patrząc na nie pod kątem projektowania permakulturowego, można zaprojektować je tak, że będą idealne, "niezniszczalne", będą służyć i plonować długie lata, ale... nie zawsze to jest możliwe. I wtedy stajemy przed dylematem - nie robić takich grządek? Robić je, ze świadomością ich niedoskonałości? A może wszystko pod ich kątem przygotować tak, aby było blisko ideału? Na te trudne pytania każdy musi sobie odpowiadać sam, gdy projektuje i zakłada swój ogród, bo każda z tych opcji ma swe wady i zalety.

Grządki Parszywej Dwunastki nie były pierwszymi grządkami tego typu, jakie założyłem i wiele lat wcześniej pisałem już o takich grządkach. Gdy zakładałem pierwsze, zapłaciłem za nadstawki paletowe 12 złotych za sztukę, a dziś, ich ceny są astronomiczne. Mądry Polak po szkodzie, trzeba było tego nie opisywać, i nie propagować ;) Żartuję oczywiście, ale prawda jest taka, że nadstawki paletowe z czasem ulegają degradacji i trzeba je wymieniać. Obecne ceny czynią to absurdalnym. Ponadto, z wielkim zdziwieniem musiałem przyjąć do wiadomości fakt, że z każdym rokiem nie robię się coraz młodszy i że sił nie mam już tyle co w latach, gdy zakładałem pierwsze grządki Ostoi. Co ważne, w tamtych czasach, byłem w stanie poświęcić Ostoi minimum 2-3 dni w tygodniu, a przy spiętrzeniu prac zostać nawet na tydzień, podczas gdy w ostatnich latach jestem szczęśliwy, jeśli spędzę tu (no dobra, nie siedzę, pracuję) osiem godzin tygodniowo. A niestety - grządki podwyższone z nadstawek paletowych wymagają opieki, na którą czasowo mnie obecnie nie stać. Opieki wymaga też otoczenie grządek - ścieżki przez dwa lata nieodświeżane zamieniają się w dżunglę, a w podłoże grządek wdzierają się silnie korzenie okolicznych drzew, które bardzo porosły. 

Wszystko to, i szereg innych czynników, których nie mam możliwości tu opisać sprawiło, że postanowiłem pożegnać Parszywą Dwunastkę. Zdecydowałem się dokonać poważnej rewolucji i odsunąć ten ogródek od najbliższych drzew i krzewów o dodatkowy metr, co ma pozwolić mi ograniczyć wnikanie korzeni do grządek. Postanowiłem, że usunę całą nawierzchnię ścieżek do gołego, rodzimego piachu, jaki zastałem przybywając po raz pierwszy do Ostoi. Podjąłem decyzję, że spróbuję zrobić grządki takie, aby był cień szansy, że posłużą mi do końca moich orodniczych dni w tym miejscu, a jeśli nie, to przynajmniej wymiana obrzeży będzie lżejszą i mniej częstą pracą niż w przypadku nadstawek paletowych. Wymyśliłem, że wykorzystam luźno ułożoną cegłę rozbiórkową jako mikro fundament, na którym ustawię metalowe grządki z blachy falistej, kupione "z odrzutów" jako wybrakowane.

W pierwszym tygodniu października przystąpiłem do pracy. Procedura jest taka - zdejmuję stare nadstawki paletowe z grządki i jeśli są dobre, wykorzystam je w innych miejscach lub jako kompostowniki. Oczyszczam obrys grządki i fragmenty ścieżki do gołego piachu, układam luźno ceglany fundamencik. Na nim skręcam z blach nową grządkę. Na koniec, wszystko co usunąłem ze ścieżki trafia do wnętrza grządki, gdzie znajduje się oczywiście całe podłoże z grządki starej. Trafia tam również darń wycięta z obszaru, na który ogródek odsuwa się od drzew. Dodatkowo, korzystając z okazji, podwyższam grządki o dodatkowe 20 centymetrów, co być może pomoże mi w "walce" z korzeniami moich drzew, albo chociaż oszczędzi mi pracy.

Do grządek trafiają też wszystkie chwasty, stare ściółki, zrębki ze ścieżek, a i tak udaje mi się zapełnić tylko około połowy ich objętości. Materiał ten niech sobie osiada, a ja późną zimą, lub wczesną wiosną, lub kiedy tam będę miał czas, dopełnię grządki po brzegi nowym podłożem. Najprawdopodobniej będzie to ziemia i kompost, bez udziwnionych dodatków. Na razie jednak nie jest to istotne, teraz ważnym jest aby grządka po grządce, zamieniać stare na nowe, dbając dosłownie i w przenośni, o poziom. Zarówno bowiem grządki powinny go trzymać, jak i całe to dzieło chciałbym zrobić tak, aby warte było pracy, jaką w nie wkładam.

Nowe grządki mają tą samą szerokość, ale inną długość niż stare. Zamiast 120 centymetrów, są długie na 180. A ponieważ nie chcę większego ogródka, i powierzchnia grządek ma być taka sama jak była, 12 metrów kwadratowych, to poprzednich 12 grządek zastąpić musi osiem. Poznajcie więc Stalową Ósemkę - godnego następcę Parszywej Dwunastki. Oczywiście, oznacza to, że do każdej z nowych grządek trafi podłoże z półtorej grządki starej, co pracę komplikuje, ale tylko troszeczkę. Pierwsze koty za płoty - pierwsza grządka "pokazowa" stoi, teraz tylko trzeba znaleźć czas, aby przerobić kolejne. Nie wiem kiedy uda mi się to zrobić, mam jednak wielką nadzieję, że na sezon 2026 wszystko będzie gotowe. A czy to się sprawdzi? Mam nadzieję że tak. No i przede wszystkim - pomimo wszystkich przeciwności, Ostoja jest nadal siedliskiem doświadczalnym, moim prywatnym poligonem, nic mnie więc tak nie cieszy jak możliwość porównania tych nowych grządek ze starymi, które w innych rejonach Ostoi na razie pozostają bez zmian. Trzymajcie jednak kciuki, aby było dobrze.

1 komentarz:

  1. No coz, moj "permakulturowy" ogrodek pokazal mi już w zeszłym roku "kto tu rzadzi"! Mialam mniej siły i mniej czasu, posadzilam mniej warzyw, nie pielęgnowałam ich odpowiednio, toteż plony były byle jakie.
    W tym roku wsadziłam pod pod dachem tylko 5 krzaków pomidorów, sadzonki kupilam, wybrałam ciekawe odmiany, no i tylko te pomidory były uprzejme pięknie owocować. Inne w pojemnikach, donicach na wolnej przestrzeni były chore :(
    Najstarsze wysokie grzadki zaczely murszec, musze dwie z nich zlikwidować... tylko gdzie z tą ziemią? Ogrodek ma określoną powierzchnię, i praktycznie te 800 litrow ziemi sprawi mi już kłopot.
    Nowych wysokich grzadek nie chce już zakładać.
    Starzejemy się, a chęci jeszcze jak u młodych i sprawnych :)))
    Trzymam kciuki za Twoje plany :)

    OdpowiedzUsuń