Kawałek po kawałku przekształcam podwórko Ostoi w obszar uprawny. Przypomina to wzrost jakiegoś dziwnego organizmu, komórka po komórce, poprzez pączkowanie.
W ostatni weekend wypączkował kolejny ogródek. Od wiosny pod warstwą kartonu i zrębki, obsianej koniczyną i łubinem, dogorywała trawa, a teraz przestrzeń przeznaczoną na grządki pokryłem cienką warstwą starego obornika. Na obornik poszła kilkucentymetrowa warstwa ziemi ogrodowej. Całość doprawiłem odrobiną mączki bazaltowej i popiołem z drewna liściastego.
Gotową bez mała grządkę przykryła gruba warstwa słomy i w takim stanie grządka będzie "dojrzewać" do wiosny.
A wiosną trafią na nią ziemniaki i bób oraz inne rośliny motylkowe. Pod samym płotem znajdzie się rząd topinamburów - wieloletnia osłona przed ciekawskim spojrzeniem, i pożywienie na sytuacje awaryjne.
Grządka, choć sie nieco wije, jest superergonomiczna - wszędzie łatwo sięgnąć (szerokość 120 cm), a długość ściezki jest ograniczona do minimum. Zapowiada się całkiem nieźle, a jak się sprawdziła, to napiszę za rok.
A za płotem, dosłownie centymetr za nim, dziki ryją jak oszalałe. Trzydzieści metrów od rozszczekanych psów, za płotem sąsiednim. Ryją w mojej stercie zrębek, ryją w czystym niemal piachu, szukają robaków i pędraków. Póki co nie ryją pod drzewkami posmarowanymi tzw. sosem z kości. Czyżby on rzeczywiście działał?
Bobry ścięły ogromną brzozę, tym razem u sąsiadów. Spryciule zrobiły to tak, że wpadła czubkiem tuż przy samym wejściu do ich nory. Zadziwiająca precyzja, pozazdroszczenia godna.
W październiku budowy komórkowej ciąg dalszy - trzy małe ogródeczki w metodzie Square Foot Garden zastąpi jedna większa grządka. I tak, krok po kroku, areał uprawny rośnie. A to coś, na wyrost ochrzczone trawnikiem, maleje. I mówi do nas "maluczko, a mnie nie ujrzycie ...".
Blog o permakulturze i Permakulturowym Miejscu Pokazowym "Ostoja" zlokalizowanym w sercu Puszczy Bolimowskiej, w obszarze Natura 2000, nad brzegiem rzeki Rawki, rezerwatu przyrody.
poniedziałek, 29 września 2014
piątek, 26 września 2014
Serek
I stało się tak, że na weekend zostałem opiekunem kozy. Koza jak to koza, łatwa w obsłudze jest. Zasadniczo wystarczy wydoić i ewentualnie wyprowadzić na spacer, aby się kozie samej nie nudziło. Wybieg ma duży, leśno-krzaczasty, dach nad głową ma, jeść co ma, pić co ma, ale beczy, bo jej pani wyjechała.
W ramach opieki trzeba było jednak również zagospodarować udój - kózka codziennie 1.2 litra mleka łaskawie dawała, co mogliśmy wypić to się wypiło, z jednej jednak takiej porcji postanowiłem zrobić mój pierwszy w życiu ser. Sposób najprostszy z możliwych - podgrzać mleko, ściąć sokiem z cytryny, odcedzić, wycisnąć, podać. Podobno powinniśmy ten serek odciskać do dnia następnego, ale żeśmy nie zdzierżyli - już po południu trafił na stół. Udało się sporządzić sporą miseczkę, pewnie ponad 20 deko. Bez żadnych dodatków, bez soli, z leciutkim kwaskowym posmakiem od cytrynowego soku, smakował wyśmienicie, a po dodaniu rukoli i mięty po prostu ... zniknął. Zaczarowana Ostoja, zaczarowana koza, zaczarowany ser :-)
W ramach opieki trzeba było jednak również zagospodarować udój - kózka codziennie 1.2 litra mleka łaskawie dawała, co mogliśmy wypić to się wypiło, z jednej jednak takiej porcji postanowiłem zrobić mój pierwszy w życiu ser. Sposób najprostszy z możliwych - podgrzać mleko, ściąć sokiem z cytryny, odcedzić, wycisnąć, podać. Podobno powinniśmy ten serek odciskać do dnia następnego, ale żeśmy nie zdzierżyli - już po południu trafił na stół. Udało się sporządzić sporą miseczkę, pewnie ponad 20 deko. Bez żadnych dodatków, bez soli, z leciutkim kwaskowym posmakiem od cytrynowego soku, smakował wyśmienicie, a po dodaniu rukoli i mięty po prostu ... zniknął. Zaczarowana Ostoja, zaczarowana koza, zaczarowany ser :-)
wtorek, 16 września 2014
Pożegnanie lata




Subskrybuj:
Posty (Atom)