
Tym razem władze ugięły się pod presją i pozwolono właścicielom ogród zatrzymać. Wygrano bitwę, ale nie wojnę. Władze tej miejscowości planują bowiem całkowity zakaz uprawiania ogrodów od strony ulicy, aby jak mówią, nadać miastu zunifikowany wygląd. Na szczęście zarządzenie to ma nie dotyczyć ogródków już istniejących, nasi właściciele będą więc nadal mogli uprawiać swój ogród bezpiecznie (rozczulająca dobroć władz, nieprawdaż?).
Rodzi się refleksja - z kim my walczymy? Jakim prawem ludzie, których sami wybieramy decydują o tym, co robimy na ziemi, którą zdobyliśmy ciężką pracą, którą sami uprawiamy, od której płacimy rosnące wciąż podatki, której bioróżnorodność przyczynia pożytku nie tylko nam, ale całej społeczności? Jakie zło wyrasta między tymi cukiniami i brokułami, z którym usiłują walczyć urzędnicy? Co jeszcze decydenci wymyślą, aby stłamsić naszą drobną niezależność i resztki pozostałej nam wolności?