Nie ma dnia, abym w ręczniku nie znalazł minimum jednego kiełkującego nasionka takiego jak na zdjęciu. To dzisiejsze nasionko za chwilę trafi do kolejnej doniczki.
Spoczywające w takich samych warunkach nasiona dzikiej róży i aronii nie wykazują jeszcze żadnych oznak kiełkowania, za co w sumie im jestem wdzięczny. Mam jednak nadzieję, że do końca marca "ruszą się" i dadzą choćby znak życia.
Ani nasiona stratyfikowane na tarasie, ani te stratyfikowane według powszechnych zaleceń, czyli zmieszane w proporcji 1/3 z podłożem nie zaczęły kiełkować - i to też jest dobra wiadomość.
Nagły nawrót zimy i mrozów uniemożliwia wywiezienie sadzonek do Ostoi, gdzie mogłyby znaleźć miejsce na ganku i szczęśliwie dotrwać do czasu, gdy pogoda pozwoli wysadzić je do gruntu. Ganek daje jedynie ochronę od wiatru, ale nie od niskich temperatur.
Nauka z ałyczowego eksperymentu jest taka, że festina lente, czyli spiesz się powoli. Pospieszyłem się z ręcznikową stratyfikacją, z powodzeniem można było ją rozpocząć miesiąc, lub nawet dwa później. Z drugiej strony, któż by się spodziewał, że tak dobrze nasionka będą kiełkować?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz