poniedziałek, 27 stycznia 2025

Marzec w styczniu

W obliczu tegorocznej aury, coraz mniej śmieszy dowcip, że tym razem zima naprawdę zaskoczyła drogowców, o nie przyszła. Nie przyszła też do Ostoi, gdzie przez większość czasu czuć się można marcowo. Spod zimowej szarzyzny wyglądać zaczyna zieleń, śniegu ani śladu, a o lodzie na stawie tylko można pomarzyć. Słoneczko przygrzewa, a w jego blasku, w niektórych mikroklimatach temperatury są dwucyfrowe. Na plusie. Przypomnę, że dokładnie w tym samym miejscu, w styczniu 2021 było minus 23 stopnie. Mój maksymalno-minimalny termometr niezbicie pokazuje, że tej zimy temperatura na podwórku Ostoi nie spadła jeszcze ani razu poniżej minus 6 stopni, ani na chwilę. W co się zamienia mój "mazowiecki biegun zimna"? Czy mrozy, jak w 2024, będą znowu w czerwcu?

Pod Ostojową chatką znajduje się solidna piwnica. Została zbudowana około 40 lat temu i przez 38 lat temperatura w niej w końcu stycznia spadała poniżej zera. Zamontowałem w niej żarówkę grzewczą z termoregulatorem, aby utrzymać temperaturę 1-2 stopnie na plusie. Pozwala to nie spuszczać wody na zimę, nawet gdy dom nie funkcjonuje przez dłuższy czas, oraz stwarza doskonałe warunki do przechowywania plonów. Styczeń 2024 był pierwszym, kiedy termostat ani razu nie włączył żarówki. Najniższa temperatura wyniosła 2.1 stopnia na plusie.
Na zdjęciu wskazanie termometru z 26 stycznia 2025. Maluczko, a zamiast ogrzewać, będziemy musieli w styczniu chłodzić piwnicę... Dla cebuli już jest za ciepło i powoli zaczyna iść w szczypior.

Nad stawem widać świeże listki mięty polej, poziomek, gwiazdnicy, zaczynają też rosnąć sity i turzyce. Jak tak dalej pójdzie, to w drzewach za moment ruszą soki. Ziemia nie jest zamarznięta, czy sok brzozowy popłynie już lutym, a nie jak tu bywało zawsze, na przełomie marca i kwietnia? Kiedy ciąć drzewa i krzewy owocowe? Uwielbiam ciąć w mroźne, słoneczne dni, czy takie jeszcze nadejdą, czy raczej brać się już za to? Grządki obsiane jesienią wydają się być suche - podlewać? W styczniu? Bambus nad stawem ma chyba nowe liście, wyłazić zaczynają pierwsze źdźbła miskantów, a tu stare jeszcze nie ścięte... Mam nadzieję, że za moment nie wystrzelą krokusy, w zeszłym roku pszczoły nic niemal z nich nie skorzystały - ledwo zakwiły, a przymrozki je skosiły.

W zbiorze zieleniny nie ma praktycznie przerwy, od zimowych sałat, przez szpinak, kilka odmian musztardowców, po słabiej w tym roku rosnącą klajtonię (bo dla niej za ciepło). Są nawet różne szczypiory, młode kwiatostany brokułów, nie wspominając nawet o znoszących niewielkie mrozy kapustach liściowych czy jarmużach, których nawet jeszcze nie skosztowałem, bo tyle jest innej zieleniny. Jeszcze niezwykle nieśmiało, ale jednak, pojawiają się pierwsze mikroskopijne pokrzywy, a w lesie jest sporo naziemnych i nadrzewnych grzybków. Ptaki zacięcie oblatują budki lęgowe, notorycznie już słychać żurawie.

Sucha i ciepła pogoda sprawia, że można sobie zgrzebać w ziemi dosłownie jak w marcu. Kontynuuję wymianę nadstawek paletowych w grządkach podwyższonych, maluczko, a będzie to zakończone. Zdumiewa mnie to, że obrzeża oryginalnie posadowione na powierzchni ziemi, przez lata użytkowania grządek "zatonęły" nawet do 10 centymetrów w głąb gruntu. W efekcie, po wymianie, do każdej grządki trzeba będzie 10 centymetrów kompostu dosypać. Miałem do uprzątnięcia stare kostki słomy po uprawie pomidorów, cukinii i dyń. Wszystko jednak już mam wyściółkowane... Cóż było robić - naszkicowałem nowe grządki. Od razu łopatą, w jałowym, piaszczystym fragmencie wzgórza. Ziemię, a ściślej piach ze ścieżek sypałem na przyszłe grządki. Ścieżki zewnętrzne poprowadziłem tak, aby łapały wodę deszczową, a woda ta ma wpływać na ścieżkę w środku kręgu i tam wsiąkać w piach.

Na razie jest to wszystko na oko, trzeba będzie zapewne poprawić poziomy i spadki po deszczu, by woda popłynęła tak, jak chcę. Przy tej okazji dorzucę więcej piasku na grządki. Na koniec rozwalę stare kostki i wyściółkuję grządki słomą. Wszystko będzie "dojrzewać" do maja, kiedy to posadzę tu z rozsady rozmaite warzywa ciepłolubne. Całość prac zajęła mi do tej pory nieco ponad 3 godziny, najwięcej czasu zajął przewóz starych kostek. Przyjmując, że kostki się już spłaciły dając plony w minionym sezonie, koszty są zerowe, poza moją pracą. Poza kostkami na ściółkę, przyniosłem ze sobą tylko łopatę. Nic innego nie jest potrzebne. Zasada "Minimum Nakładów, Maksimum  Efektów" świetnie się sprawdza. 

W końcówce stycznia jest momentami tak ciepło, że można by się rozebrać do koszulki, ale rozsądek nakazuje jednak mieć pod nią bieliznę termiczną. Gdy schowa się słoneczko i dmuchnie wiatr, czuć, że to może nie styczeń, ale taki średni marzec. Nie cieszy mnie to specjalnie, myślę, że czeka nas trudny pogodowo rok, a susza da nam się jeszcze mocniej we znaki. Z nią jednak można sobie jakoś poradzić, proszę więc tylko, aby styczeń nie przyszedł znowu w czerwcu, żadnych czerwcowych mrozów, jeśli łaska!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz