piątek, 17 lutego 2023

Akcja "Miskant"

 

Gdy przez ostatnie lata świat "żył chorobami", nas szczęśliwie omijały one szerokim łukiem. Sprawiedliwości jednak chyba zawsze musi stać się zadość i każdy swoją dawkę nieszczęścia otrzymać musi, na przełomie stycznia więc i lutego dopadły nas wszystkich różne przypadłości, które sprawiły, że plany zimowych prac w Ostoi wzięły w łeb, a ja pojawiłem się w niej dopiero po Walentynkach. Poza kilkoma gałęziami sosen połamanymi pod ciężarem mokrego śniegu, zastałem wszystko w dobrym zdrowiu i stanie, co pozwoliło mi westchnąć z ulgą. No cóż, zaplanowane na styczeń i luty prace będą musiały poczekać. Zastanawiając się, co wymaga najpilniejszej troski w trakcie mojej krótkiej roboczej wizyty, doszedłem do wniosku, że czas na doroczną Akcję "Miskant".

Miskanty posadziłem na krótkim fragmencie granicy działki, w pobliżu stawu i leśnego ogrodu. Rosną przecudownie, tworząc skuteczną zasłonę dla niezbyt ciekawego widoku a także łagodzą dość silnie wiejący z tego kierunku wiatr. Miskanty jednakże trzeba co roku ściąć, aby młode zielone pędy nie musiały się przebijać przez masy zeszłorocznego suszu. Dodatkowo, miskanty posadziłęm też po to, aby dostarczały ściółki dla uprawy alejowej w pobliskim leśnym ogrodzie. Akcja "Miskant" przebiega więc następująco - układam na ziemi dwie gumy do mocowania łądunków na samochodowych bagażnikach. Nożycami do żywopłotu ścinam miskanty 10-20 centymetrów nad ziemią, a gdy uzbiera się już potężna sterta ponad dwumetrowej długości łodyg, spinam haczyki gum, tworząc wielki snopek. Zarzucam go sobie na głowę, jak to zwykle czynią kobiety w Afryce nosząc opałowy chrust i przenoszę zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej, w międzyrzędzie leśnego ogrodu, gdzie miskantem wyściółkuję rzędy pod ziemniaki.

W poprzednich latach wypraktykowałem, że miskant układany w całości utrudnia sadzenie i pielęgnację ziemniaków, pocięty natomiast na drobno potrafi odfruwać z wiatrem. Optimum jak to często bywa znajduje się pośrodku, dlatego przyniesione miskanty przed ułożeniem tnę na pół. Powstają dzięki temu części dolne - bardziej sztywne łodygi, oraz górne - bardziej wiotkie i ulistnione. Aby mi miskant nie odfrunął, układam te części na przemian tak, aby zachodziły na siebie, przy czym grube łodygi zawsze przykrywają furkoczące na wietrze liście. Zwracam też uwagę na to, aby łodygi leżały równolegle do wiatru, wtedy stawiają mu najmniejszy opór i jest niemal pewność, że wiatr ich nie porwie. I tym oto sposobem, korzystając z samoprodukującej się ściółki, aleja pod ziemniaki jest przygotowana do sezonu i teraz czekać będzie na czas, kiedy zakwitnie mniszek lekarski, to jest bowiem zawsze dla mnie sygnał, że pora sadzić ziemniaki.

Na grządkach tymczasem zaczyna być widać efekty zeszłorocznych jesiennych siewów. Szpinak pod agrowłókniną jest już spory, a ten niczym nieokryty zaczyna z wolna się zielenić. Tu i ówdzie młode listki wystawiają do słońca zeszłoroczne jarmuże i kapusty, maluczko, a zaczną trafiać na talerz i do gara. Jest sporo szczypiorku, widać też już czosnki i cebule. Zimowe sałaty wyglądają smętnie, ale żyją. Musztardowce gdzieniegdzie padły, gdzie indziej wydają się dawać znaki życia. Doskonale rośnie klajtonia przeszyta, ale na razie jej nie zbieram gdyż chcę zebrać nasiona. Tu i ówdzie wylazły pierwsze krokusy, oraz pierwsze pszczoły bzyczą przy ulach. Do prawdziwego wybuchu wiosny jednakże jest jeszcze chyba daleko. 

1 komentarz:

  1. Na wiosnę jest najwięcej pracy w ogrodzie. U nas w leśnym zakątku po zimie jest ogrom prac porządkowych. Mokry śnieg i wichury połamały drzewa, a na dodatek chyba sarna wtargnęła na teren niszcząc ogrodzenie.

    OdpowiedzUsuń