wtorek, 6 października 2020

Dziwne rzeczy w Ostoi

Ostatni tydzień września przyniósł Ostoi przymrozki, ale przedziwne, bo bardzo lokalne. Miejscem najbardziej poszkodowanym okazał się ogródek na Zapłotku, gdzie zdecydowana większość dyniowatych odmówiła współpracy. Trzeba więc było przystąpić do przedwczesnych zbiorów. Na szczęście, poza zmarzłymi końcami kilku cukinii, owoce dyń wydają się być w dobrej formie i nic więcej nie ucierpiało. Zwożę sobie to dobro taczką i układam na ganku, aby jeszcze obeschło i "doszło", zanim trafi do piwnicy. Zapłotkowe ziemniaki fioletowe przymrozek zrównał z ziemią, wykopałem więc bulwy, aby nie zeżarły ich nornice, natomiast ziemniakom Sarpo Mira przymrozek powiedziałbym, że posłużył, bo rosną sobie w najlepsze i nie zamierzają obumierać. Jest to zapewne zasługa deszczy, które nareszcie podlały nigdy nie podlewany Zapłotek.

Tymczasem na podwórku, na kostkach słomy, pyszni się w najlepsze pierwsza, historyczna, przedziwna dojrzała dynia z dalekiej Japonii, Irubachi Kabocha. Daję jej dobrze dojrzeć, po to, aby zebrać z niej cenne nasiona. Wyrosła z nasion od Josepha Simcoxa i bardzo pragnę przesłać mu większą porcję tych wyhodowanych u mnie, aby mógł odnowić swój bank nasion. Jestem też niezwykle ciekawy, jak ta dynia smakuje, bo jeszcze nie miałem okazji jej spróbować. Na razie, zachwyca wyglądem, który zdjęcie oddaje nie w pełni. Faktura tej dyni jest "pluszowo-zamszowa", a kolor bardzo "jesienny". Ech, rozmarzyłem się. Jeszcze chwila, a zacznę pisać wiersze ....

Na grządce Parszywej Dwunastki dojrzewają powoli owoce zadziwiająco kolczastej cyklantery, o której pisałem poprzednio. Jest ich ogromna mnogość. Zebrałem już trochę nasion z dojrzałych, co jest dosyć trudne, gdyż owoce dosłownie eksplodują, rozrzucając swe nasiona dookoła, a że są one płaskie i niemal czarne (przypominają małe skrawki kory), to niemal nie sposób zebrać je z ziemi. Dlatego też, na dojrzewające owoce nałożyłem torebki foliowe - po owocowej eksplozji część nasion pozostaje w torebce. Tymczasem, ponieważ owoce cyklantery je się w formie niedojrzałej, zjadamy je na surowo (smakują jak ogórek, ale nie mają ogórkowego zapachu) oraz przeprowadzamy dwa eksperymenty kulinarne - część owoców marynujemy, a część kisimy. Jeżeli w którejś z tych form cyklantera okaże się hitem, wejdzie na stałe do upraw w Ostoi, gdyż jej plenność jest rewelacyjna. Z jednej rośliny zebrałem do tej pory około setki owoców.

W pierwszym tygodniu października, wcześniej niż zwykle, rozpoczął się masowy wysyp kań. Największy na tych grządkach zapłotka, gdzie przymrozek skosił dyniowate (przypadek? nie sądzę!). Kapelusze o średnicy nawet i ponad 30 centymetrów z trudnością mieszczą się na największej patelni. Zbieram jedynie niektóre (dwanaście kapeluszy ułożonych tak, aby się nie pogniotły napełnia tekturowy karton) i niosę do kuchni. Tu kanie oczyszczamy, kroimy na ćwiartki, obtaczamy w jajku i bułce z przyprawami, smażymy, wkładamy do słoików i zalewamy zalewą octową. W takiej formie kanie towarzyszyć nam będą przez całą zimę, lub nawet dłużej. Przy okazji zjadamy oczywiście nieco, i tych smażonych, i przerobionych na "flaczki", ale szczerze powiedziawszy, zaczynają już wychodzić nam nosami.

Na tak zwanej Plaży kończy się sezon na części grządek. Zaczynam więc je podwyższać o kolejny poziom. Jak uważni czytelnicy pamiętają, gdy je budowałem, podłoża wystarczyło jedynie aby wypełnić jedną nadstawkę. od tamtego czasu przybyło w Ostoi kompostu, dodaję więc kolejną nadstawkę na każdą z grządek Plaży. Usuwam resztki roślin, ale pozostawiam w podłożu wszystkie korzenie. W nadstawce mieszczą się trzy kopiaste taczki podłoża, napełniam ją głównie kompostem, lekko go ubijając. Praca ta idzie bardzo szybko, gdyż pryzma z której biorę kompost znajduje się dwa metry za tylną furtką podwórka. Lata wożenia wszystkiego taczką nauczyły mnie, że czy to zrębki, czy kompost, czy drewno opałowe, powinny być umieszczone tak, aby z jednej strony nie zawadzać, a z drugiej aby być jak najbliżej. Plecy i nogi mi za to potem dziękują.

Grządki od razu obsiewam. Tu posadziłem czosnek ozimy oraz wysiałem dwie odmiany sałaty odporne na niskie temperatury. Wyściółkowałem cienko starą słomą moknącą od roku na deszczu i już lekko się rozkładającą. Teraz pozostaje poczekać, aż sałaty wykiełkują, mam nadzieję, że pogoda pozwoli uszczknąć kilka listków jeszcze tej jesieni. W miarę, jak na innych grządkach Plaży sezon dobiegać będzie końca, podobnie podwyższę pozostałe, dopóki starczy mi kompostu. Prawdopodobnie, od połowy października grządek już nie będę obsiewał, wyściółkuję je grubiej i pozostawię tak do wiosny. Kiedyś trzeba przecież skończyć ten sezon i nieco odsapnąć, prawda?

A tymczasem, pchając taczkę zrębek przez las, napotykam ciekawe znalezisko. Tą skórzaną bransoletkę dałem sobie wcisnąć lata temu za symbolicznego dolara na jakimś bazarze ... w Tunezji? w Jordanii? Dalibóg, nie pamiętam gdzie. Zgubiłem ją jednak pięć czy sześć lat temu, zupełnie nie wiedząc gdzie. Dziś, odnalazłem ją w lesie, albo to ona postanowiła odnaleźć mnie, kto wie ... Myślę, że las ją upiększył i że teraz dobrze prezentowałaby się na wybiegach Paryża, Londynu, Mediolanu ... a może ponosiłaby ją nawet Kate Moss? Byłoby jej w niej "do nazwiska" ... Takie to dziwne rzeczy dzieją się w Ostoi  ... ale o tym cicho sza!






 

5 komentarzy:

  1. TA DYNIA!!! Cudowna... tylko jedna się zawiązała?
    Zastanawiam się, jakby to było, gdybyś stale mieszkał w Ostoi, a nie dojeżdżał z doskoku... Chyba rzeczywiście plonowanie trwałby na okrągło, bez względu na temperatury, bo coś by się zawsze znalazło odpornego, lub zabezpieczenie odpowiednie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, jest ich więcej, ta jest pierwszą, która dojrzała. Niedojrzałe są zadziwiające, tak ciemnozielone, że niemal czarne. Pozostałe są o wiele większe niż ta pierwsza, dłużej więc dojrzewają.
      Bardzo wiele rzeczy byłoby inaczej, gdybym mieszkał na stałe. Najważniejsza to obecność zwierząt gospodarskich wymagających codziennej uwagi. Ich mi najbardziej brak. W sumie i teraz niemal przez cały rok są jakieś plony, jarmuż i topinambur jeśli chcę, mogę zbierać i w śniegu ... ;)

      Usuń
  2. No, nie pomyślałam o jarmużu, a przecież i u mnie zimą coś tam się na nim zieleniło - choć niestety zbierać raczej nie było co;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sieję od 2 lat odmianę dyni "Bizen Chirimen". Wygląda dokładnie tak samo jak "Irubachi Kabocha". Może ma różne nazwy?
    Trudno kiełkuje, długo rośnie, mało owoców wydaje ( moje doświadczenia ), ale smakuje bosko. I dlatego nadal będę ją uprawiać.
    Powodzenia w ogrodniczych zmaganiach!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kanie można ususzyć i używać sproszkowanych jako przyprawy dodającej umami. Praktykuję od kilku lat, sprawdza się.

    OdpowiedzUsuń