Permakulturowy ogród permanentnie zaskakuje, kto by się spodziewał urodzaju pieczarek w drugiej połowie listopada? No ale nie ma zmiłuj, trzeba oczy przecierać, i zbierać. Pora roku sprawia, że grzyby są w stu procentach zdrowe pomimo zaawansowanych rozmiarów, ani jednego robaka. Smak i zapach w mojej opinii jest mniej intensywny, mają też więcej wody, ale kulinarnie są jak najbardziej przydatne do spożycia. Gdy uzupełniam kompost na grządkach, w warstwach ziemi znajduję setki "mikrogrzybków" - owocników, które jeszcze mają zamiar wyrosnąć, o ile nie nadejdą mrozy.
Przygotowuję "pudełka rodzinne" aby podzielić te listopadowe skromne plony pomiędzy kilka domów - trochę grzybków stanowić będzie miłe urozmaicenie. Przemierzam ogród w poszukiwaniu tego, co jeszcze można zebrać, przy okazji kontynuując porządki. Zmorą okazują się testowane w tym roku klipsy do roślin pnących - część z nich umyka mej uwadze i z resztkami roślin trafiają pewnie na kompost, bo założyłem z 50 a zebrałem z 10. trudno, znajdą się przy przesiewaniu kompostu. Jeden rodzaj klipsa pozostanie na stałe w Ostoi (okrągły klips zatrzaskowy) ale generalnie chyba przejdę na sznurek jutowy, który po prostu doskonale się kompostuje.
Niektóre grządki się nie poddają, szczerze mówiąc, już bym może i chciał "zamknąć interes", rozrzucić kompost i ogłosić zimę, ale cóż - gdy tak rosną sałaty i buraki liściowe, to wstydem i hańbą byłoby nie pielęgnować i nie spożywać. Jemy więc przepyszny, listopadowy chłodnik, podżeramy sałatę - kompost musi poczekać. Martwi mnie, że cebule ozime pokiełkowały i porosły, nie jestem pewien co się z nimi stanie i czy wiosną odbiją. Kolosalnie wybujała poplonowa gorczyca i kwitnie w najlepsze. Przylatują do niej pojedyncze pszczoły, czasami rankiem tak ospałe, że spadają z kwiatów. Biorę sieroty na palec i odkładam w słoneczne miejsce, może się wysuszą i może odlecą ... Praktycznie w każdym roślinnym śmieciu, pod każdym opadłym liściem, w każdym zakamarku spróchniałej deski kryje się jakieś życie, które szuka schronienia na zimę. Staram się im wszystkim jak najmniej przeszkadzać.
Faceliowo-żytni poplon totalnie zarósł jedną z grządek. Koncepcja jest taka, że na grządce tej przez 365 dni w roku ma coś bardzo silnie rosnąć, aby organizmy glebowe miały możliwość współpracy z korzeniami roślin. Ma to budować glebę i żyzność, bez potrzeby dodawania kompostu. Czy to się sprawdzi, czas pokaże, Ostoja eksperymentami stoi. jedno jest więcej niż pewne - chwasty nie mają tu żadnych szans, a zamiast przynosić wór kompostu, przyniosłem tu pół garści nasion - oszczędność pracy, czasu i energii. Niektórzy może pamiętają, że wprost w taki poplon w zeszłym roku sadziłem czosnek, i plony były dobre, liczę więc, że i tym razem będzie podobnie.
Poniżej kilka migawek z grządek, które pomimo połowy listopada trzymają się mocno.





Dzień jest obecnie krótki, ale rzutem na taśmę kończę ściółkować Zapłotek. Jak zwykle, różnorodnie. Na część gdzie w tym roku rosły pomidory, ogórki i dynie idą liście, a na część gdzie rosły ziemniaki i strączkowe idzie siano łąkowe. Muszę się sam pochwalić - wyszło nieźle. Już się nie mogę doczekać, czy kolejny raz potwierdzi się na wiosnę, że liście biją siano pod względem supresji chwastów na głowę? Nie ma co gdybać, przekonamy się w następnym sezonie, a teraz jak na połowę listopada przystało, idę dojadać chłodnik.