Gdy dni w Ostoi stają się coraz krótsze, a wizyty coraz rzadsze, skupić się należy na priorytetach. Jak każdej jesieni, na pierwszy plan wysuwa się sadzenie drzew i krzewów - sadzonek z gołym korzeniem. W tym roku obsadzenia wymaga część działki ogołocona z drzew przez bobry. Były osikowy zagajnik, z lekka domieszką brzozy i sosny, legł niemal cały, za wyjątkiem najgrubszych drzew na miedzy. Postanowiłem wykorzystać te okoliczności i zalesić teren na kształt leśnego ogrodu. Aby uzyskać przewagę taktyczną nad bobrami, które na pewno spróbują wrócić, posadziłem również mnóstwo wierzby, aby to ona stała się pierwszym łupem tych sympatycznych (w moich okolicznościach przyrody) ekoszkodników.
W sumie uzbierało się 28 gatunków i odmian drzew i krzewów, sadzonych od razu w gildiach - pod dużym (w przyszłości) drzewem od razu sadziłem 2-3 krzewy owocowe i jeden krzew wspomagający, wiążący z powietrza azot. Również co trzecie posadzone "duże" drzewo to roślina bobowata, wiążąca azot. Wierzę, że pozwoli mi to wyeliminować w kilka lat potrzebę jakiejkolwiek opieki nad nowym leśnym ogrodem. Bo nie ma być to ogród uładzony i pielęgnowany ma to być las, z tym że większość tego co w nim rośnie, ma dać jadalny plon.
Nadszedł też czas, aby przenieść do piwnicy to, co może zmarznąć. Zakończyłem ziemniaczane wykopki i przystąpiłem do wyboru sadzeniaków na przyszły rok. Wielokrotnie pisałem, że sadzę ziemniaki w dniu wykopków i nie odwiedzam ich do następnych zbiorów. To prawda, ale tylko tam, gdzie grządka jest ogrodzona, czyli na podwórku. Nie mogę niestety tak postąpić tam, gdzie zwierzyna jest u siebie. Dlatego też wybieram nieuszkodzone bulwy ziemniaka, przesypuję je w wiadrach piaskiem (jedyne niekończące się bogactwo Ostoi) i zanoszę do piwnicy. Zimują w takich warunkach doskonale, a ja już definitywnie rezygnuję ze stosowanego wcześniej przechowywania w torfie, gdyż piasek sprawdza się równie dobrze.
Skoro najładniejsze bulwy trafiają do piwnicy, to najbrzydsze i uszkodzone trafiają do ... garnka. Nie ma sensu próbować ich przechować, no dodatkowo, wraz z upływem czasu będziemy jeść coraz ładniejsze bulwy, a nie coraz brzydsze ma to sens? Zawsze fascynuje mnie barwa ugotowanych purpurowych ziemniaków, przypomina mi wizyty w wiosce Smerfów, za pośrednictwem telewizora oczywiście. Początkowo ziemniaki te jakoś nam nie smakowały, ale albo gust się nam zmienił, albo z biegiem lat odmiana ta przystosowała się do warunków Ostoi i nabrała smaku. Na pewno ziemniaki tej odmiany są obecnie średnio większe o połowę, niż były w pierwszym roku.
Gospodarowanie w lesie ma to do siebie, że dużo się jesienią pisze o spadających liściach, tak więc i tym razem nie może być inaczej. Tym razem będzie o liściach spadających do wody. Z amerykańskich filmów znamy czyścicieli basenów chodzących z siateczką i wyławiających każdy listek czy śmieć. A co ma zrobić biedny miłośnik permakultury, gdy liście ze wszystkich stron lecą mu do stawu? Wszak z czasem opadną na dno, by tam zgnić i tworzyć muł, który z upływem lat sprawiać będzie, że staw zacznie się wypłycać i jak to się mądrze mówi, eutrofizować?
No cóż, rozwiązaniem problemu jest przeanalizować z której strony zwykle jesienią wieją wiatry i tak zaprojektować staw, aby wiatr sam zaganiał liście w najdalszy i najpłytszy kąt. Tu osiadanie liści jest wręcz pożądane, bo dzięki temu powstają błotne, jak to się mądrze mówi, paludaryjne warunki. A to niezwykle sprzyja bioróżnorodności. Można też łatwo sterować tymi procesami równowagi wodno-błotnej (o zgrozo, ingerując w siły przyrody) wybierając tyle liści, ile uznajemy za stosowne. Co więcej, liście te w fazie takiego wstępnego rozkładu i całkowitego przemoczenia, kompostują się bardzo szybko, a ściółkować nimi można też pięknie. W tym roku ingerencji w siły natury nie będzie, poza takową, że do wody trafiły nasiona pałki wodnej, trzcin i sitowia - ich obecność w płytkim kącie stawu sprzyjać będzie tworzeniu (uwaga, kolejne mądre słowo) litoralu - stanowiącego strefę oczyszczania wody, godów i tarlisk oraz schronienia dla narybku, a także pułapki na liście grane z wiatrem w następnych jesiennych sezonach.
Z przyjemnością czytam każdy wpis dotyczący upraw w Ostoi. Razem z mężem jesteśmy ogrodnikami - amatorami i z podziwem podpatrujemy Pana działania i pomysłowość, a przy okazji po prostu uczymy się. Poza tym jestem pod wrażeniem stylu i języka Pańskiego bloga. Pozdrawiam i życzę wielu ogrodowo - leśnych sukcesów. Renata
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i życzę samych ogrodniczych sukcesów :)
UsuńPanie Wojciechu, wspomniany krzew wspomagający wiążący azot z powietrza - poproszę o przykład. Krzewy sadzone są dookoła dużego drzewa czy w linii?? Jaka jest między nimi odległość??
OdpowiedzUsuńW tym przypadku jest to karagana syberyjska. Sposób sadzenia widać na zdjęciu 2. Przyszłe duże drzewo w środku, trzy (docelowo 4) krzewy dookoła. Karagana od północy, krzewy owocowe od południa. Odległości zależne od maksymalnych rozmiarów krzewów. Jeśli osiągają duże rozmiary, to można posadzić też tylko 1 czy 2.
OdpowiedzUsuńCzy gdzieś w Polsce jest już rozwinięty food forest, który można odwiedzić?
OdpowiedzUsuńSą nieliczni, którzy twierdzą że mają "kilkunastoletni ogród leśny" ale ja żadnego nie widziałem. Może coś można znaleźć na mapie na stronie permakultura.edu.pl ?
UsuńA krzewy dookoła to jakie?
OdpowiedzUsuńBardzo długa lista obecnie - porzeczki, maliny, jezyny, aronie, derenie, jagody kamczackie, rokitniki ....
Usuń