niedziela, 26 maja 2019

Osobliwości

Dobre wiatry przygnały mnie do Ostoi na piękne trzy dni majowe. Drobny deszcz ustał w pięć minut po moim przyjeździe i do wyjazdu nie spadła ani kropelka. Idealne warunki do plażowania, ale niekoniecznie do prac ogrodniczych. Gleba potwornie jest wysuszona, gdy innych trapią powodzie, tu wszystko woła o deszcz. No cóż, pada czy nie pada, trzeba się brać do roboty. Tym razem tradycyjne czternastogodzinne dniówki urozmaicone były kilkoma osobliwościami, które chciałbym Wam pokazać.
Zacznijmy od gleby - popatrzcie, jak ona naturalnie w Ostoi wygląda, jak żyzna, jaka bujna się na niej krzewi wegetacja. Tak wygląda ona w pobliżu domu i na takiej właśnie glebie powstają moje grządki, ogrody leśne i spirale ziołowe. Nie zrozumieją tego ogrodnicy gleb gliniastych czy czarnoziemów, to trzeba spróbować i zobaczyć, szczególnie gdy zapragnie się budować Trwałą Kulturę, zasadniczo z tego, co tutaj rośnie. A jak widać, nie jest bogato.

Lata pracy popłacają jednak, gleby przybywa, roślin i zwierząt również, bioróżnorodność na piachach rośnie lawinowo. Dowód na to? Proszę uprzejmie. Kilka lat temu na takim piachu ustawiłem kompostownik. W cieniu jednego z nielicznych drzew. Plecami przylega do płotu, a z prawej i z lewej jego strony zacząłem sadzić wąskim paskiem mini ogród leśny. Dziś, gdy kopałem dołek pod wyhodowaną z nasion kępkę szparagów, natrafiłem dłonią na coś dziwnego. Początkowo myślałem, że to keramzyt, którego z niewiadomych powodów jest to dosyć sporo, ale okazało się, że to żyje! Piękny okaz rzadkiego podziemnego grzyba, o łacińskiej nazwie Melanogaster cf. broomeianus zamieszkał w Ostoi, ot taki fajny dziki lokator. Nazwa polska to czarnobrzuszek drobnozarodnikowy. Często nie mogę oprzeć się wrażeniu, że polskie nazwy gatunków są dziełm Marii Konoopnickiej, wymyślanym w przerwach pomiędzy pisaniem wierszyków dla dzieci. Ale nie, to pan Feliks Teodorowicz tak nazwał tego grzyba, a teraz ta osobliwość jak się okazuje zamieszkuje Ostoję.

Jest taka mikro rabatka, wciśnięta w kąt między dom a ganek, z pół metra kwadratowego, gdzie z jednej strony niemal zawsze jest cień, z drugiej deszcz niemal nigdy nie pada - bo dachy zasłaniają. Długo nie chciało tam nic rosnąć bez specjalnych zabiegów (a w zamyśle moich poprzedników miało to być miejsce na wiejskie przydomowe kwiatki). Ja z kwiatkami jestem na bakier, jeśli coś u mnie kwitnie, to z reguły po to, aby owocować lub jakimś ziołem być, a nie po to aby leżeć i pachnieć. Niemniej jednak, w tym roku rabatka wygląda jeśli nie okazale, to przynajmniej kolorowo. Dwie rośliny które posadziłem - łubin trwały oraz ozdobny czosnek wydają się rosnąć bez specjalnej troski i w dość osobliwy sposób ozdabiają ten kącik. Wielkie kule kwiatów czosnku gną swoje łodygi do ziemi, będę chyba zmuszony zbudować im jakieś podpory.

Ogórecznik jest w Ostoi od lat. Wielu twierdzi, że ta roślina sama się rozsiewa. W Ostoi nic samo się nie rozsiewa, poza sosną, brzozą i klonem - taki urok gospodarowania w lesie na piachu. Uprawiałem do tej pory ogórecznika "po Bożemu" - na spirali ziołowej. Rósł wysoki, długi, do tego stopnia, że płożył się w okresie kwitnienia. W tym roku po raz pierwszy posadziłem ogórecznik na grządce warzywnej, a ściślej w jednej z grządek wyniesionyc zwanych "Parszywą Dwunastką". To, co zobaczyłem, zdumiało mnie - ogórecznik jest krępy, przysadzisty, międzywęźla niemal nie istnieją a ogromnych liściorów jest zatrzęsienie. Tworzące się kwiaty przypominają mi włochate tropikalne pająki, tarantule. Ale będzie fajnie gdy rozkwitną. Nauka z tego jest taka, że siedlisko w ogromnym stopniu determinuje pokrój niektórych roślin i warto o tym pamiętać.

Osobliwe warzywo zwane brokułem sałatkowym przełamało zdecydowanie złą passę moją i Ostoi w kwestii uprawy kapust - rośnie to to jak szalone i pięknie plonuje. Spożywa się różyczki kwiatostanów wraz z łodyżkami na których rosną, oraz młode liście, bardzo to smakowite, nawet na surowo. Na miejsce jednych obciętych różyczek wyrastają kolejne z niższych pędów, ciekaw jestem jak długo ta usilna próba wydania nasion będzie kontynuowana. Brokuł sałatkowy zalicza u mnie podium i trafia na stałe do asortymentu warzyw Ostoi.

Mam takie hobby, że co jakiś czas próbuję wyhodować roślinę z nasion, które pochodzą z ... jedzenia. Udało się to już oczywiście z cytrusami, z mango, z awokado, granatem czy ananasem (z wierzchołka, nie z nasion), tym razem padło na papaję. Roślina ta kiełkuje fantastycznie, prawie 100% nasion wykiełkowało. Problemy zaczynają się gdy siewki podrosną - lubią mieć mokro, widno i ciepło. Sprawę załatwia południowy parapet i nakrycie siewki przezroczystą szklanką. Gdy nieco podrośnie, można dać jej więcej swobody. Co jednak dalej robić z tym towarem? Ja po prostu wysadziłem ją na grządkę, zobaczymy czy i ile urośnie przez lato, a potem się zobaczy. Albo trafi do doniczki, albo zima położy kres papajowej osobliwości. Zawsze przecież mogę wyhodować następną, gdy już wiem jak.

Czasami osobliwości są dziełem człowieka i rodzą się z obserwacji. Zauważyłem, że podczas gdy większość sałat stara się swe liście "trzymać w kupie", to jedna z odmian, a konkretnie Lollo Bionda rozkłada się na ziemi jak polska rodzina na plaży w Juracie. No nie żeby ustawiała parawany, ale prawie - przykrywa bowiem ściśle całą powierzchnię gleby. Zewnętrzne liście pokładają się na boki i wtedy właśnie się je obrywa w celach konsumpcyjnych, a ze środka odrastają nowe. No dobrze, a co jeśli się nie obrywa? Ano powstaje warstwa okrywowa, która utrudnia wzrost chwastów. Czy można używać sałaty jako rośliny okrywowej? Sprawdzimy. Jak na razie, na grządkach wyniesionych sprawdza się to dobrze, wszechobecna na nich komosa biała nie nadąża i rzadko kiedy wynurza się z pod sałatowego materaca. Pora więc na kolejny test - zebrałem liście i zobaczymy kto teraz wygra wyścig, komosa czy sałata.

Wszyscy znają babki - zwyczajną i lancetowatą. W Ostoi oczywiście żadne babki nie rosły, aż tu nagle i niespodziewanie zaczęły się pojawiać na najstarszych grządkach jakieś dwa lata temu. Przyjąłem to za dobry znak, informujący o poprawie gleby. Ponieważ wyżej wymienione babki są dostępne na nadrzecznych łąkach, nie ma powodu abym się szczególnie nimi przejmował w moim ogrodzie - gdzie mi nie wadzą, rosną, gdzie mam inne plany, wylatują na kompost. Jednakże, skoro babki polubiły Ostoję, to czemu tego nie wykorzystać? Odpowiedzią jest babka pierzasta tzw. Minutina (Plantago coronopus), zwana również Brodą Mnicha - włoski przysmak kulinarny. Jadalne są liście i kwiaty, a smak oscyluje gdzieś między kapustą a pietruszką, jednakże jest bardzo subtelny. Włosi przyrządzają ją na wiele wyrafinowanych sposobów, u mnie trafia po prostu do sałatek. Podobno leczy też nerki i działa przeciwgorączkowo, ale trudno mi orzec ile w tym prawdy. Rośnie w każdym razie pięknie i myślę, że obok dzikiej rukoli zadomowi się na dobre w Ostoi.

Jak już wcześniej pisałem, w Ostoi zagościły bakłażany, jako forma ekstremalnego testu i niemal zakrzywiania czasoprzestrzeni. Ostoja bowiem jest znacznie chłodniejsza od otoczenia, z uwagi na otaczający ją las, a cienie kładą się często i gęsto, sprawiając, że bakłażanom może być zimno. Tym niemniej podejmuję próbę uprawy, aby się czegoś o bakłażanach nauczyć. Jak na razie, dobrze zniosły sadzenie do gruntu i zaczynają kwitnąć. A co dalej - jak to zwykle, kto przeżyje, wolnym będzie. Nadchodzi moment, który sobie od dawna obiecuję, stworzenia listy tego, co uprawiam co roku, oraz tego, czego już nigdy nie chcę próbować (żeby mnie nie korciło powtarzać wciąż te same nieudane eksperymenty). Jak mawiał Albert Einstein, oznaką obłędu jest powtarzać w kółko tę samą czynność oczekując innych rezultatów. Z niektórymi gatunkami i odmianami przyjdzie więc pora się rozstać, pozostawiając to, co przynosi maksimum efektów przy minimum pracy. Bakłażany są jednakże dopiero na początku swej drogi, obdarzmy więc je póki co kredytem zaufania.

Największa osobliwość pozostawiona na koniec to TERRA - czyli nowy mini ogródek testowy w Ostoi. Jeżeli pamiętacie pierwsze zdjęcie w tym wpisie, to wiecie, jaka jest gleba Ostoi i domyślacie się, czego się można po niej spodziewać. TERRA (czyli Ziemia) to nazwa dla nowego eksperymentu, z roboczym rozwinięciem w Teren Eksperymentów Rolnych Raczej Amatorskich :) . Na teren Terry wybrałem absolutnie najgorsze miejsce w Ostoi - czysty, spalony słońcem piach, z wystawą południową, gdzie uschłe mchy i porosty w połączeniu z hydrofobowym piaskiem tworzą skorupę sprawiającą, że woda deszczowa niechętnie wsiąka, a prędzej nawet spływa po pochyłości, powodując erozję.

Zabrałem się do sprawy po kolei, czyli zacząłem od wody. Której nie ma. Co zrobić aby była? Zatrzymać ją, gdy pada. Jak? Usypać wał w poprzek. No i przypominając sobie szczenięce lata w piaskownicy, w poprzek erodującej szczeliny usypałem z piasku wał, wybierając piach z góry i sypiąc niżej nieco. W efekcie woda płynąca po deszczu trafi na rowek i zatrzymana tam wsiąknie w wał. Ta pierwsza drobna "praca ziemna" zajęła mi mniej więcej kwadrans, tak łatwo kopie się w piasku Ostoi. Obsypałem teren nasionami roślin motylkowych, wyściółkowałem słomą i zacząłem budować prowizoryczne ogrodzenie mające powstrzymać urocze luzem ganiające pieski od ingerencji w Terrę. Teraz z utęsknieniem czekam na porządny deszcz, a ciąg dalszy prac oczywiście nastąpi. Jeżeli temu kawałkowi Ostoi potrafię przywrócić życie i zazielenić go w tym roku, to nie będzie to żadna osobliwość ale raczej potwierdzenie, że rozwiązania które stosuję działają. A gdy zadziałają, powiększę skalę i w podobny sposób przekształcę większy teren. Nie sztuką byłoby zrobić to przywożąc ciężarówki ziemi, obornika, kompostu. Staram się zrobić to z tym, co mam. Jedynym odstępstwem od reguły będą tu nieliczne kostki słomy na lekkie wyściółkowanie terenu. Mógłbym użyć własnego siana, wtedy byłby to eksperyment w 100% "samowystarczalny", może tak jeszcze zrobię w kolejnym kroku. Na razie chcę tu przyjść w ulewę i popatrzeć jak to działafunkcjonuje. Permakulturowa reguła "Zaczynaj od rzeczy małych i powoli" tak właśnie działa, dlatego dzięki niej jeden facet z łopatką w przeciągu kilku lat może stworzyć dom dla setek nowych gatunków, nawet na piaszczystym ugorze. Trzymajcie kciuki za Terrę, bo chyba i ona, i ja tego potrzebujemy!

6 komentarzy:

  1. Jesteś pewien że ta sałata to lollo? U mnie lollo jest taka mocno karbowana a taka nazywa się dębolistną. Ale tak czy siak lisciaste sałaty są praktyczne bo zrywa się listki a one odrastają i w sumie długo się korzysta .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam i dębolistne również, więc się nie upieram. Sałat odmian jest z tuzin, w różnych stadiach wzrostu, mogły mi się pomieszać :) Co do długiego korzystania, zdecydowanie tak, pisałem o tym sporo w zeszłym roku.

      Usuń
  2. Zawsze z ciekawością wyglądam nowego wpisu i nigdy się nie zawiodłam - czyta się jak dobrą powieść w odcinkach;) Nie do wiary, że w Ostoi susza - u nas w Małopolsce tak mokro, że już chyba ryż dałoby radę uprawiać;)
    Mój ogórecznik w zeszłym roku posiany na grządce warzywnej wybujał straszliwie, za gęsto na pewno był posiany, a ziemia kompostowa, bogata. Ale pszczoły i inne owady miały raj. Wysiał się teraz sam rzeczywiście mocno, w tym roku więc tylko przesadzam go w różne miejsca, ale już raczej punktowo albo w kępach w bardziej dzikie ostępy ogrodu, zobaczymy, jaki tam urośnie.
    Bardzo interesujący jest ten brokuł sałatkowy, nie znałam tego warzywa wcześniej.
    Pozdrawiam i czekam na kolejne wieści z Ostoi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, pozdrawiam i życzę ogrodniczych sukcesów :)

      Usuń
  3. Dzień dobry. Z wielką przyjemnością czytam Pana blog. Mieszkam od paru lat na wsi, dysponuję obszarem 0,5 ha. Na lichej glebie, gdzie jako tako udawało się zboże, stworzyłem siedlisko, które przyciąga coraz więcej gatunków roślin, owadów i zwierząt. Mam łąkę, krzewy drzewa (sadzone 10 i 15 lat temu, gdy to była jeszcze działka rekreacyjna). Wychodzę z założenia, że gospodaruję tym, co jest. Nie kupuję obornika, nie dostarczam materii z zewnątrz. I powiem, że się dobrze sprawdza. Ściółkowanie skoszoną trawą drzewek przynosi duże efekty. Mój ogródek na glebie, po której woda spływała jak po betonie, zrobiłem układając 10-15 warstwę kompostu, na to szary karton, na to ściółka (ściółka z trocin od świnek morskich - mamy 3, skoszona trawa, wyrwane niepotrzebne akurat chwasty, liście, przycięte gałązki). Sprawdza się to rewelacyjnie. Uwielbiam obserwować, jak wyrastają nowe gatunki grzybów między warzywami :). Staram się dużo obserwować i bez potrzeby nie ingerować w podwórkowy ekosystem. A on odwdzięcza mi się ptasim śpiewem, pięknie kwitnącymi polnymi kwiatami, pachnącym bzem, motylami, wieczornymi koncertami świerszczy. Szkoda mi tylko tych monokultur za płotem, tej fauny glebowej, tych grzybów i chwastów bezmyślnie zwalczanych chemią. Staram się zarażać innych permakulturą. Sąsiad, który jest typowym rolnikiem, patrzył na mnie jak na wariata, gdy mówiłem że ściółkuję wszystko skoszoną trawą :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Jakubie, super sprawa :) Efekty przychodzą, trzeba być cierpliwym, tak jak przyrodzie się też nie śpieszy. Co do okolicznych rolników, mam już takich, którzy przypadkowo zobaczyli moje uprawy i z zainteresowaniem słuchali co i jak robię. Jest więc nadzieja, że przekonamy ich dobrym przykładem. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń