Przez kilka dni Ostoja była miejscem, które nawet deszcze omijały szerokim łukiem. Nad Warszawą burze, w Łodzi leje, a w Ostoi ledwo pokropiło. Aż przyszedł wreszcie deszcz upragniony, przez dwie doby spadł niemal centymetr wody na każdy metr kwadratowy. Zbiorniki na deszczówkę dopełniły się prawie, w głównych jest teraz 5000 litrów i miejsce na ostatni 1000. Mniejsze zbiorniki wszystkie pełne, a nadmiar wody odprowadzany jest rurami dokładnie tam, gdzie tej wody potrzeba.
Na słomianych grządkach gradacja wzrostu - najlepiej rosną pomidory, dynie i kabaczki, a najsłabiej ogórki. Ale sądzę, że one się tylko powoli rozpędzają. Mam nadzieję że jeszcze nabiorą tempa i puszczą się ku słońcu. Tu, na kostkach słomy, wszystko bowiem prowadzone jest w pionie, po tyczkach, aby jak najlepiej wykorzystać powierzchnię. Dodatkowo rośliny są dosyć agresywnie przycinane, aby nie zacieniały się wzajemnie.
Pomidory w pojemnikach zaczęły okazywać pierwsze objawy zakażenia Alternarią, powodującą suchą plamistość liści. Poszły więc w ruch nożyczki i oprysk ze skrzypu - każdy liść, choćby z najmniejszą plamką został obcięty, a rośliny solidnie spryskane. Dla niewprawnego oka wyglądały po tym zabiegu jak badylki z zawiązkami owoców i malutkim pędzelkiem listków na czubku. Minęło kilka dni, i wszystkie zaczynają mieć liści coraz więcej, a owoce zaczynają się powiększać, jest więc spora szansa, że zostaną uratowane.
Stare wyniesione grządki skrzynkowe są w fazie międzyplonów. Zebrałem z nich jakiś czas temu zielony groszek i bób, topinambury rosną jako osłona od wiatru i plon jesienny, a z tyłu kiełkują późne fasole. Jak na grządki utworzone wyłącznie przy użyciu starych desek, zrębek i odrobiny kompostu to można powiedzieć, że radzą sobie dobrze. Są też jedynie minimalnie podlewane w największe upały. Najprawdopodobniej tej jesieni zbudowane pięć lat temu ze startych odpadowych desek obramowania zostaną przeniesione w nowe miejsce i ponownie wypełnione zrębkami, a w tym miejscu powstanie nowa grządka wyniesiona w postaci wału. Jeśli czasu i sił starczy.
To tu właśnie wcześniej stały te obramowania - na szczerym, jałowym piachu. Potem zastąpił je wał, a teraz jest płaska żyzna grządka z warstwą utworzonej na miejscu gleby. Porasta ją w tym roku polikulturowa dżungla zieloności, pnąca się w górę po siatkach i płożąca po ziemi. Jedne plony zebrane, inne ich miejsce zajmują. Zasadą jest wypełniać każdą niszę, aby nie zajęły jej rośliny niepożądane. W tej chwili dominują pomidory i fasole, z topinamburem w tle od północy. Ale jest tu i sałata, i buraki, i truskawki, melony, rukola, szczypiory i czosnki, nasturcje i inne kwiaty oraz pojedyncze kabaczki tu i ówdzie.
Hitem tygodnia są buraki liściowe, w tym roku po prostu przesłodkie. To zapewne wysoka zawartość składników odżywczych, a głownie minerałów sprawia, że tak doskonale smakują. Pomimo że nie padało, ich ogonki liściowe są bardzo soczyste, a chłodnik z nich przyrządzony smakuje wyśmienicie. Nieustannie tu i ówdzie owocują maliny, te, które się zdecydować nie mogą, czy są letnie czy jesienne. Bardzo to miłe móc sobie przy okazji skubnąć kilka prosto z krzaka w trakcie ogrodowych prac. Jeszcze się pojawiają pojedyncze truskawki, ale w tym roku przez suszę nie nacieszyliśmy się nimi zbyt długo. Jest jednak jeszcze szansa, że zakwitną ponownie i zaowocują, niech no tylko zdrowo poleje.
Formujący się nad Ukrainą cykloniczny wir ma podobno niebawem mieć wpływ na pogodę u nas, przynosząc wiatr, burze i nawet grad. Poświęcam więc wiele czasu na podwiązywanie wszystkiego, co się pnie. W malutkiej Ostoi jest około setki tyczek, do tego jeszcze dochodzą rośliny pnące się po siatkach. Kończę przed nadejściem nocy z nadzieją, że nie taki cyklon straszny jak go malują. No i że jeszcze zdrowo popada. Niemal wszystko co żyje formuje teraz owoce, a przecież taki ogórek to niemal w całości woda ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz