W Ostoi obowiązuje jedna zasada - pracuję z tym, co jest, wykorzystuję wszystko, do czego mam dostęp. Żaden surowiec nie jest problemem, każdy stanowi potencjalny materiał do wykorzystania. Jedynie uprzedzenia, obawy i brak wyobraźni sprawiają, że pożytków z posiadania surowca możemy nie dostrzec. Mam na myśli głównie surowce organiczne, z których najważniejszymi tu w Ostoi są słoma, siano i zrębki.
Niejednokrotnie spotykam się z opinią, że słoma jest niezwykle ryzykownym materiałem z uwagi na pestycydy. Bardzo wiele osób poszukuje słomy z upraw ekologicznych, a często nie znajdując takowej, rezygnują w ogóle z jej stosowania. Myślę, że ostrożność jest wskazana, ale nie powinna być za daleko posunięta.
Ostoja w części słomą stoi - wykorzystuję ją do ściółkowania grządek mających formę wałów, do wież ziemniaczanych i wreszcie do uprawy w kostkach. Słomę mam nieekologiczną, ale kupowaną konsekwentnie z tego samego źródła od lat i początkowo testowaną przed masowym zastosowaniem - dlatego nie mam obaw, że przywlokę sobie z nią groźne pestycydy. Wierzę również, że słoma odpowiednio przygotowana - nawieziona i nawilżona, gdzie kwitnie bogate życie bakteryjno-grzybowe, bardzo szybko zostaje oczyszczona ze wszystkich szkodliwych substancji, właśnie przez te mikroorganizmy, które ją skolonizowały. Dlatego też w przypadku niepewnego źródła zróbmy test - posadźmy w próbce dobrze nawilżonej słomy sadzonkę lub wysiejmy nasiona. Jeśli słoma jest skażona, szybko się o tym dowiemy.
W kostkach słomy uprawiać można niemal wszystkie rośliny, ja sadzę w niej głównie pomidory, dynie i ogórki, okazyjnie również melony i jako rośliny towarzyszące fasole i zioła - głównie bazylię.
Uprawa pomidorów w słomianych kostkach jest niezwykle wygodna i efektywna. W zależności od odmiany można pomieścić na jednej kostce dwie lub trzy rośliny. Zdecydowanie preferuję odmiany o wzroście ciągłym, owocują one bowiem do późnego lata, a nawet wczesnej jesieni. Wymagają one jednakże podpór i pielęgnacji pędów, czyli usuwania nadmiaru rozgałęzień zwanych "wilkami". Nic tak jednak nie nagradza, jak pnące się ponad głowę pędy obwieszone albo gronami małych koktajlowych owoców, albo mniej licznymi, ale za to dużo większymi, pomidorami.
Wierni czytelnicy bloga wiedzą wszystko o moich zmaganiach z wieżami ziemniaczanymi i o niezbyt spektakularnych efektach tej metody uprawy, choć i tak porównywalnymi z uprawą polową. Do "wieży pełnej ziemniaków" jest jednakże jeszcze daleko, wierzę jednak głęboko, że się takowej w Ostoi dochowam. Dla ścisłości, nie chodzi o wieżę wypełnioną podłożem na początku sezonu, z sadzeniakami umieszczonymi na różnych poziomach - to (choć oczywiście całkiem dozwolone) "oszustwo". Chodzi o wieżę, w której na poziomie ziemi umieszcza się 2-3 sadzeniaki, przez cały sezon dokłada podłożę i ściółkę w miarę wzrostu roślin, aż wieża wypełni się po brzegi. Moje tegoroczne wieże właśnie się wypełniły - urosły o ponad metr, a łodygi ziemniaków wznoszą się w niebo o niemal kolejny. Czy doczekam się plonu na całej wieży wysokości? O tym dowiemy się za kilka tygodni.
Z kronikarskiego obowiązku wspomnę o grządce sałatowej, która po siódmej już turze zbiorów, nadal produkuje. Zaczynają się pojawiać nuty goryczy w liściach dłużej niezbieranych, ale wszystkie one są jeszcze w zupełności jadalne. Nie ma śladów tendencji do kwitnienia, a grządeczka produkuje dokładnie tyle, ile potrzebujemy. Z innej grządki dokładam jedynie rukolę. Obcinam więc po raz kolejny dolne liście wszystkim sałatom, tym razem goląc "na jeża" - pozostawiam jedynie najmniejsze listeczki w nadziei, że przedłuży to ponownie życie sałat i że uda mi się, kto wie, dotrwać do dziesięciu zbiorów?
Wracając do słomy, mam nadzieję, że przyjdzie taki dzień, że w Ostoi nie będzie ona potrzebna. Że produkcja własnej biomasy i ściółki będzie tak duża, że "import" słomy ustanie. Albowiem dwa są znaki widome, że permakulturę robisz dobrze - pierwszy to taki, że przybywa gleby, a drugi taki, że masz tyle własnej biomasy, iż nie musisz żadnej sprowadzać spoza własnych domowych pieleszy.
Czy sałaty nie byłoby dobrze przyciąć od góry, żeby odrosła jak nowa? Tzn. wypuściła boczne odrosty.
OdpowiedzUsuńZbieram liście sałaty od dołu, nowe wyrastają od góry. Daje to ciągłe zbiory. Nie próbowałem takiego sposobu, aby obciąć górę, może wypróbuję gdy skończą się upały.
UsuńDziękuję za wyjaśnienie o słomie i pestycydach, bardzo przydatne, bo wiele jest tu wątpliwości rzeczywiście.
OdpowiedzUsuńPanie Wojtku mam problem. Od początku kwietnia moje kostki słomy są gotowe wystawione na warunki atmosferyczne. Od końca kwietnia podlewam je, daje też zupkę z obornika dwa razy dałam rozcieńczoną gnojówkę z pokrzywy. I nic.... Temperatura wewnątrz kostki 15-18 stopni. Pozdrawiam i proszę o wskazówki.
OdpowiedzUsuńSą dwie drogi - przygotowanie kostek na gorąco i na zimno. Na gorąco - dajemy wysokie dawki azotu co drugi dzień i kostki się grzeją, szybko czernieją w środku, są gotowe w 2 tygodnie. Druga droga na zimno - dajemy azot raz na tydzień przez kilka tygodni, kostki się nie grzeją, ale też będą się nadawać do uprawy, może tylko rośliny będą wymagać zasilania w sezonie.
Usuń