Nad rzeczką, gdzie docieram tuż przed zachodem słońca, przegląda się ono w starorzeczach. Mgły wznosić się zaczynają, a ze wschodu nadlatuje kruk. Magia chwili pryska, bo warkot słychać jakowyś, zupełnie niezwykły i wcześniej tu niesłyszany. Patrzę, i oczom nie wierzę - z północy nadlatuje ... dron. A jakże, dron prawdziwy, duży, czterośmigłowy. Warczy w rezerwacie i ma wszystko w dupie, o ile takową posiada. Bardzo mnie martwi ten kolejny posłaniec cywilizacji wdzierający się tutaj jakby gwałtem. Nie pasuje tu, nie ma racji bytu. Oddala się, ale po jakiejś godzinie jest znowu. Warczy i płoszy kruka. Sójki dostają amoku, drą się w niebogłosy. Szlag by to trafił, i drona na dodatek.
Ale cofnijmy się nieco w czasie. Dawno nie zaglądałem do pierwszego zrębkowego ogródka, dziś z rana jednakże zajrzałem w samą porę, aby odkryć obfitość jesiennych rzodkiewek. Często coś posieję, posadzę, i zapomnę. Albo po prostu mnie tu nie ma. Albo są ważniejsze sprawy. Dziś, w porę zajrzałem i pozbierałem, ale choć poprzednio pisałem o ogrodowych ostatkach, to okazuje się, że jeszcze nie koniec, końca raczej na razie nie widać.
Bo niedaleczko od rzodkiewek w tych samych zrębkach rosną sobie w najlepsze fasole, które potrzebują jeszcze nieco czasu. Metr dalej, kolejne minipoletko rzodkiewek
Wybuchły kwieciem nasturcje i romantycznie w deszczu mokną. Mniej romantycznie zjadam te pyszne, ostre kwiatki, a widzę też i ich owoce, z których sporządzić można namiastkę kaparów.
Jesienne maliny obsypane owocami, zdecydowana większość jest niedojrzałych. Czy pogoda pozwoli, aby dały plon? Pożyjemy, zobaczymy.
Szaleją czosnki i szczypiory, wypuszczając wciąż liściory :) W większości pozostawiam je, ścinając tylko tyle, ile jesteśmy w stanie spożyć i rozdać. Nowe życie wstąpiło w mięty na spirali ziołowej, pachną z daleka w wilgotnym powietrzu, a herbata z nich bije na głowę wszelkie Erlgreje.
Zapomniane dynie zbieram i układam na ganku, niech tu sobie jeszcze podojrzewają.
Inne, które już trafiły do miasta, piekę w piekarniku i przerabiam albo na zupę, albo na inne pyszności. Jesień składa się dla mnie z trzech smaków - kań, ziemniaków i dyń właśnie, z przewagą tych ostatnich. Nic tak nie poprawia humoru, jak dobre curry z dyni, no ... prawie nic ;)
Na razie są w dobrej formie, niech więc sobie jeszcze wiszą.
Dęby w leśnym ogrodzie cieszą wzrok złotem kolorów, oraz galasami.
Zbierając w leśnym ogrodzie tą kanię, zastanawiam się, czy to dobry pomysł nadziać kanię dynią ... brzmi to zachęcająco.
A gdy tak sobie chodzę i fotografuję, w tak zwanym międzyczasie zlewa się nalewka. Ale nie byle jaka i nie zwyczajna. Nalewka, której na pewno nie zdegustujemy po dyniowo - kaniowej uczcie. Nalewka do zadań specjalnych. Czy zgadniesz z czego jest zrobiona?
Wierni czytelnicy pamiętają zapewne yacona. Ta egzotyczna roślina już drugi rok funkcjonuje w Ostoi i ma się w miarę dobrze (bo żyje), ale poniżej oczekiwań (bo plony marne). Yacon uwielbia głębokie, żyzne gleby, gdzie może dać poszaleć swemu imponującemu kłączu (nieco to obsceniczne, ale jakże prawdziwe). W Ostoi rośnie do połowy swych normalnych rozmiarów, i takie też kłącze wykształca. Przed pierwszymi przymrozkami znowu trzeba go będzie wykopać i przezimować w piwnicy, racząc się zaledwie kilkoma, pysznymi jednakże, bulwami.
Słonko powoli niknie za horyzontem, pora więc zbierać się do miasta. Dużo wrażeń jak na jeden dzień, prawda? To właśnie uroki bycia blisko natury. Obserwując ją, sekundy zmieniają się w minuty, minuty w godziny, a godziny w dni. Życie staje się dłuższe, pełniejsze, ma sens. Kudy tam dupogodzinom za biurkiem do takich atrakcji. Czego i Wam wszystkim życzę.
wygląda jak dereniówka / malinówka/ tarninówka:)
OdpowiedzUsuńNalewka z leśnych jeżyn
UsuńNie jest to nalewka z owoców :)
OdpowiedzUsuńhibiskus ?
OdpowiedzUsuńNie :)
Usuń"Nalewka, której na pewno NIE zdegustujemy (...). Nalewka do zadań specjalnych."
To jest naprawdę trudna zagadka :)
z pestek ? :) kwas pruski i te sprawy ?
OdpowiedzUsuńGorzej :)
Usuńhaha barszcz Sosnowskiego
Usuńalbo z muchomora
UsuńBingo :) Nalewka z Amanita muscaria, czyli z muchomora czerwonego :) Do użytku zewnętrznego :)
UsuńTylko się nie pomyl i nie daj komuś do picia
UsuńOznaczone, opisane, rozlane w małe ciemne szkło, ustawione na osobnym regale, z dala od nalewek "tradycyjnych".
UsuńWojtku,
OdpowiedzUsuńCzy tak otrzymane bakterie w wyniku fermentacji beztlenowej nadadzą się do kompostownika ?
https://www.youtube.com/watch?v=rLQ5FC1zd2U
Mnie zależy zawsze na tym, aby w kompoście zachodziło jak najwięcej procesów tlenowych. Fermentację, i bakterie beztlenowe stosuję nie w kompoście, ale w bokashi.
Usuńmyslisz ze taki miks beztlenowy nadawalby sie do bokashi?
Usuńdo bokashi przesypuje sie odpadkim EMami ktore chyba tylko jedna firma sprowadza z dalekiego kraju
Bardzo długi temat. Odpowiem w skrócie. Bokashi jest w Japonii znane od setek lat, dopiero w drugiej połowie lat 80 "wymyślono" EM'y. Mikroorganizmy do bokashi można z powodzeniem wyhodować samemu, nie potrzeba ich kupować. Już w środę prowadzę zajęcia z kompostowania, będzie tam i o bokashi ;)
Usuńhttps://www.facebook.com/events/804403336406310/
Te rzodkiewki i fasole o tej porze - wspaniale!
OdpowiedzUsuńpiękny stół i wszystko piękne w zdjęciach, musi być jeszcze piękniej na żywo... pozdrawiam!
Dziękuję, ale chyba jestem lepszym fotografem niż ogrodnikiem ;) Pozdrawiam :)
Usuń