środa, 23 sierpnia 2017

Deszcz, leśny ogród i witaminy


Kilka dni pod rząd pada w Ostoi - raz kilkanaście minut ulewy, raz kilka godzin mżawki. Momentami wychyli się słońce i w dolinie rzeki pokaże się tęcza. Powietrze jest przesycone wilgocią, dni jeszcze gorące a noce już zimne.
System do zbioru wody deszczowej działa bez zarzutu. W trzy deszczowe dni udało się zebrać około 2500 litrów wody - trzy dolne zbiorniki są prawie pełne. Maluczko, a będą napełnione, będzie można je zamknąć i zbierać wodę do trzech górnych. Woda jeśli nie do podlewania, to przyda się do poziomowania rowów konturowych, których kopanie planuję na jesień.

Pamiętacie Lotnisko? Nie rosło tu nic poza rachitycznymi kępkami trawy. Teraz ani śladu tektury, a pas Lotniska ładnie się zieleni. Z kilkunastu drzewek nie przyjęły się w pierwszym roku dwa, to dosyć dobry wynik jak na miejsce całkowicie niemal zacienione i szczery piach. Grzybnia pierścieniaka uprawnego jak na razie nie zaowocowała, ale nie tracę nadziei, że tak się stanie. W pasie lotniska tryumfuje bioróżnorodność -  jest zapełnione gildiami roślinnymi, jak zwykle w Ostoi, różnorodnymi i eksperymentalnymi.

Klasyczna gildia permakulturowa z jabłonią w centrum znajduje się również na najmniejszej chyba wysepce ogrodu leśnego tuż koło Lotniska - powierzchnia tego skrawka to jakieś dwa metry kwadratowe. Obok jabłoni rośnie tu żywokost (akumulator dynamiczny), koniczyna biała, łubin trwały, bób i fasole (gatunki wiążące azot z powietrza), truskawki (roślina okrywowa), topinambur (osłona przed wiatrem) i kilka innych drobiazgów. Gdy jabłoń się rozrośnie, planuję puścić po niej pnące kiwi. Takich gildii w Ostoi jest kilkanaście, i stale ich przybywa. Dodanie kolejnej gildii to najłatwiejszy sposób poszerzania areału leśnego ogrodu. Pierwsza gildia stanowi zalążek większej przyszłej całości, tak zwane jądro, od którego życie zaczyna promieniować na okolicę.

Skoro o życiu mowa, to kwitnie ono w najlepiej widocznej formie w warzywnikach. Pomidory, ogórki i fasole są wszak dużo lepiej widoczne, niż strzępki grzybni w zrębkach leśnego ogrodu. Ostoja co roku dostarcza lepszych plonów, i więcej, choć daleko jej jeszcze do wydajności profesjonalnych upraw. Nie martwi mnie to w ogóle - warzywa i owoce z Ostoi pachną i smakują bez porównania lepiej. Nie waga produktu, a jego bogactwo odżywcze, zawarte w nim witaminy, mikro i makroelementy są tym, co staram się wyhodować. Nie pusty balast, a prawdziwe żywienie.

Zjadamy to, co za moment ma spaść z krzaka i jest w pełni dojrzałe. Zrywamy tylko tyle, ile zjadamy. Od zerwania, do spożycia, mijają minuty, a czasem sekundy. Najbogatsi ludzie świata nie mają takiego komfortu, o ile nie uprawiają własnej żywności w swoim ogródku. Warzywa i owoce zaczynają tracić wartości odżywcze wkrótce po zerwaniu, a czasami droga od ogrodu do stołu daleka. I co nie bez znaczenia, żaden pomidor nie smakuje tak dobrze, jak ten prosto z krzaka, nawet w strugach deszczu zerwany i spożyty.

PS. Film o bezpiecznym zbiorze wody deszczowej znajdziesz tutaj.


2 komentarze:

  1. O tak, to prawda - najlepszy pomidor prosto z krzaka! Ja też się delektuję tym okresem zbiorów, trochę nie nadążam zjadać koktajlówek, ale zawsze jest się z kim podzielić.
    I bardzo mi się podoba to zbieranie wody, widziałam już filmik wcześniej. pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń