Dzień Matki Ziemi, albo Matki Boskiej Zielnej, jak kto woli, kończy długi, sierpniowy weekend. I w Ostoi nie mogło się obejść bez bukietów, jednego aby tu pozostał i chronił domostwo przed piorunem, ogniem, zarazą i partią rządzącą, a drugiego, w darze do miasta zawiezionego. Bukiety wisieć mają do wiosny i spłonąć wraz z Marzanną, ale gdyby komuś coś dolegało, to zioła z dziś sporządzonych bukietów mają ponoć niezwykłą moc. Dlatego też w bukiecie znalazła się i bylica, i krwawnica, wrotycz, kocanki i krwawnik, nawłoć oraz dziurawiec, i kilka innych drobiazgów, każdego po troszeczku.
Święto świętem, ale ziół nieco więcej potrzeba, w wigilię więc święta spacer po łąkach trzeba było uskutecznić i pozbierać to, co teraz akurat kwitnie i do zbioru się nadaje. Oczywiście nie mogło zabraknąć świętego zioła Słowian, bylicy, żółcącej się cudnie nawłoci, dzikiej łąkowej mięty o aromacie nieco innym niż tej ze spirali ziołowej, poziewnika szorstkiego i małej dokładki piołunu, który zasadniczo w zeszłym tygodniu zebrany został. Zioła w pęczkach trafiły na stryszek, aby tam w cieple, ciemnościach i przeciągach sobie schnąć, a w przeciwną stronę, ze stryszku na ganek, powędrowały zioła już wysuszone.
Wśród wysuszonych dominuje mój tegoroczny numer jeden - wrotycz. Sporządziłem ze świeżego intrakt, a z suszonego powstaną inne preparaty. Jest też kilka gałązek piołunu, głównie na leczniczą nalewkę, oraz po prostu, do użycia w formie kadzidełka. Jest i krwawnik, na herbatkę, oraz nieco skrzypu, może na szampon do włosów. Ostatnio co tydzień jakaś porcja suchych ziół ląduje w słoikach a następnie na półkach, spróbuję wykorzystać je jak najlepiej, choć mam nadzieję, że w celach leczniczych się nie przydadzą. Gdyby jednak (odpukać) coś się przypałętało, to są na tak zwanym podorędziu.
Zioła ziołami, ale jeść trzeba, dlatego czy to Zielna czy nie Zielna, zebrać w ogrodzie co urosło to mus. Nie taki znowu przykry obowiązek, powiedziałbym nawet, że najmilsza część tego całego ogrodnictwa. A w ogrodzie permakulturowym, jak zwykle, dominuje rozmaitość. Różniste pomidorki, różniste fasolki. Grzyby nawet porosły w zrębce przy brzozach, no i zioła, inne niż te w łąkach. Obfitość kolorów, smaków i zapachów. Zasadniczo można się solidnie najeść nie odchodząc od grządek. Rok zdecydowanie przeszedł w drugą fazę - co się zasiało, to się teraz zbiera. Oby wszystko co zbierzemy, dobre dla nas było, jak te zioła w bukiet w Zielną złożone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz