W Ostoi kończy się czas dokarmiania ptasiej chałastry, a nadchodzi czas treli i godów. Aby ptaszyny nie zaciągały kredytów we frankach na swe gniazdka, ufundowałem im kilkanaście domków w rozmaitych standardach.
Jak na razie zainteresowanie domkami przejawiają jedynie sikorki, ale w pobliżu słychać też wrzaski sójek i innych, bliżej niezidentyfikowanych obieków latających. Na to aby się dowiedzieć, czy domki znajdą nowych lokatorów, trzeba jeszcze nieco poczekać, ale jestem dobrej myśli. Po całej zimie dokarmiania liczba ptaków w okolicy wydaje się być większa niż w poprzednich latach, co pozwala mieć nadzieję na wiosenne ptasie koncerty.
Na łąkach natomiast hałasują żurawie, odprawiając coroczne rytuały. Na razie trzymają się jednak z dala od domu, w zasięgu słuchu, ale nie wzroku.
W świecie roślinnym dopiero pierwsze jaskółki wiosny - wychodzą ze ściółki krokusiki, i te żółte, i te fioletowe. W najcieplejszym mikroklimacie spirali ziołowej pozytywnie zareagowały tulipany, już widać ich listki nad warstwą zrębki. W wielu miejscach kiełkują żonkile, jeszcze trochę, a naprawdę kwietnie zrobi się w Ostoi. A pomyśleć, że jeszcze trzy lata temu nie było tu ani jednego wiosennego kwiatuszka. Czekam na pojawienie się czosnku niedźwiedziego, niecierpliwie.
Na grządkach zdumiewa mnie portulaka - ta mała roślinka od lata, przez jesień i zimę do teraz, jak się zieleniła, tak się zieleni. Wygarniałem ją spod śniegu w styczniowe dni, a teraz prezentuje się równie dobrze jak niedługo po posadzeniu. Doskonała roślinka sałatkowa, szkoda tylko że taka malutka. Wszędzie panoszy się też biała koniczyna będąca moją główną rośliną okrywową, oraz zaczynają odrastać truskawki. Pierwszy krzew jagody kamczackiej dostał włochatych listków, wkrótce pewnie i pozostałe pójdą jego śladem.
Sok z brzóz płynie bardzo słabo, ale płynie, z klonu natomiast wcale, czyli dokładnie odwrotnie, niż piszą specjaliści. Klon powinien dawać sok wcześniej - fachowcy sobie, a przyroda sobie. Bobry za to nie próżnują, jak cięły, tak tną. Dzięki nim, drewutnię mam pełną niemal po brzegi, wszystko w niej to efekt pracy gryzoni, ani jedno drzewo nie poległo pod moją piłą aby drewutnię napełnić. Miło patrzyć na zapas drewna, mniej miło na bezdrzewne brzegi rzeczki naszej ulubionej. Niby przyroda wie, co robi, ale bobra tu ludzie, a nie przyroda, reintrodukowali. Gdyby wraz z bobrem reintrodukowano wilka, to może byłaby szansa na jakąś równowagę ....
Czekając na nadejście astronomicznej i prawdziwej wiosny, pora przygotowywać rozsady. Miejskie parapety zajęte przez skrzynki z wysianymi pomidorami, miechunkami, paprykami i innymi ami. Przegląd kolekcji nasion zrobiony, wszystko posegregowane i czekające w gotowości. W sobotę, 14 marca, eksperymentalnie wysiałem rzodkiewki, miniaturowe marchewki i nieco groszku, zobaczymy czy cokolwiek z tego ocaleje. Jak to się mówi, nawet gdy ze stu prób tylko jedna kończy się powodzeniem, te 99 dużo może nas nauczyć.
Super. Czekam na kolejne wpisy. Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńGrzegorz
Dziękuję i pozdrawiam :)
Usuń