Ostoja zaczyna powoli nabierać tradycyjnego wyglądu - z prawej i z lewej obok grządek bardziej tradycyjnych (o ile w Ostoi cokolwiek jest "tradycyjne") zaczynają się piętrzyć worki uprawowe i kostki słomy. Z rozrzewnieniem wspominam rok pierwszych sześciu kostek - to były czasy! Teraz, łącznie jest ich prawie 80, Najstarsze kostki zamienią się w zwykłe grządki w przyszłym roku, bo potrzeba średnio trzech sezonów w Ostoi, aby rozpadły się wystarczająco bez dodatkowej pomocy z mojej strony.
Kostki bowiem to nie tyle "medium" uprawowe, ale mechanizm dodawania materii organicznej go gleby i przywracania jej życia - bez orki, nawozów, pielenia, ale ze znaczną ilością wody zużytej do podlewania niestety. Co roku przygotowuję kostki inaczej, eksperymentując i poszukując takiej metody, która w jak największym stopniu korzystałaby wyłącznie z tego, co pochodzi z Ostoi. Jak może niektórzy pamiętają, początkowo kostki służyły wyłącznie uprawie pomidorów, teraz już sadzę w nich także inne rośliny.
Mało eksperymentów natomiast mogę już wymyślić w odniesieniu do uprawy w workach - wyniki tej metody są na tyle dobre, że nie ma sensu zbytnio kombinować. Nie byłbym jednak sobą, gdybym czegoś nowego nie spróbował w tym sezonie. A nowości są dwie - pierwsza to zastosowanie włókna kokosowego zamiast torfu odkwaszonego w moim podłożu. Torf najlepiej gdyby pozostał tam, gdzie się tworzy, czyli w torfowiskach krajów nadbałtyckich, a włókno kokosowe musi być transportowane do Polski z tak daleka, że nie do końca równoważy to fakt, iż jest odpadem produkcyjnym z eko plantacji. Czyli znowu nie ma rzeczy idealnych i trzeba wybierać między dżumą a cholerą. Niestety, uprawa w workach rządzi się swoimi prawami i niezwykle trudno byłoby przygotować odpowiednie podłoże tylko z tego, co rośnie w Ostoi. Jest to oczywiście możliwe, ale w obecnej sytuacji wykracza poza moje jednoosobowe moce przerobowe. Mam nadzieję że mnie za to ekolodzy nie zlinczują.
Druga nowość to zastosowanie w workach ściółki w postaci igieł sosnowych i zrębki z drzew iglastych. Wedle powszechnie obowiązujących poglądów, pomidory powinny tego nie przeżyć i zostać za życia "zakwaszonymi". Jednakże, jestem zdania, że tak się nie stanie. To bowiem nie surowiec sam w sobie, ale warunki w jakich się on rozkłada, decydują głownie o tym, jaki odczyn będzie miała powstała z niego gleba. Myślę, że jeśli warunki pozostaną tlenowe, a takie panują na szczycie worka, to odczyn ściółki pozostanie obojętny, o ile tylko nie będzie ona zbyt wilgotna. A temu z kolej, jak większość czytelników już zapewne wie, zapobiec ma moja zasada nawadniania worków zawsze od dołu.
