poniedziałek, 22 grudnia 2025

Lekcje roku 2026

 

Aniśmy się obejrzeli, a minął kolejny rok i znowu pora podsumować minione 12 miesięcy. Najbardziej istotna obserwacja i lekcja jest taka, że klimat i pogoda oszalały, zimy w praktyce w Ostoi nie ma, a lato ustanowiło absolutny rekord termiczny (47,2 stopnia Celsiusza na termometrze zawieszonym po północnej stronie grządki podwyższonej). W połączeniu z rekordowo niskimi opadami oraz stale spadającym poziomem wód gruntowych, nie tylko nie rokuje to dobrze, ale wręcz wygląda to źle. W przyszłym roku dbanie o zmniejszenie parowania, a tym samym zapotrzebowania na wodę może okazać się kluczowe i nie wiem jak gdzie indziej, ale w mojej okolicy najprawdopodobniej błogosławić będziemy cień otaczających drzew, ciesząc się wręcz, że nasze grządki nie mają książkowych sześciu do ośmiu godzin słońca dziennie.

Druga niezwykle ważna lekcja jest tylko pośrednio z Ostoi. Uczy ona, że nie tylko pogoda się radykalizuje, radykalizują się też i ludzie. Czy to pokazując swoją "Klinikę Rozsad", czy nowe grządki, czy uprawę w kostkach słomy, czy cokolwiek w sumie, rok 2025 przyniósł wielką obfitość negatywnych komentarzy, najczęściej pozbawionych treści merytorycznej, ale wróżących mi nieurodzaj i klęskę. Na szczęście ani moje nasiona, ani sadzonki, ani pomidory, ani nawet buraki nie mają smartfonów i nie siedzą w Internecie po całych dniach, nie czytały więc tego wszystkiego, i w większości, na przekór pobożnym życzeniom, dały całkiem przyzwoite efekty. Zjawisko to jednak, najwyraźniej narastające, stawia pod znakiem zapytania sensowność dzielenia się tym co robię z tak szeroką i losową publicznością, trzeba będzie o tym pomyśleć serio w nadchodzącym roku.

Niezłą lekcję dały mi w 2025 ziemniaki uprawiane z nasion. Morał z tej lekcji jest taki, że aby natura działała, należy wyluzować i odpuścić. Gdybym bowiem moją małą armię ziemniaczanych maleństw niańczył, podlewał, pielęgnował i leczył, zapewne dochowałbym się dużej liczby krzaków, w większości ledwo żywych pod koniec sezonu, a zebrawszy z nich nasiona, w kolejnych latach musiałbym znowu niańczyć, podlewać, pielęgnować i leczyć. Tymczasem, natura sama odsiała słabe rozsady, następne odsiała słabe krzaki, w kolejnej rundzie wypadły te nieodporne na choroby, a na koniec te, które nie dały plonu, nie wytworzyły owoców i nasion. Jaka w tym była moja rola? Żadna, stałem sobie z boku i przyglądałem się temu. Na koniec, zebrałem nasiona z ocalałych roślin i mam nadzieję, że gdy wysieję je w nadchodzącym roku, ziemniaki będą jeszcze bardziej bezproblemowe, i bardziej plenne.

Doskonałą lekcją była w tym roku uprawa w wiadrach. Przeniosłem tu doświadczenia nabyte na warszawskim tarasie do realiów Ostoi. Nawet skrawek nigdy niewykorzystanego chodniczka z kostki Bauma może być miejscem takiej uprawy. Każde z wiaderek może zawierać inne nasadzenia, ba - nawet mini gildie, a dzięki podporom wszystko może rosnąć w pionie, często na znaczną wysokość. Wiadra wypełniłem nie do końca przerobionym kompostem i poza podlewaniem oraz wiązaniem do podpór nie zajmowałem się nimi zbytnio. Dochowałem się pięknych pomidorów, cukinii, słoneczników i małych dyń, jak i odrobiny fasoli. W przyszłym roku mam zamiar dodać kolejne wiadra w "strategicznych" punktach podwórka. Mają one tą zaletę, że na czas upałów łatwo je przenieść w cień, co może być niestety ważne i potrzebne. Poza tym, z biegiem lat zaczynam sobie cenić coraz mniejsze formy, łatwe w obsłudze i nie tak ciężkie, jak na przykład wielkie donice podsiąkowe. 

Idąc podobnym tropem, wymieniłem część grządek podwyższonych na wyższe i trwalsze, aby się w kolejnych latach nieco mniej narobić. Praca z tymi grządkami nauczyła mnie, że oszczędność pracy wynika nie tylko z tego, co się robi, ale również z tego, jaką się ma w tym wprawę i jak się pracę usystematyzuje. Czas wykonania ostatniej grządki był niemal o połowę krótszy niż pierwszej, a to dlatego, że nabrałem wprawy, nie musiałem się nad niczym namyślać, oraz dzięki temu, że podzieliłem proces budowy na jednakowe, powtarzalne fazy - najpierw skręcanie wszystkich boków, później montaż dwóch osobnych połówek grządki, a na koniec złączenie ich w całość. Taki "modus operandi" okazał się najbardziej efektywny i tylko dzięki temu że go wprowadziłem, dało mi się skończyć te prace w tym roku.

Ten rok jest pierwszym od lat, kiedy to na sosenkach przy wejściach na podwórko nie zawisły świąteczne bombki. Nie miałem po prostu czasu się tym zająć, spędzając w Ostoi maksimum 6-8 godzin w tygodniu. Gospodarowanie w tak krótkich ramach czasowych jest niewątpliwie wyzwaniem, lekcją tegoroczną, ostatnią już jest jednak to, że mimo wszystko da się coś tam zrealizować i w takich warunkach. Jeżeli miałbym sobie czegoś życzyć na rok przyszły, to tylko dwóch rzeczy - zdrowia i czasu, a o resztę zadbam sam.

Wszystkim, którzy czytają tego bloga życzę Szczodrych Godów, Wesołych Świąt i wszystkiego, co najlepsze w 2026.