piątek, 28 lutego 2025

Nudny luty

 

W tym roku w lutym niewiele się działo, przez większą część miesiąca Ostoja sprawiała wrażenie jakby panowało w niej skrzyżowanie późnej jesieni z wczesnym przedwiośniem. Kolejny już raz plany turlania się w śniegu po wyjściu z sauny legły w gruzach, podobnie jak zamiar połowienia ryb spod lodu czy też ułatwienia sobie życia poprzez transport drewna po zamarzniętej tafli stawu. Dosłownie jeden raz napotkałem warunki pozwalające bezpiecznie wejść na lód, ale transportu drewna po nim postanowiłem nie ryzykować. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że zimy w tym roku tak naprawdę w Ostoi nie było, poza dosłownie kilkoma nocami z dwucyfrową na minusie temperaturą. 

W najzimniejszy dzień na jaki udało mi się trafić, wybrałem się na spacer tropem bobrów, starając się dostrzec ich ścieżki, szlaki, ślady i tamy. Są one praktycznie wszędzie, co świadczy o tym, że nie mogą chyba spać, też dręczy je brak zimy (bo wątpię, że sumienie za ścięte u mnie drzewa). Bobry zresztą to furda, i z prawa i z lewa, spacer umila jazgot pił. Sąsiedzi tną drzewa na potęgę, jakby prowadzili z nimi jakąś wojnę. Coraz częściej dziękuję losowi, że pozwolił mi cieszyć się drzewami i bardziej o nie dbać, niż ścinać, że udaje mi się zarabiać na życie bardziej rozumem niż piłą. A propos rozumu, to ze zdumieniem przyjąłem spotkanie ze sporym stadkiem kormoranów najwyraźniej zimujących na Rzeczce, ewidentny znak zanikających zim, do niedawna w głowie by się to nie mieściło, spotkać tu w lutym kormorana...

Jak w każde Walentynki, rozpocząłem siewy testowe, aby sprawdzić przed sezonem jakość podłoży i nasion. Po zużyciu sterty zrębek, w miejscu gdzie leżały one na skraju sosnowego lasu, na szczerym piachu, pozostał ciemny krąg "kompostu", grubości z 1-2 cm. Zgarnąłem to łopatą i przesiałem przez "kraciastą" plastikową skrzynkę. Wyszło z tego "podłoże" zawierające piasek, rozłożone zrębki i nieco kawałków drewna (po prawej). Wypełniłem tym wielodoniczkę, a drugą, kontrolną (po lewej) wypełniłem "podłożem do siewu i rozsady" renomowanej firmy. Jak na razie, wygląda na to, że w moim podłożu nasiona rzodkiewki kiełkują szybciej. Dodatkowo, to zdjęcie wykonane w mniej niż 2 doby od posiania, temperatura pokojowa, żadnych zabiegów z nasionami.

Rzodkiewki posiałem w mieście, każdego więc dnia wystawiałem je na dzień na kuchenny parapet, na zewnątrz. Otrzymywały dużo słońca, wiatru i hartowały się w temperaturze jak na luty kolosalnej - od dwóch do dziesięciu stopni na plusie. Na noc zabierałem je do mieszkania, od czasu do czasu podlewając. Rosły dosłownie w oczach.  I co dalej z tym począć, myślałem, przecież za mniej więcej 3 tygodnie to będzie bardzo duża rozsada i będzie musiała iść "do gruntu"?! To tylko testy, ale one tłumaczą, dlaczego nigdy się nie spieszę z siewami. No i to "podłoże" do siewu - trzy wielkie wiadra, za friko, pozyskane w kwadrans. Chyba na ten sezon wystarczy...

Okazało się, że wszystko potoczyło się jeszcze szybciej, niż myślałem. 27 lutego, czyli w dwanaście dób od siewu, patrząc na prognozy pogody, zdecydowałem, że warto zaryzykować, i posadzić je do gruntu. Rzodkiewki. Do gruntu. W lutym. No ale, kto nie ryzykuje, ten nie je rzodkiewek. Podlałem je solidnie i okryłem agrowłókniną. Zobaczymy, czy dadzą sobie radę na grządce. Bardziej niż nocnych mrozów obawiam się suszy, która można powiedzieć, jest dojmująca. Pierwszy raz w życiu podlałem grządkę w lutym - to o czymś świadczy.

Zakwitły krokusy, a na jednym z nich pojawiła się samotna pszczoła. Poprzycinałem nieco drzewa i krzewy nad stawem i w leśnych ogródkach. Stare kostki słomy, po mroźnych nocach, są zamarznięte w środku, za wcześnie więc, żeby dokańczać ściółkowanie. Nowe kostki słomy, do uprawy pomidorów i dyń jeszcze nie dojechały, może uda się je zainstalować w początku marca. Powinienem pewnie jak sąsiedzi, naciąć trochę drzewa, ale po co? Drewutnia pełna, a jeszcze to, co bobry ścięły, czeka na porąbanie. Jednym słowem, nudny był ten luty, i niezimowy, i nieciekawy. Dobrze, że jutro już marzec.