piątek, 28 czerwca 2024

Mnogość niespodzianek

Któż nie lubi niespodzianek, prawda? No cóż, ja nie lubię! Bo niespodzianki bywają bardzo rozmaite, czasami z pozoru miłe, też potrafią przyprawić o ból głowy. W czerwcu niespodzianką największą było to, że był w nim lipiec - fenologiczny. Lipy kwitły jak szalone, wszystko działo się za wcześnie, przy akompaniamencie lejącego się z nieba żaru. Głupie alerty RCB przestrzegały co chwila przed ulewami i gradobiciem, ale w praktyce nic w Ostoi nie spadło i wszystko wyschło, czego nie podlałem. Oczekuję dnia, gdy dostanę alert RCB o tym, aby nie wierzyć w alerty RCB ... W tym żarze i suszy, niespodziankę sprawił dziki ryż rosnący w kastrze na podwórku - wodę w kastrze oczywiście uzupełniałem, a ryż odwdzięczył się taką gęstwiną zieleni, że teraz martwię się, czy przełoży się to na plon. Z czego on bidak te nasiona zbuduje, z tego błota w którym rośnie? Interweniować jednak nie zamierzam, niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba, albo jakoś tak ...
 
Jakoś tak zimą, albo jeszcze jesienią, zamarzyły mi się pomidory wiszące, w koszykach przy wejściu do Ostojowej chatki. Jak to ja - poczytałem o odmianach i wymarzyłem sobie jedną szczególnie, oczami wyobraźni widząc te setki małych pomidorków tuż za progiem. Choć to niewiarygodne, lepsze by to było nawet od spirali ziołowej! (A łyżka na to - niemożliwe!). Rozpuściłem wici i z pomocą znajomej ogrodniczki udało się dorwać nasiona delikwenta - pomidora, którego łodygi miały być wiotkie i przewieszać się z koszyka tak, aby tworzyć pokryte owocami girlandy. Posiałem, przesadziłem do koszyka, a ten niecny drań, zamiast się przewieszać, stoi sztywno jak ... powiedzmy, żołnierz na warcie i zwisać nie ma zamiaru. Ot, taka niespodzianka. Gdy zaczął próbować podnosić dach, na siłę wygiąłem go do dołu i uwiązałem, a czym się ta historia skończy, dowiemy się za jakiś czas. 

Na dach wybiera się także fasola, rywalizując w tym wyścigu z winoroślą, która całkowicie w tym roku przemarzła i nie dawałem jej za wielkich szans. Tymczasem, być może, da nawet kilka gron. A fasola, to Jaś, z tym że dwie z czterech roślin to Jaś klasyczny, biały, a kolejne dwie to Jaś o nasionach czarnych jak dusza polityka. Dostałem tylko dwa nasiona tego kuriozum i oba wykiełkowały. Teraz zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem sadząc czarno - białą parę, Jasiów w dodatku. Brzmi, jakby mogło sprowadzić kłopoty. A poważnie, cieszyłbym się z tego, gdyby powstała krzyżówka, ale równie dobrze, jak co roku, mogę zużyć nasiona tej fasoli do wigilijnego barszczu (miny rodziny, gdy zobaczą czarną fasolę, pewnie będą bezcenne, pytanie tylko, w jaki sposób sprawić, aby nie utraciła koloru). Co z tego wyrośnie, będzie więc niespodzianką, ale że jest to najcieplejsze miejsce w całej Ostoi i w poprzednich latach potrafiłem zbierać stąd fasolę nawet w pierwszych dniach grudnia, to trzeba uzbroić się w cierpliwość. Jedno jest pewne - przy zbiorach nie obejdzie się bez drabiny.

Bób sprawił dwie niespodzianki, jedną przykrą (choć się tego spodziewałem) i drugą fajną (choć to właśnie chciałem osiągnąć). Przykrą, bo zabiły go upały przedwcześnie i wydał mały plon, a fajną, gdyż w plonie są wszystkie odmiany kolorystyczne które wysiałem plus najprawdopodobniej jedna fajna krzyżówka. Prawdopodobnie, bo dokładnego przeglądu nasion dokonam dopiero wtedy, gdy wyschną. Na pewno jeszcze ten bób pokażę, bo myślę, że warto. Póki co, nasiona suszą się na ganku, a gdy wyschną, pójdą na dobę do zamrażarki, aby pozbyć się potencjalnych szkodników mogących ziarna uszkodzić przy przechowywaniu. Następnie mozolnie wybiorę nasiona do siewu w przyszłym roku. Będę się też zastanawiał nad nowym miejscem dla bobu - grządka pod sosną jest jednak tak skutecznie przez drzewo wysuszana, że bób zasługuje na lepszą lokalizację. Ale konia z rzędem temu, kto wskaże taką w Ostoi ... sosny, sosny wszędzie!

Przez lata w czerwcu kwietna łąka nad stawem pokrywała się bielą złocieni. W tym roku odrobinę niespodziewanie złocienie nie zdominowały łąki. Odrobinę, bo w rozmowach ze specjalistami dowiedziałem się kiedyś, że złocień dominować przestaje po 3-4 latach, i to się zaczyna sprawdzać. Dodatkowo na małą ilość bieli wpłynęła susza, można było momentami odnieść wrażenie, że kwiaty rosną od razu suszone. Cały czas powstrzymuję się z pierwszym koszeniem, w ostatnim dniu czerwca ma być 35 stopni w cieniu, myślę więc, że sięgnę po kosę dopiero w lipcu i niewykluczone, że będzie to raz pierwszy i ostatni.

Pomimo mojej rybackiej przeszłości, wielu znajomych i życzliwych kolegów, którzy nadal z rybami pracują, przez długi czas nie udawało mi się zakupić do stawu złotej orfy - kolorowej odmiany jazia. Niespodziewanie, udało się. Kilka telefonów i rybki trafiły do Ostoi. Jest to projekt wysokiego ryzyka, gdyż rybki te są doskonale widoczne dla wszelkich drapieżców - od okoni w stawie, przez czaple i zimorodki, po wydry. Ba, przy obecnych rozmiarach zagraża im pływak żółtobrzeżek i zaskroniec. Czy przeżyją, czy urosną, okaże się za rok. Póki co cieszą oko, pływając tuż pod powierzchnią wody i zbierając z lustra stawu pył z mielonego ziarna kukurydzy, którym czasami dokarmiam karasie i liny. Niepokoi mnie opadający poziom wody w stawie, ale do stanu minimalnego, przy którym trzeba by zacząć interweniować, jeszcze daleko. Staw dojrzał i może funkcjonować samodzielnie, cieszy oko i dostarcza cennych plonów, a gdybym się z nim rozstał, będzie sam sobie radził wspaniale jeszcze przez wiele lat.

Największa niespodzianka tego czerwca, poza pogodą, to całkowite, totalne i nieuchronne zniknięcie wszystkich malinojeżyn z leśnego ogrodu. W poprzednich latach owoce te nie wzbudzały żadnego zainteresowania jego mieszkańców innych niż człowieki, a w tym roku ptasia ferajna napadła krzewy i zrabowała wszystko. Mam głębokie przeświadczenie, że jest to efekt suszy i że ptaki traktują te owoce jako źródło wody. Może tak jest, może nie, faktem jest, że tydzień temu zbierałem pierwsze dojrzałe owoce, a dziś zbierać można jedynie fioletowe ptasie kupy. No i co z tym zrobić? Totalnie nic, niech im idzie na zdrowie. W przyszłym roku zastanowię się, czy nie dodać w leśnym ogrodzie dodatkowych poidełek, jak widać staw ptakom za wodopój nie wystarcza. Tymczasem, pora zebrać czarną porzeczkę, którą póki co ptaki pogardziły ... póki co.