Myślę, że nie ma bardziej intensywnego i stresującego miesiąca w ogrodzie niż maj. Z jednej strony już działa ogród, chociaż jeszcze nie pełną parą, z drugiej na ostatnie przymrozki czekają siane w kwietniu rozsady, a równolegle zaczynają się i trwają siewy najbardziej ciepłolubnych warzyw - fasoli, kukurydzy, dyń, cukinii i innych wynalazków. Niemal wszystkie wielodoniczki są zajęte, kończą się przygotowane wcześniej podłoża do siewu, kończy się miejsce dla rozsad, a najbardziej kończy się energia ogrodnika, który musi w tym miesiącu walczyć na wszystkich frontach - od siewów po zbiory, i ze wszystkim pomiędzy.Dodatkowo jeszcze, ogrodnik cały czas z niepokojem obserwuje prognozy meteo, z utęsknieniem bowiem oczekuje na odpowiednie warunki, aby do gruntu wysadzić pieczołowicie przygotowane rozsady. Pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł, a jedna zła decyzja może sprawić, że małe roślinki, w których wyhodowanie włożyliśmy tyle pracy i miłości zostaną w jednej chwili unicestwione przez nocny przymrozek lub przez burzę gradową w samo południe. Obserwujemy więc prognozy krótko i długo terminowe, próbując wygrać w pogodową ruletkę, na zmianę chcąc sadzić już, a chwilę później myśląc, że mądrzej jednak będzie jeszcze poczekać.
Tegoroczny maj przynosi wszystko o trzy tygodnie wcześniej niż w latach poprzednich. Najlepszym dowodem tego jest szampan z kwiatu czarnego bzu, już zrobiony i spróbowany, podczas gdy normalnie nastawiam go zawsze w pierwszym tygodniu czerwca po to, aby był gotowy na święto Letniego Przesilenia, 21 czerwca. Niepokoi mnie to znacznie, bo zwiastuje to jeszcze więcej anomalii pogodowych, gwałtownych zjawisk atmosferycznych oraz najprawdopodobniej pogłębiającej się suszy, która już teraz jest jednym z największych problemów Ostoi. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak, jak w tym roku, abym cały zapas deszczówki zużył do podlania sadzonych w kostkach słomy rozsad, i jeszcze zabrakło. Z tego wszystkiego, co widziałem w maju, wróżę kolejny trudny rok - obym był złym prorokiem.
Z ciekawością czytam o ostojowych zmaganiach i czekam na kolejny wpis. Lubię naukę przystępną i przyjemną, a taka tu właśnie jest. Pozdrawiam z Dolnego Śląska, gdzie moje dynie kiełkowały ze 2 tygodnie, a ze sklepowych nasion kopru włoskiego nie wzeszło ani jedno. Wczoraj cieszyliśmy się deszczem po długim okresie bez opadów.
OdpowiedzUsuńDziękuję z szczegółowe opisy napisane lekką ręką i przystępnym językiem. W tym roku wykorzystam Pańskie przepisy na opryski pomidorów i mam nadzieję że uda mi się ocalić moją uprawę. Pogoda niestety od kilkunastu dni nie rozpieszcza:(
OdpowiedzUsuń