środa, 7 grudnia 2022

Lekcje roku 2022

 

Jak nakazuje tradycja tego bloga, pora na ostatni wpis, zawierający lekcje roku 2022. Był to rok spokojniejszy niż 2021, mniej chaotyczny i bardziej przemyślany, co nie oznacza, że wolny od trosk i przeciwności, na szczęście nie związanych bezpośrednio z Ostoją, a raczej od niej mnie odciągających. Jak co roku, lista rzeczy do zrobienia zamiast się skrócić, uległa wydłużeniu, bo nowe pomysły przychodzą szybciej niż stare udaje się realizować. Po raz kolejny okazało się, że jak większość, przeceniam to, co można zrobić w rok, a równocześnie nie doceniam wystarczająco tego, co udało mi się zrobić przez niemal dziesięć lat, odkąd ten blog istnieje.

Styczeń -  pisałem o zgniłej zimie, ściółkowaniu, testach nasion i podłoży, oraz o tym, że przy spodziewanej inflacji warto uprawiać własną żywność. Siewy nasion wybranych w trakcie testów zaskoczyły mnie w dalszej części sezonu, w niektórych przypadkach obfitość roślin z nich uzyskanych przekroczyła moje wyobrażenia. Co więcej, identyczne zjawisko miało miejsce na grządkach, gdzie jeszcze nigdy nie odnotowałem tylu samosiewów. Przesadzaniu aby się nie zmarnowało nie było końca, a nauka płynie stąd taka, że jeśli chce się sobie oszczędzić pracy, lepiej ogławiać niektóre rośliny zanim wydadzą nasiona. Jak zapewne każdy wie, groźba inflacji okazała się realną i grube tysiące chyba trzeba by wydać, aby jeść tak dobrze i tak dużo jak my jedliśmy warzyw i owoców z relatywnie przecież niewielkiej powierzchni naszych upraw. Raz jeszcze z wdzięcznością wypada tu przypomnieć maksymę Geoffa Lawtona, która mówi o tym, że wszystkie problemy ludzkości można rozwiązać w ogrodzie.

Luty - opisywałem zimową pielęgnację leśnego ogrodu oraz zbiór nasion dyni. Leśne ogrody są tymi właśnie miejscami, gdzie nie doceniłem potęgi upływu czasu i tego, jak bardzo się one zmieniają na korzyść z upływem lat. Prawdą jest to, co w licznych przykładach opisuje w swojej książce Tomas Remiarz , że im dłużej ogród istnieje, tym szybciej pracy ubywa, a plony są coraz większe. Warunkiem jednak jest założyć ogród w sposób przemyślany i dbać o niego poprawnie w pierwszych latach po to, by później, jak mawiał Mollison "designer becomes a recliner", co w naszym kręgu kulturowym określa się jako "rolnik śpi, a mu samo rośnie". I o ile w przypadku rolnika to nonsens, to w ogrodach leśnych dokładnie tak jest. Jeżeli chodzi o nasiona dyni, to wrócę do nich w opisie października, a teraz dodam jeszcze, że w lutym zajmowałem się intensywną uprawą mikrolistków, o której zapomniałem tu napisać, no ale że pisałem o niej przy innych okazjach to dodam tylko, iż po raz pierwszy od lat nie siałem groszku, gdyż nie cieszył się ostatnio powodzeniem, za to furorę robiła jak i poprzednio rzodkiewka oraz nieczęsto siany przeze mnie brokuł. Tym razem żadne mikrolistki się nie marnowały i nauczony tym doświadczeniem podobnie postąpię w tym roku. W chwili gdy piszę te słowa, czyli w pierwszej dekadzie grudnia, zaczyna się u mnie kolejny sezon na mikrolistki, których siewy zacznę w przyszłym tygodniu.

Marzec - ponownie namawiałem do tego, aby solidnie zadbać o produkcję własnej żywności, pokazywałem pierwsze siewy, wyciągałem drzewo ze stawu i sygnalizowałem, że chyba się zakochaliśmy w dyni bezłupinowej. I tak się rzeczywiście stało - dynia ta, a ściślej jej nasiona, zwane pestkami, mają stałe miejsce na naszym stole, podjadamy je tak, jak inni fistaszki czy popcorn. Nasze pestki jednak są samodzielnie wychodowane i przygotowane. Wyrosły na Zapłotku, sami je zebraliśmy, wysuszyliśmy, a teraz prażymy w przyprawach co tydzień czy dwa świeżą porcję, aby napełnić nimi słój stojący zawsze w zasięgu ręki, gdy wieczorem jest czas usiąść i się zrelaksować. Patrząc na tempo, w jakim pestki znikają, lekcja z tego płynie taka - posiać więcej dyń bezłupinowych w sezonie 2023!

Kwiecień - miesiąc pod znakiem żonkili, forsycji na początku, a kwitnącego leśnego ogrodu pod koniec. Pisałem o siewach pomidorów i papryk, oraz o coraz lepiej widocznych czosnkach i szpinakach. Te ostatnie z roku na rok udają się lepiej, ale okazało się, że bardzo wiele zależy od odmiany. W Ostoi bezapelacyjne wygrał poczciwy stary Matador, wszystkie inne nowsze odmiany mające być lepszymi, wymiękły przy Matadorze. Dlatego też, nauczony tym doświadczeniem, posiałem tej jesieni 3/4 Matadora i tylko 1/4 innych odmian w ramach kolejnych prób. Mój szpinak ma plonować bardzo wcześnie i nie chcę go już mieć po 15 maja, bo jego miejsce zająć ma wtedy kukurydza, albo fasola, albo coś innego ciepłolubnego. W kwietniu także z uwagą obserwuję co kiedy kwitnie, bo to znaki fenologiczne co kiedy siać do gruntu. W mijającym roku wszystkie te fenologiczne podpowiedzi mi się sprawdziły, za wyjątkiem groszku, który posadzony gdy kwitła forsycja, nie chciał kiełkować tygodniami, i wylazł z ziemi dużo później niż zwykle. Morał z tego taki - ufaj, ale sprawdzaj, czyli siej groszek co tydzień, a któryś z terminów na pewno będzie trafiony. Tak też uczynię w przyszłym roku - 10 nasion co tydzień przez miesiąc, zamiast 40 jednego dnia.

Maj - pisałem o znienawidzonych przymrozkach, o siewach i o jakonie, o moich planach hodowli własnych lokalnych odmian kukurydzy i dyni. Oba te projekty potoczyły się dobrze, ale o ile już coś mogę powiedzieć o efektach działań z kukurydzą, o tyle o dyniach dowiemy się za rok, gdy dojrzeją owoce z zebranych w tym roku nasion. W przypadku kukurydzy natomiast, już po kolorze i kształcie ziaren w kolbach można wnioskować, że posadzone odmiany przekrzyżowały się solidnie, dzięki czemu genotypy roślin w następnym pokoleniu będą bardziej zróżnicowane. Za to niezwykle polubiłem kukurydzę i mając w pamięci wszystkie obserwacje z tego roku, już teraz zaczynam myśleć ile i jakich nasion wysiać w nadchodzącym roku, aby dalej kontynuować selekcję. Wygląda na to, że jak to zawsze niemal w Ostoi bywa - pierwszy (poprzedni) rok był rokiem próby, drugi (obecny) rokiem wytężonej pracy, a następny (nadchodzący) będzie najbardziej udanym w historii Ostoi (tfu, tfu przez lewe ramię, aby nie zapeszyć). Materiału siewnego własnej hodowli mam na pewno dość, aby obsiać kilka razy większy obszar niż posiadam, mogę więc zameldować, że zadanie zostało wykonane.

Czerwiec - pisałem o uprawie alejowej ziemniaków, testach czosnków, nasadzeniach roślin wodnych i problemach ze zbyt szybko schnącym kompostem. To ostatnie było zmorą całego sezonu, ale poniekąd na własną prośbę bo ... w roku 2022 nie uruchomiłem nawadniania. W najgorsze upały podlewałem interwencyjnie konewką, aby przekonać się, jakie jest naprawdę minimum dostarczania wody aby uzyskać plon. Okazało się, że nie zużyłem nawet ćwierci tej objętości wody, jaka zwykle jest rekomendowana. Co więcej, jak co roku, dotyczyło to jedynie wysokointensywnych grządek przy domu, bo miejsca takie jak Zapłotek z jego kukurydzą i dyniami czy też ziemniaki w uprawie alejowej nie były w tym roku ani razu podlane. Jeżeli chodzi o czosnki, to pisałem, że boję się suszy, tymczasem, w okresie zbioru czosnku nieustannie lało, po raz pierwszy więc zebrałem czosnek mokry i brudny, co przełożyło się na utrudnione suszenie i dodatkową pracę przy czyszczeniu. W teście odmian niestety poległem - czosnek z moich ząbków wyszedł nieco mniejszy niż z sadzeniaków Harnasia, a największe plony dał Siberian, z tym że jeszcze ważniejsze okazało się, gdzie czosnki rosną. Największe porosły na podwyższonych grządkach o podwójnej wysokości (40 cm), a najmniejsze w cieniu wśród truskawek, co w sumie nie jest żadną lekcją, bo tak jest co roku i tego się spodziewałem. Nadal jednak będę sadził czosnek w truskawki, bo choć jest najmniejszy, to wymaga najmniej pracy i ma, wierzcie lub nie, najsilniejszy aromat. Taki, że trzeba z nim w kuchni uważać, aby nie przedawkować.

Lipiec - było w nim tyle wątków, że nie wszystkie zmieściły się w blogu. Najmilszym zaskoczeniem była marchewka Oxheart, o której i później pisałem, ale właśnie w lipcu zacząłem zbierać pierwsze, krótkie, pękate i pyszne korzenie. Przez kolejne miesiące wyrywałem po trochu największe marchewki, aby inne miały więcej miejsca do wzrostu, a pomimo to w listopadzie zebrałem z marchewkowej grządki potężny plon. Już teraz posiałem tą marchew na rok przyszły, a jednocześnie na pewno będę chciał zebrać jej nasiona. Pisałem również dużo o walce z zarazą ziemniaczaną i w tym roku potwierdziło się to, co zawsze pisałem - kluczem do opanowania chorób jest z jednej strony profilaktyka, ale z drugiej gdy już choroba się pojawi, konsekwentne i częste leczenie. Naturalne preparaty jakie stosuję nie działają długo, zaraza nawraca i zatrzymać ją można jedynie wtedy, gdy jest się na posterunku i wykona właściwy zabieg we właściwym czasie. Drobne zabiegi w małych dawkach codziennie działają zdecydowanie lepiej niż jeden stężony oprysk.

Sierpień - niemal cały wpis był o plonach, z ogrodu i ze stawu. O tych pierwszych pisałem wiele i za chwilę znowu napiszę, zostańmy na chwilę przy tych drugich. To pierwszy rok kiedy staw nieco nas karmi, aczkolwiek nie nadużywam jeszcze jego uprzejmości. Odłowiłem nieco ryb, tyle, aby moja Mama, która ryby kocha, mogła sobie coś wrzucić na patelnię, sam też spróbowałem własnej rybki, ale to by było na tyle. Obserwowałem natomiast zarówno intensywne tarło moich ryb, jak i ryby drapieżne polujące na drobiazg, spodziewam się więc, że w przyszłym roku rybki częściej zagoszczą na naszych talerzach. Będą zapewne doskonałym dodatkiem do cukinii, które opanowały lipiec, i sierpień, i wrzesień, i jeszcze część października. W tym roku wreszcie zmobilizowałem się do porządnej selekcji i zebrałem nasiona z najlepszych egzemplarzy, a na podstawie notatek w przyszłym roku wysieję już cukinii mniej, ale za to rokujących najlepiej. W tej całej obfitości zaczęliśmy też wybrzydzać. Dawniej, cieszyła nas każda cukinia i wciągaliśmy wszystkie jak odkurzacz, teraz też nas (no, powiedzmy uczciwie - mnie) każda cieszy, ale już słyszeć zaczynam, że "ta ma za grubą skórkę", "ta mogłaby być delikatniejsza", "ta taka nierówna, że źle się obiera". No cóż, zawsze twierdziłem, że dobrobyt psuje ... Poważnie jednak pisząc, pora na selekcję także pod względem tych cech użytkowych, a nie tylko pod względem wigoru i masy plonu.

Wrzesień - jeśli sierpień był o plonach, to wrzesień był o Plonach przez duże P. Popuściłem sobie cugle i wrzuciłem całą galerię zdjęć wrześniowych plonów. Zabrakło tam jednak pierwszej znaczącej ilości winogron, jakie zebrałem w tym roku. Nie uprawiam w zasadzie winorośli, mam jedną starszą i jedną młodziutką roślinę. Ta starsza dała w tym roku bardzo ładny plon, co biorąc pod uwagę niemal całkowity brak słońca, to, że pnie się po piorunochronie, konkurencję z malinami, brak odchwaszczania, podlewania i nawożenia i jakichkolwiek oprysków, uznaję za sukces. Wyciągając z tego wnioski, zamierzam tą winorośl rozmnożyć ze sztobrów i "niezobowiązująco" zasadzić tu i ówdzie. Uda się - dobrze, nie uda się  mała strata. Nie mogę się przekonać do tej rośliny i całej wiedzy o jej cięciu i pielęgnacji, dlatego traktuję ją po macoszemu. Jednakże, jeżeli zechce sama o siebie dbać i dawać mi plony takie jak w tym roku, to cóż, jestem na tak.

Październik - w tym miesiącu wpis był wyłącznie o dyniach, i szczerze powiedziawszy, tak jakby trwa on do dziś, bo nadal, w każdym tygodniu jedna lub dwie dynie idą pod nóż, każdą opisuję, próbuję na surowo i po przyrządzeniu, nasiona każdej są zebrane i wysuszone, a następnie zapada decyzja, czy dana dynia warta jest posiania za rok, czy też nie. Dynie w tym roku udały się nad wyraz, jeżeli tylko będą się dobrze przechowywać, to jest nadzieja, że będziemy je jeść do wiosny. Ale październik to przecież nie tylko dynie, to przede wszystkim obfity wysyp owoców w leśnych ogrodach, z których dla mnie największą frajdą są maliny. W tym roku po raz pierwszy zaowocowały maliny w leśnym ogrodzie po drugiej stronie stawu, zwanym Sorkiem, dając owoce niemal dwa razy większe niż te na piaszczystym ugorze podwórka. Rosną pod leszczynami, na ziemi zasilonej osadami ze stawu, pozbawione opieki innej niż koszenie ścieżek pomiędzy nasadzeniami. Rozrastają się dziko w każdym kierunku, można by powiedzieć, że są inwazyjne. Jeżeli tak dalej pójdzie, będę je kosił jak trawę i rzucał na ściółkę. Na szczęście, nie ma ryzyka że gdziekolwiek uciekną - z jednej strony woda, z dwóch innych suchy sosnowy bór, a z ostatniej pustynia sąsiada. Wiążę z nimi duże nadzieje na nadchodzące lata, mam nadzieję, że utworzą trudny do przebycia gąszcz i dodatkowo wzmocnią barierę między orzechami włoskimi a resztą leśnego ogrodu. Co się bowiem dzieje w orzechowym gaju, ma tam pozostać, z uwagi na juglon.

Listopad - zanim spadł śnieg, domykały się różne wątki. Najważniejszy z nich to wątek ziemniaczany, jak pisałem, zapowiadało się marnie z uwagi na nornice, ale wyszło całkiem, całkiem. Myślę, że ziemniaków starczy nam do marca lub kwietnia. W międzyczasie, muszę zastanowić się nad swoim stosunkiem do nornic, a ściślej do ich działań. Na chwilę obecną nie umiem powiedzieć, czy przedsięwezmę jakiekolwiek środki, czy też tak jak w tym roku, niech sobie kohabitują z ziemniakami. Listopad był tak ciepły, że niektóre siewy zimowe, a szczególnie szpinaki, powschodziły mi może i za wcześnie, ale to się dopiero okaże. Znalazłem też na grządce ciekawostkę - samosiejkę, która okazała się.... brukselką. Co prawda, póki co brukselki na niej takie bardziej dla krasnoludków, ale z ciekawości pozwalam jej nadal jeśli nie rosnąć, to trwać, i zobaczymy co z tego wyniknie.

Grudzień - teraz już w sumie niewiele się dzieje w ogrodzie, poza tradycyjnymi siewami zimowymi, uzupełnianiem kompostu na grządkach, cięciem wszystkiego co zbędne w leśnym ogrodzie i ściółkowaniu tym, naginaniem gałęzi drzewek owocowych aby szybciej owocowały, rąbąniem drewna ... czyli praca od świtu do zmierzchu, kiedy tylko jest szansa wybrać się do Ostoi. A po zmierzchu - łuskanie fasoli, wydłubywanie ziaren kukurydzy z wysuszonych kolb, pakowanie ziaren według własnego widzimisię, aby były gotowe na wymianę oraz do przyszłorocznych siewów, porządkowanie stosów innych suszących się nasion i ziół oraz generalne porządki. Do tego, przeglądanie katalogów z nasionami, poszukiwania nowych odmian o cechach przydatnych, jak odporność na zarazę ziemniaczaną czy przydatność do uprawy w pojemnikach. 

Pracowity rok kończy się bowiem pokazaniem światu mojego nowego kursu, o uprawie roślin jadalnych i ziół w pojemnikach, oraz rozpoczęciem prac nad innymi nowymi kursami online, które, jeśli zdrowie dopisze, ukażą się w przyszłym roku. Ale, największą absolutnie satysfakcją z pracy w mijającym roku jest grono osób, które ukończyły mój kurs projektowania permakulturowego PDC i tworzą obecnie jedyną grupę takich osób wykształconą w Polsce i przez polskiego instruktora. Mam nadzieję, że uda mi się poprowadzić kolejną edycję tego kursu w nadchodzącym roku oraz że poniosą oni dalej kaganek permakulturowej oświaty, ucząc praktycznej permakutury, którą będą też stosować na swoich balkonach, tarasach, ogródkach siedliskach czy farmach.

I to by było na tyle. Kończąc tym wpisem mijający rok mam nadzieję, że to o czym tutaj czytacie pomaga Wam czynić świat wokól siebie choć odrobinę bardziej przyjaznym do życia, dla Was, i dla wszystkich innych stworzeń. Dziękuję za Waszą uwagę, obecność i komentarze. Życzę Wam wszystkiego najlepszego w nadchodzącym Nowym Roku! 

6 komentarzy:

  1. Szczęśliwego Nowego Roku! Idę do ogrodu ciąć gałązki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkiego co najlepsze dla Pana i ogrodu, dziękuję za rok cudownych opowieści a dla mnie nauki oraz serdecznie pozdrawiam Dorota Zawiślak

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrego kolejnego Roku życzę i dziękuję za wszystko, co mogłam przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś odkryłam. Zakładam ogród , trudne warunki, piach i żwir, łąka przy lesie, mogę uprzejmie prosić o podanie pozycji książkowych, jakie warto mieć, by zrobić to mądrze?Byłabym wdzięczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam Ogród Gai, oraz artykuły z linku https://permisie.pl/tag/grzadki/

      Usuń