poniedziałek, 16 sierpnia 2021

Czas słoików

 

Bo to się zwykle tak zaczyna, że pojawia się pierwsza i budzi radość. Po niej druga i trzecia. I potem dwunasta oraz dwadzieścia kilo kolejnych. O kim mowa? Oczywiście o cukiniach, ale nie tylko. Ten sam mechanizm towarzyszy pierwszej malinie czy kurce. Obfitość nadchodzi powoli, osiąga szczyt i znika, chyba, że wykorzystamy właściwie jej czas i zapakujemy ją umownie mówiąc, w słoiki. Sierpień w Ostoi to czas intensywnego przewarzania plonów w zimowe zapasy i to głównie takie, które same nie przechowują się dobrze, jak zbierane później dynie czy ziemniaki, a wymagają zabiegów w postaci kiszenia, marynowania, pasteryzowania, suszenia i to wszystko czyni ten czas niezwykle intensywnym.

Myślę, że nic nie testuje wyobraźni tak, jak mnogość cukinii. Nie znosiłem jej dawniej, gdyż jedyną potrawą jaką z niej w rodzinie przyrządzano, było kwaśne, wytrawne leczo. Gdy nastały czasy samodzielnego przerabiania własnych plonów, gdy świat otworzył się na oścież za pośrednictwem Internetu, w praktyce ilość sposobów na przyrządzanie i spożywanie cukinii stała się nieograniczona. Dodatkowo, pojawiła się chęć własnych eksperymentów i dzięki temu cukinia nabyła statusu jednego z ulubionych warzyw, gdyż jednako chętnie przyjmuje smak sosu teriyaki, jak i przaśne, polskie kiszenie dokładnie tak jak ogórków.

Nie samą cukinią człowiek żyje, pora więc zrobić i octy. Podstawowym jest zawsze jabłkowy, ale na pewno w tym roku powstanie również ocet śliwkowy, jak i z jeżyn. Dużo robić nie ma sensu, bo są jeszcze octy z lat poprzednich, które z czasem nabierają mocy. W piwnicy tworzy się powoli kolekcja takich octów, w tym dziwolągi takie, jak ocet na kwiecie czarnego bzu czy leczniczy ocet wrotyczowy. Obok stoi wino ze śliwek, które od prawie już dekady nie chce się wyklarować, a ja z kolei nie chcę mu w tym pomagać. Ciekawe, czy to wino samodzielnie zmieni się z czasem w ocet.

Kiszenie ogórków w tym roku jest jakby holistyczne, bo użyłem do nich pozostałości po innych przetworach - zarówno tradycyjnego chrzanu i kopru, jak i liścia winorośli oraz bazylii, a na dokładkę liścia dębu zamiast tradycyjnego liścia wiśni. Po kilku dniach ogórki osiągnęły idealny stan przejściowy pomiędzy ogórem małosolnym a kiszonym i nie wiem, czy będą miały szansę pójść w swej ewolucji dalej, bo istnieje duże ryzyko, że zostaną już na tym etapie zeżarte. Podobny los spotyka kiszone na szybko cukinie, które gotowe są już w 3-4 dni i w jeden lub dwa dni znikają, pozostawiając po sobie wolne słoiki proszące się o ponowne napełnienie.

Las też daje wkład do słoików i do gara, zaczyna się od kurek, po których wkraczają zajączki (grzyby takie, nie sympatyczne kłapouchy), po nich przychodzi pora koźlaków, a potem już cała grzybowa menażeria z prawdziwkami na czele. Teraz dodatkowo jest czas kań, ale to w ogrodzie, a nie w lesie. Wraz z grzybami pojawiają się hordy grzybiarzy i ich zachowania w ostatni weekend ponownie wprowadzają na wokandę odwieczny dylemat - ogrodzić Ostoję, czy nie? Bardzo bym chciał, aby Bambi nas bez przeszkód odwiedzał, ale nie bardzo mi się uśmiecha wydeptywanie moich nasadzeń przez obce homo sapiensy. Zapewne podobnie jak i do tej pory, skończy się na utyskiwaniach i przełykaniu strat, ale może to lepsze niż samemu, z własnej wolnej i nieprzymuszonej woli, zamknąć się za drutami.

Tymczasem poza słoikami, istnieje też inne życie, aczkolwiek niektórzy wątpią w jego istnienie. W ogrodzie sporo ciekawych roślin zaczyna dojrzewać, takich jak na przykład niebiesko żyłkowana miechunka, pochrzyn chiński czy też chobot bulwiasty. Gdy nadejdzie pora ich zbiorów, postaram się więcej o nich napisać. Rekordowe rozmiary nadziemne osiąga w tym roku jakon, o którym już wielokrotnie pisałem. Myślę, że tegoroczna pogoda pasuje mu wielce, a dodatkowo pomogło mu posadzenie na grządce z głęboką warstwą gleby. Mam szczerą nadzieję, że to, co znajdę pod ziemią na koniec sezonu będzie równie imponujące jak obecna zieleń nadziemna.

W stawie glony zaczęły namnażać się bardziej, niż bym tego sobie życzył, choć i tak w stopniu mniejszym niż we wszystkich okolicznych wodach. Postanowiłem zmniejszyć żyzność stawu przy użyciu kul bokashi, które ulepiłem z gliny z dodatkiem Efektywnych Mikroorganizmów i paru innych dodatków. Kul na taki staw jak mój potrzeba sporo, ale zabawa z gliną jest przednia, a wrzucanie kul do stawu jeszcze fajniejsze. Kule sprawią, że osady na dnie stawu zmineralizują się, glony zaczną obumierać i woda stanie się bardziej przejrzysta i lepiej natleniona, za co ryby na pewno będą wdzięczne.

Tradycyjnie jak co roku o tej porze, ogród odwiedza ciekawy gość, którego podziwiać można na krótkim filmiku poniżej. I to by było na tyle z Ostoi w ten burzowy, sierpniowy dzień.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz