niedziela, 17 stycznia 2021

Czarno, biało, kolorowo

Rok ogrodnika nie ma końca ani początku. Cały czas rośnie coś, kiełkuje, jest w sile wieku lub obumiera. Oczywiście raz jest czegoś więcej, a raz czegoś mniej, niemniej jednak już w pierwszym dniu roku kiełkuje traganek pęcherzykowaty (Astragalus cicer L.) To test kiełkowania nasion gatunku, z którym nigdy wcześniej nie miałem do czynienia. Zanim wysieję nasiona w ogrodzie, chcę go lepiej poznać. Jak szybko kiełkuje? Jak wyglądają siewki (aby nie pomylić z czymś innym)? Jak szybko rośnie? Czy potrzebuje dużo światła? Jak sobie radzić będzie w mojej ziemi? Świeżo wykiełkowane nasionka powędrują do doniczek i na okienny parapet, gdzie poobserwuję je do wiosny, a jeśli roślinki przeżyją, trafią już duże do ogrodu gdy zrobi się ciepło. Dzięki temu zwiększę szanse na zebranie własnych nasion tego gatunku. Dwa nasionka, a ile radości, prawda?



Na zachodnim horyzoncie dzień niepodobny do dnia. Dominuje szarość i biel, czasami bywa granatowo i niebiesko, ale są dni, kiedy bywa kolorowo. Spotykam wiele zwierząt - lisy, sarny, zające, kruki, łabędzie i czaple. Tropy na świeżym śniegu ukazują, że najwięcej gości ma nowy leśny ogród nad stawem. Wybieram się tam wielokrotnie po ciemku, aby spotkać sąsiadów. Pierwsze jednak, co rzuca się w oczy to wielka łuna nie tak wielkiego pobliskiego miasta, czasami spektakularna. Goście natomiast dają się obserwować, ale trudniej ich sfotografować. Nieliczni robią sobie selfie w zastawionej na nich fotopułapce.




W ogrodzie prowadzę mały eksperyment, który ma na celu sprawdzić, które nasiona wykiełkują sobie wiosną, które przeżyją przymrozki, które przetrwają. Zeszłoroczne doświadczenia pokazały mi, że niejednokrotnie w mądrej literaturze znajdują się duby smalone, podobnie i w opisach czasu i warunków kiełkowania nasion podawanych przez sprzedających. Dlatego też, nieco z ciekawości, a nieco z nudów, wysiałem po kilka sztuk różności z moich zbiorów, aby osobiście przekonać się, co z tego wyniknie. Nie jest to żaden eksperyment naukowy, raczej hobbystyczna zabawa, ale wyniki mogą okazać się tak czy inaczej równie ciekawe, co przydatne. Część wysianych tu roślin nie ma prawa ani wykiełkować ani przeżyć do połowy maja w świetle "literatury", inne wręcz przeciwnie, powinny dać sobie radę doskonale. No cóż, jak zwykle - pożyjemy, zobaczymy. Tymczasem, cały na biało, jarmuż zdaje się kpić z zimy i trzyma się dzielnie jak Jarema w Zbarażu. Mam nadzieję, że równie dobrze trzymają się pszczoły, które odwiedzam regularnie. Ciche mruczenie i ciepło jakie bije od uli upewniają mnie, że jeszcze dychają, ale przyznam się, że ta ich pierwsza zimowla bardzo mnie stresuje. Nie mogę doczekać się dnia, kiedy uznam, że pora już zajrzeć do wnętrza uli, ale nie sądzę, aby nastąpiło to wcześniej niż w lutym.

  



Choć lista zadań jest długa i wiele prac czeka na swoją kolej, postanawiam zrobić sobie kilkugodzinne wakacje. Idę na długi spacer w śnieżne południe, które wydaje się być czarno-białe z powodu braku słońca. Odwiedzam pokryty dziewiczym śniegiem staw, na którym lód jest zbyt cienki, aby rozsądny zwierz się na niego zapuścił. Ja próbuję, ostrożnie, a lód zgodnie z oczekiwaniami pęka, jeszcze nie czas na takie spacery. Idę więc moją leśną dróżką, zobaczyć jak się miewają bobry - moje i okoliczne.

 



Te moje, przekształcają mi łąkę w jacuzzi. Oczko wodne się powiększa, a łąki ubywa, tama natomiast rośnie. Maluczko, a będzie można w tym oczku morsować. Pozostawiam tą mikro tamę za sobą i wchodzę w puszczę, idąc skrajem pradoliny. Odwiedzam dawno niewidziane, ulubione miejsce, które lata temu nazwałem Doliną Pterodaktyli. Zadziwiające bobrowe tamy tak spiętrzyły wodę, że stoi ona tu przez cały rok, a w niej dokonują żywota drzewa rosnące tu zanim przybyły bobry. Dolina ta w ciepłych porach roku sprawia wrażenie dziczy, w której mam zawsze wrażenie, że za chwilę ujrzę nad sobą cień pterodaktyla. Jak do tej pory widziałem tylko orła cień, a ściślej orlika krzykliwego. No cóż, dobre i to. 
  


Wracam do domu po chrzęszczącym białym śniegu, przez miejscami jeszcze ocalały, majestatyczny stary, czarny las, żegnając po drodze niewidoczne Słońce, zachodzące w gęstwie chmur. W domu czeka gorący piec i ciepła strawa oraz zapowiedź kolorów wiosny - czas siadać do komputera i planować tegoroczne zasiewy. Małe, kolorowe ikonki to symbole nadziei - tu będzie pomidor, a tam cukinia, tu zazieleni się ogórek, tam niebieskimi kwiatkami zamruga ogórecznik ... Niech z każdym dniem tego koloru przybywa - byle do wiosny!

4 komentarze:

  1. Dziękuję :-) Bardzo czekałam na pierwszy wpis. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za pierwszy tegoroczny post i już czekam na następny
    Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Wojtku
    Zainteresował mnie Pana blog i w dwa dni leżenia z przeziębieniem przeczytałam go od pierwszego do ostatniego wpisu. Już tak przede mną ktoś zrobił i napisał, że czyta się to jak powieść w odcinkach. Zgadzam się z tym w 100%. Myślę, że trzeba iść tym tropem i wydać, bo taką książkę kupiłoby wielu ogrodników i pasjonatów natury. Celne obserwacje przyrody i refleksje nad stanem naszej planety spisane pięknym językiem to niewątpliwe atuty tego bloga, o jakie niełatwo w dzisiejszych zasobach internetów ;)

    Doceniam Pana wiedzę, podziwiam za pracowitość i serdecznie dziękuję za dzielenie się doświadczeniem. Nie mam jeszcze swojego ogrodu, ale blokowy balkon będzie w tym roku wyglądał zgoła inaczej niż dotąd. Liczę, że nasze talerze także :)

    Pozdrawiam
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Agnieszko,
      Dziękuję bardzo za miłe słowa. Jeżeli ten blog dobrze się czyta, to cieszy mnie to bardzo, ale jeżeli w wyniku tej lektury ktoś zabiera się za uprawę własnej żywności, to jestem przeszczęśliwy i wiem, że pisanina nie poszła na marne. Życzę dużo zdrowia i pięknych plonów w nadchodzącym sezonie. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń