piątek, 13 grudnia 2019

"Not a big deal"

 W Ostoi, pomimo grudnia, pracy nie do przerobienia. Zmienia się jedynie jej charakter. O ile w miesiącach ciepłych gros czasu pochłania umownie mówiąc ogród, o tyle zimę z reguły dedykuję lasowi. Dumne słowo las - nieustająco uprzątam karłowate młodniki, a końca tych prac nie widać. Oczywiście, można by zrobić porządek na wiele sposobów, relatywnie szybko, jednakże ja postawiłem sobie za punkt honoru, że każdy niemal kawałek drewna, choćby żerdź z padłej sosny, zostanie wykorzystany.
Nie działam więc masowo, a raczej wymyślam jakiś projekt, do którego mógłbym użyć tych rachitycznych sosenek, zarówno tych co jeszcze stoją, jak i tych, które padły i nadgniły, czasami nawet kilka lat temu. Tym razem, wymyśliłem sobie płot.

Potrzebuję skrawka terenu pod "tajny projekt", który ruszy mniej więcej w czerwcu. Oczyściłem mikro placyk na Zajęczej Górce, tuż przy Zapłotku i długo deliberowałem, jak ten skrawek ogrodzić. Koniec końców, wybór padł na żerdzie z młodnika. Ponieważ płot miał stanąć mniej więcej w linii drzew, postanowiłem jako słupów płotu użyć ... tychże, czyli drzew. Ale aby nie wbijać w nie gwoździ i nie wkręcać śrub, postanowiłem wiązać żerdzie resztkami sznurka rolniczego, takiego jakim wiąże się bele słomy czy siana. Jest to rozwiązanie dla ludzi świadomych. Świadomych tego, że przy młodych drzewach, sznurek taki jest w stanie drzewo zabić, w przeciągu mniej więcej 2-3 lat. A ściślej, drzewo samo się "zgilotynuje" rosnąc - sznurek wetnie się głęboko i pierwszy mocny wiatr zrobi duże bum. Dlatego też, stosując tą metodę, należy raz w roku te sznurki, które owijają się wokół żywych drzew, wymienić lub poluźnić. Jak to mówią "not a big deal".


Poza tym, sposób ten ma same zalety - płot buduje się szybciutko. Chodzę po młodniku, wyciągam padłe sosenki, obcinam boczne gałęzie aby uzyskać żerdzie i wstawiam pionowo pomiędzy żerdzie poziome. Nic tu nie musi być perfekcyjne - ani długość, ani szerokość. Żadnego mierzenia. Równie dobre są mocne, co słabe żerdzie. Jeśli którąś wiatr złamie - "not a big deal", kilka kroków dalej, w młodniku, leży "część zamienna". Wstawiając żerdzie grubszym końcem do dołu uzyskuję dość gęstą barierę dołem, a przewiew górą, dokładnie tak, jak potrzebuję. Ciężar żerdzi dopycha je do gruntu, nawet więc gdy podgniją, to nadal będą do gruntu dopychane. Oczywiście, nie jest to ogrodzenie zabezpieczające na przykład przed lisem, ale przed zającem, już tak.

Płot wiązany do drzew musi być siłą rzeczy ukształtowany zgodnie z ich linią. Dzięki temu od południa powstaje wnęka, rodzaj małej "pułapki słonecznej". W okolicy płotu będzie cieplej zimą (osłona od wiatru i słoneczna pułapka", a chłodniej latem (cień drzew), miejsce to nabiera też powoli ciekawego charakteru. Koszt wyrażony w brzęczącej mamonie - zero złotych. Żerdzie z młodnika, sznurek z odzysku z bel, które poszły na ściółkę. Oczywiście, kosztem jest tu mój czas i moja praca, ale jak zawsze mawiam - praca z piłą łańcuchową jest najlepszym relaksem, bo nic tak skutecznie nie usuwa z głowy dręczących myśli, jak ryzyko obcięcia sobie kończyny przy nieuważnym ruchu. Budowę takiego płotu w ponury grudniowy dzień można więc z powodzeniem uznać za formę terapii, za jaką niejeden skłonny byłby słono zapłacić ....


9 komentarzy:

  1. Plotek super. Tekst o odcieciu konczyny nie mniej :) No i w ogole super blog - przylazlam tu z innego bloga i teraz wyczytuje zaleglosci. Mam pytanie odnosnie nadstawek na palety: czy bylo drewno z nich jakos impregnowane (ekologicznie np olejem lnianym)? Na jaki czas taka nadstawka wytrzyma? Pozdrawiam i zycze Wesolych Swiat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Nie, nie impregnuję niczym tych nadstawek, bo bez problemu wytrzymują u mnie trzy lub więcej lat, a wymiana na nową zajmuje kilka sekund. Koszt np. oleju lnianego z woskiem, oleju tungowego czy innego naturalnego, obojętnego dla roślin impregnatu byłby najprawdopodobniej bliski kosztowi nadstawki, dodając do tego wkład pracy na impregnowanie. Minimum nakładów, maksimum efektów ;)

      Usuń
  2. Bardzo eleganckie ogrodzenie. :)
    Można też byłoby zrobić "płotek" bez sznurka, ale pewnie więcej by to kosztowało pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, ale co wtedy zrobić z tym starym sznurkiem? Ma trafić na wysypisko? Niech jeszcze trochę posłuży ....

      Usuń
    2. Nie sądziłem, że w tej konstrukcji chodzi o wykorzystanie sznurka. :)
      Mnie bardziej chodziło o to, żeby nie narażać żywych roślin na kontakt z nim. Bo, co w sytuacji, kiedy gdzieś sznurek zapodzieje się na dłużej? Polipropylen i tak się długo rozkłada, więc musi skończyć jako odpad tak, czy inaczej...

      Usuń
  3. Ładny płotek :) ja używam sznurków roślinnych, bo kostek słomy nie kupuję. Drzewo można owinąć nie zawiązując pętli przy samym pniu, tylko dalej, i jeszcze między pień a sznurek włożyć szmatkę bawełnianą złożoną kilka razy. Dzięki temu sznurek się nie wrośnie, albo będzie łatwiej go wyjąć, a w takiej szmatce chętnie mieszkają skorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sznurki i materiały naturalne, bawełna i juta, rozkładają się tu w około trzy miesiące, taka specyfika lasu. Pomimo "zwiewnego" wyglądu płotka, to jest kilkaset kilogramów drewna, mocowanie musi być więc dość solidne. Amerykanie, gdzie takie płotki są bardzo popularne na północy, gdzie pełno jest np. świerka, używają wyłącznie wkrętów a na wszelkie sznurki kręcą nosami :)

      Usuń
    2. Ja zakładam, że część płotka ukorzeni się zanim sznurek się rozłoży i już nie będzie potrzeba wiązać. A ostatnio sznurek mi się całkiem skończył i odkryłam, że płotek jest jeszcze solidniejszy kiedy poskładam go bez żadnych wiązań i zwiążę dopiero na koniec, tam gdzie najbardziej potrzeba. Jak naprawiam płotki, to wiązania zazwyczaj potrzebne są w innych miejscach, niż poprzednio.

      Usuń
    3. Moje są wyłącznie z martwej sosny, więc się nie ukorzenią choćby nie wiem co ... ;)

      Usuń