środa, 27 września 2017

Kota nie ma, myszy harcują ...


  Wrzesień minął nie wiadomo kiedy. Powitał obfitością pomidorów, szczególnie tych z worków, ustanawiając nowy rekord Ostoi w produkcji z jednego worka o pojemności 20 litrów. A potem życie spłatało figla, a raczej całą ich serię i przez ponad dwa tygodnie Ostoja musiała sobie radzić sama. Gdy ponownie do niej zawitałem, skutki nieobecności natychmiast stały się ewidentne. I dziś właśnie o skutkach tych napiszę króciutko.
Prywatny bądź co bądź, jak głosi tablica, las Ostoi wygląda jak pobojowisko, a sprawcami są hordy grzybiarzy. Naśmiecone, zdeptane, połamane, przekopane, a nawet nasrane. Tak wygląda rekreacja na łonie natury mieszkańców powiatów żyrardowskiego i skierniewickiego, sądząc po rejestracjach zaparkowanych w najbliższej okolicy aut. Jedyne grzyby, które nie zostały zebrane, zdeptane lub poprzewracane, to te na podwórku Ostoi. Po raz kolejny ich obfitość mnie zadziwia, pomimo iż znam jej źródło - to połączenie ściółkowania zrębkami z niejednokrotnym rozsiewaniem zarodników. 
Absolutnie nigdzie w okolicy nie ma tak ogromnych kań, jak w leśnym ogrodzie przy Ostojowej szopie. Mają przeciętnie średnicę średniej pizzy i w całości nie mieszczą się na największej w domu patelni. Zbieram tylko jedną dziennie - wystarcza w zupełności. Pozostałym kaniom pozwalam się rozsiewać, a następnie użyźniać leśny ogród. Codziennie zbieram z podwórka koszyk grzybów, dających średnio półtora litra gęstych grzybków duszonych po obgotowaniu. Neandertalczycy ze swoimi reklamówkami z biedronki wynoszą zwykle z mojego lasu 2-3 grzyby na krzyż. Powoli kończy się chyba era "Ostoi bez granic", pora zakasać rękawy i budować ogrodzenie.


Na razie jednak są ważniejsze zadania - uprzątam grządki z resztek krzaków pomidorów i ogórków, część fasol też kończy już swój żywot. Po prezentowanych w poprzednim wpisie fioletowych ziemniakach, teraz przyszła pora na te klasyczne. Świetnie smakują pieczone w folii w ostojowym piecu. Wybieram z grządek dokładnie tyle, ile zużywam. W tym roku ponownie w części ogrodu dzień zbioru będzie jednocześnie dniem sadzenia ziemniaków na przyszły rok, i jedynym dniem pracy przy nich. Na wiosnę planuję natomiast nowe nasadzenie ziemniaków, w tak zwanym Zapłotku, czyli na nowych grządkach poza podwórkiem.
Nieobecność zaowocowała również obumarciem części krzaków dyń na kostkach słomy. Krzaki zniknęły, ale dynie zostały. Zbieram je więc po trochu, piekę  i przerabiam z reguły na zupę z dyni, królową jesiennych zup. O dziwo ponad połowa krzewów dyni przeżyła wszelkie zarazy. Zawiązuja się wciąż nowe owoce, a nawet dynie jeszcze kwitną. Zapewne powinienem je przycinać, ale mój czas w Ostoi jest tak ograniczony, że nie starcza go na wszystko. Bóbr znowu szaleje - ostatniej nocy napoczął 12 wiekowych drzew i zwalił jedno, dach w szopie wymaga nowej papy, myszy harcuja na ganku, a woda w starorzeczach i rzeczce tak wysoka, że po ściółkę z nadrzecznej łąki czekającą w stogach przeprawiał się chyba będę wpław.... 



4 komentarze:

  1. Jesień... Czas radości ze zbiorów, ale też zmęczenie natłokiem pracy. Gratuluję pięknych dyń i dorodnych pomidorów. W naszym ogrodzie zaraza pokonała w tym roku wszystkie poza koktajlowymi. Dynie wyrosły w liczbie trzech (dla nas to i tak sukces :)) i w towarzystwie jabłek z naszej działki spoczęły w słoikach jako naprawdę smaczny kompot. Pozdrawiam serdecznie. Renata - ogrodniczka z zamiłowania

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję! Aby uniknąć zaraz, można opryskiwać rozcieńczonym mlekiem, u mnie się to sprawdza. A wyniki ...zapewne z każdym rokiem będą lepsze! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wojtku,
    Powiedz mi czy warto kupować Mikoryze aby mieć grzyby we własnym ogródku ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj odpowiadałem na dokładnie takie pytanie :) Pozwolę sobie zacytować: Należy pamiętać, że w większości przypadków grzyby nie rosną "sobie a muzom", tylko współpracują z określonymi gatunkami roślin. Dlatego też, używając czy to zarodników z natury, czy też grzybni ze sklepu, należy ją umieścić w odpowiednim siedlisku. Jeśli zrobi się to poprawnie, rezultaty są spektakularne. W rok, dwa, góra trzy od zaszczepienia grzybnią następuje masowy wysyp owocników. Owocniki są zwykle większe, niż te występujące w naturze. Ma to jednak swoją cenę - grzyby rosnące naturalnie utrzymują się w danej lokalizacji dłużej, te z grzybni ze sklepu w kolejnych latach stopniowo zanikają. Korzystałem z kilku gatunków grzybni, zdecydowana większość dała dobre wyniki, jak do tej pory zawiodłem się tylko na grzybniach mieszanych, jednogatunkowe z reguły udają się dobrze. Należy pamiętać o jednej ważnej rzeczy - grzybnie kupne powinno się szczepić w materiał sterylny. Jeśli bowiem zaszczepimy grzybnie w materiał zawierający już zarodniki lub strzępki grzybni rodzimych gatunków, mogą one okazać się silniejsze i nasze kupne grzyby nigdy nie zaowocują.

      Usuń