Ten lipcowy weekend w Ostoi jest chyba pierwszym od bardzo dawna, kiedy nic a nic nie sadzę. No dobrze, po chwili zastanowienia stwierdzam, że to jednak nieprawda. Eksperymentalnie obrywam dzikuny z pomidorów i sadzę w różnych miejscach, zobaczymy czy choćby część z nich zdoła wydać owoce. Bliższe prawdy jest, że nic nie sieję, tak lepiej. Wracając jednak do pomidorów, te na kostkach słomy mają się doskonale - część kwitnie dopiero, ale część ma już nieco owoców. Dostrzegam wybitne zalety tej metody - żadnego nawożenia, żadnego pielenia, no i nie trzeba się schylać.
Na ziołowej spirali zrobiło się gęsto i pachnąco, to czas suszenia ziół. Spiralę niestety upodobały sobie również leśne stwory, grzebią w niej z zamiłowaniem. Przyczyny tego są natury kulinarnej - w spirali sporo jest różnorakich larw i poczwarek, czego jednak szukają w niej wiewiórki, tego nie jestem w stanie się domyślić. Pomimo braku regularnego podlewania rośliny na spirali radzą sobie całkiem dobrze, a wokół nich roi się dosłownie od tak zwanych "bzyczków" - pszczół, trzmieli, motyli i innych owadów. Ma się to jednak nijak do bzyczenia w gałęziach naszej lipy, o, tam to odchodzi poważne miodobranie. Szkoda że nie mamy ula, trzeba będzie o tym w przyszłym roku pomyśleć.
Skoro człek nie sieje, zająć czym się musi. Nadszedł czas aby pozbyć się palet na których przyjechały cegły do pieca. Z jednej z nich w bardzo krótkim czasie powstał zaczątek stołu pod lipę. Na razie "bez bajerów", bo jak w wojnie postu z karnawałem dwie koncepcje ścierają się, a nawet trzy. Czy zostawić tak jak jest, czy po wyjęciu środkowej deski zastąpić ją długą donicą z rosnącymi ziołami, a może fragmentem starej rynny wypełnionej wodą, w której można chłodzić napoje? Jakie będą dalsze losy stołu zobaczymy, tak czy inaczej najpierw trzeba go będzie naturalnie, w sposób naturalny, zaimpregnować z lekka (po oszlifowaniu), czyli w robocie będą olej lniany i wosk.
Wprawdzie fala wielkich upałów odeszła w siną dal, ale nadal jest niewymownie sucho. Przelotne deszcze czy burze moczą jedynie powierzchnię ściółki, a im dalej wgłąb, tym bardziej sucho. Dlatego też podlewamy bardzo rzadko, ale bardzo długo. Podlewanie częste i krótkie nic by nie dało. Mówiąc o podlewaniu, dziś przyszedł czas na degustację szampana z kwiatów czarnego bzu, pierwszy raz robionego. Na zdjęciu widać jak wyglądał w dniu sporządzania, a dziś ucieszył nas swoim kwiatowym aromatem, niezwykłą pienistością i orzeźwiającym smakiem. Szampan ten, a w zasadzie napój musujący, na stałe wejdzie do naszego letniego menu, bo to napitek szybki, łatwy i przyjemny.
Doczekaliśmy się kolejnych podlotków z naszych domków, tym razem to chyba pliszki. Podlatują na nie więcej niż dwa metry, lądują w najdziwniejszych dla nas, i pewnie dla siebie, miejscach. Jeden zagniewany siedzi na płocie, drugi nieomal skąpał się w oczku wodnym przy spirali. Nocną porą obserwujemy wielkie rzekotki spędzające czas wśród truskawek, a towarzyszą im bezskorupowe ślimaki - pomrowy. Nasz dyżurny zając całkowicie przestał zwracać na nas uwagę, można przejść obok niego o cztery kroki, nawet nie spojrzy. Rozbisurmanił się tak, że turystom pozwala podejść na dziesięć kroków, przez co robi za gwiazdę w blasku fleszy. Nietoperz okrąża podwórko co dokładnie sześć sekund, a obserwacja ta poczyniona została podczas leniwej przerwy w saunie. Jakby to wszystko podsumować? No na pewno nie jest to majówka, kiedy to pracom ogrodowym nie było końca ...ot, lipcówka.
Ja w kwestii impregnacji stołu. Wybierz sam olej. Olej zabezpieczy ci przed wilgocią i tak zaimpregnowany można użytkować. Woskuje się natomiast wytwory drewniane, które są do ozdoby, nie do użytku, bo każde dotknięcie palcem lub kropla pozostawiają plamę.
OdpowiedzUsuńDzięki za poradę, miałem zamiar dodać wosk do oleju na gorąco, w proporcji tylko dwóch łyżek na litr.
UsuńNo jeśli masz sprawdzoną mieszankę i wiesz, że będzie ok, to śmiało impregnuj. Myślałem, że zamierzasz najpierw olej i na to wosk.
OdpowiedzUsuńChoć wątek dość stary i stół już wykonany chciałbym dodać komentarz w celu sprostowania. Nieprawdą jest, że woskuje się, jedynie wytwory, ozdoby drewniane. Wosk jako forma wykończenia mebli był w zasadzie główną stosowaną do XVIII wieku. Zastąpiony później politura. Co istotne wosk w czystej postaci (bez dodatków)nie nadaje się do użytku na zewnątrz, zostawiając białe ślady w miejscu i tu ważne słowo nadmiernego kontaktu z woda(nie mam na myśli rozlanej herbaty). Sam użytkuje od wielu lat sosnowy stół z przełomu wieku XIX/XX, jako jadalny z woskowanymi przeze mnie blatem i nie narzekam pomimo dwójki zbójów za nic mających wartość starych mebli (wiem jeszcze za wcześnie). Olej natomiast jest idealnym środkiem do stosowania na zewnątrz(choć ja używam na równi z woskiem) nawilża, nadaje głębi i nie potrzebuje żadnych dodatków. Niemniej człowiek uczy się całe życie, więc może ta odrobina wosku ma jakiś wpływ. Parę lat już minęło także użytkownik stołu z palety wie najlepiej;)
OdpowiedzUsuńPS Doskonały blog, zaczytuje się od paru dni, jak już wszystko przetrawie pozwolę sobie wrócić z pytaniami...