wtorek, 3 czerwca 2025

Klinika Rozsad

 

W tym roku postawiłem sobie za zadanie przyłożyć się do siewów i rozsad w sposób systematyczny, zorganizowany i ukierunkowany na sprawdzenie wszystkiego, co na ten temat wiem i czego jeszcze nie próbowałem, ale o czym gdzieś słyszałem. Oczywiście, słowo "wszystko" jest wielce na wyrost, ale przynajmniej w odniesieniu do niektórych warzyw przyjąłem, że wiem już dość, by pokusić się o przyspieszenie kiełkowania nasion oraz o szybszy wzrost rozsady, przy jednoczesnym odejściu od zużycia prądu na doświetlanie i dogrzewanie. 

Już w poprzednich latach stwierdziłem, że w tej materii pokutuje wiele mitów i półprawd. Owszem, nasiona super ostrych papryczek chili potrafią bardzo wolno i kapryśnie kiełkować, ale z drugiej strony wcale nie musi to być regułą. Pomidory nie muszą być wcale siane 15 marca, pikowane 15 kwietnia, i sadzone do gruntu 15 maja, aby się udały. Sadzonek można nie doświetlać, o ile poświęci się nieco pracy na zapewnienie im światła w inny sposób... Takie to właśnie między innymi zagadnienia posprawdzałem sobie tej wiosny, z doskonałym zresztą w większości przypadków skutkiem.

Niezależnie od tego, jakie to by nie było warzywo, pewne kwestie okazały się identyczne. Po pierwsze, największą skuteczność kiełkowania osiągnąłem namaczając nasiona i następnie, po odlaniu wody, pozostawiając je w zamkniętym pojemniku, w najcieplejszym pomieszczeniu w mieszkaniu, jakim u mnie jest łazienka. Niektórym pomidorom i ogórkom do wykiełkowania wystarczała doba, a pierwsze ostre papryczki wykiełkowały w półtorej. Odrzuciłem z dalszej uprawy i hodowli wszystkie nasiona, które nie wykiełkowały w ciągu tygodnia, co mam nadzieję że sprawi, iż w kolejnych latach kiełkować będą jeszcze szybciej. Po drugie, w każdym przypadku, moje własne nasiona zebrane w 2024 wykiełkowały szybciej niż nasiona z wymian z innymi ogrodnikami, a te z kolei szybciej od nasion ze sklepu. 

Mogąc hojnie szafować nasionami ze swoich zbiorów wysiałem ich mniej więcej pięć razy za dużo, aby mieć pewność, że z każdej odmiany co najmniej jedną sztukę uzyskam. Uzyskałem 496 siewek z 500 nasion, tak blisko 100%. Dla porównania, sprowadzone kiedyś z doskonałego sklepu z Belgii nasiona, które powinny być zdatne do uprawy do 2027 włącznie, nie wykiełkowały już w ogóle, ani jedna sztuka. Z głównych warzyw których nasiona zbieram od lat - papryk, ogórków, pomidorów, kukurydzy, dyni, cukinii i fasoli - żadna nie wypadła gorzej  niż 95% kiełkowania. Wszystko inne kiełkowało również dobrze, ale nie było przedmiotem aż takiej uwagi, by podawać liczby. Spektakularną klęskę poniosłem tylko jedną - z moich nasion nasturcji jak na razie wykiełkowało jedno na piętnaście.

Dynie zwyczajne, olbrzymie, piżmowe oraz cukinie kiełkowały przeważnie w dwie doby, ale znowu - z moich nasion. Próby wykiełkowania starszych nasion z Węgier, Malty, Hiszpanii czy USA z dawnych wymian niestety w większości zawiodły. Myślę, że moje nasiona, i w ogóle wszystkie świeże, kilkumiesięczne najwyżej nasiona, wykiełkowały pewnikiem równie dobrze posiane do gruntu, ale to dobre gdzie indziej, ale nie w Ostoi, gdzie przy siewie z nasion, czego ptaki i inna leśna zwierzyna nie wyjedzą, to zniszczy susza. Kiełkowałem więc "luzem" nasiona dyniowatych, a gdy tylko pojawiał się korzonek, umieszczałem je w podłożu w wielodoniczce. I znowu, tych kilka nasion, które nie wykiełkowały w siedem dni, wyrzuciłem.

Od najwcześniejszego bobu i groszków, poprzez papryki i pomidory, po ostatnie dynie i fasole, wszystkie rośliny gdy tylko wykiełkowały, trafiały na zewnątrz. Przyjąłem, że jeśli jest minimum 8-10 stopni, to przeżyją. Gdy robiło się ciemno, trafiały z powrotem do domu. I tak codziennie - rano wynoszenie, wieczorem wnoszenie, przez 4-6 tygodni dla każdej wielodoniczki. Czy to dużo pracy? Nie bardzo - zajmowało mi to czasu mniej niż podlewanie, około 10-15 minut dwa razy dziennie. Przy okazji człowiek się trochę poruszał i jeszcze widząc rośliny siłą rzeczy z bliska 2-3 razy dziennie, mógł o nie naprawdę dobrze zadbać. 

W przypadku papryk zdarzyło się kilka dni, kiedy to nie mogły wyjść na dwór, bo było za zimno. Doświetlałem je wtedy diodami LED przez 12 godzin na dobę. Pomidory jednak nie opuściły ani jednego dnia - codziennie były na dworze i nie były doświetlane. Po prostu, jeśli rano było za chłodno, to szły na dwór później, nawet koło południa. W efekcie, uzyskałem najlepszą rozsadę pomidora od co najmniej dekady - bardzo wyrównaną, mocną jak na jej zagęszczenie i gotową w praktyce w 4 tygodnie od siewu. Z uwagi jednak na ryzyko przymrozków, rośliny musiały posiedzieć na tarasie nieco dłużej, ale świetnie to zniosły. Mniej więcej to samo mógłbym napisać o wszystkich innych warzywach, co dowodzi tego, że system kiełkowania nasion i uprawy rozsady, jaki w tym roku stosowałem daje dobre, powtarzalne wyniki.

Obecnie, wszystkie te rozsady są już na miejscach stałych - czy to w gruncie w Ostoi, albo w kostkach słomy, albo na Zapłotku, albo w grządkach podwyższonych czy w uprawowych workach, jak również w mieście na tarasie, w rozmaitych pojemnikach, od doniczek po pelargoniach po wiadra. Teraz w zasadzie już wszystko "w rękach" pogody, na którą wpływ mamy przecież niezwykle ograniczony. W Ostoi plagą od kilku lat jest susza, w mieście na tarasie kairskie upały. Gdyby wróżyć plony na podstawie rozsad, byłoby wspaniale, ale tak się nie da. Pozostaje teraz uzbroić się w cierpliwość i czekać, trzymając kciuki za te kilkaset sadzonek - efekt pracy tegorocznej Kliniki Rozsad :)