wtorek, 24 maja 2022

Ulubiony i znienawidzony maj

Lubię maj w Ostoi, a szczególnie ten czas, gdy zakwitają drzewa owocowe. Dominuje biel, ale jest i nieco różu. W tym roku niebywale obficie kwitła morela, która pierwsze owoce dała rok temu. Rośnie w tragicznych warunkach, niemal w całkowitym cieniu, pod ziemią walcząc z najazdem korzeni starych sosen zza płotu. Rewelacyjnie nieco wcześniej kwitły śliwy, a teraz, w trzeciej dekadzie maja, pełno jest na nich małych, zielonych śliweczek. Czereśnia też ma nieco owoców, a wiśnie - jak popadnie - jedna tak, druga nie. Tą drugą skosił przymrozek, znienawidzone zjawisko spadające w dziwny sposób na część podwórka, trochę wbrew wszelkiej logice. Gdyby Ostoja była na stoku, pomyślałbym, że zimne powietrze spływa z góry i opada na podwórko właśnie tam, gdzie zmarzła wiśnia, ale przecież podwórko jest w punkcie najwyższym. To lodowate powietrze musi płynąć po koronach starych sosen i spadać z poziomu koron wprost do podwórkowego leśnego ogrodu. Kilka metrów dalej, nie ma już przymrozka - takie to dziwne rzeczy dzieją się tu w maju.

Maj to czas tak intensywnej pracy, że czasami człowiek zapomina jak się nazywa. Sadzenie i siewy, siewy i sadzenie. W tym roku próbuję posiać więcej kukurydzy, w celu wypracowania szybciej dojrzewającej rasy lokalnej. Posiałem w wielodoniczkach zarówno własne nasiona zbierane z odmiany Black Aztec oraz z kukurydzy cukrowej, jak również nasiona kilku innych odmian jakie udało mi się zdobyć. Będę się starał zebrać nasiona z najszybciej dojrzewających roślin i wysiać w przyszłym roku. W zupełnie innym miejscu, posadziłem nieco egzemplarzy odmian czystych, aby je jeszcze przez jakiś czas u siebie utrzymać, bo z eksperymentami jak wiadomo może być różnie. Tym bardziej, że kukurydza ma rosnąć głównie w pasach pomiędzy drzewami leśnego ogrodu, a tam i nornica, i kret, i ptaków hordy. No ale jak zwykle - szukamy czempiona, czyli roślin, które pomimo wszystko urosną, i dadzą plon.

Moje ulubione dynie i cukinie będą w tym roku uprawiane niemal wyłącznie z własnych nasion. Wyjątek stanowi żółta cukinia, której nasion nie zbierałem, gdyż zawsze były to jakieś odmiany F1. W tym roku wysieję trzy takie odmiany i postaram się zebrać nasiona, aby za rok sprawdzić, co z tego wyrośnie. Po raz pierwszy w tym roku wysieję dynię bezłupinową z własnych nasion, wiążę z nią duże nadzieje. Planuję też selekcjonować dynie olbrzymie na zawartość karotenu (zbierając nasiona wyłącznie z najbardziej pomarańczowych) oraz słodkość. Zanim wszystkie nasiona znajdą się w ziemi, testuję ich zdolność kiełkowania układając na mokrej bibule. Dzięki temu zmniejszam ryzyko, że będę czekał, i czekał, a nic nie wyrośnie. Dodatkowo, nasionka które wykiełkują w trakcie testów, też zostaną posadzone, nic się tu nie zmarnuje.

Bardzo lubię ten moment w maju, gdy po raz pierwszy od wczesnej zimy zaglądam do pojemników z siewem zimowym. Tu nasiona wysiane zostały kilka miesięcy temu, przysypane śniegiem i zostawione samym sobie. Dziś, w każdym z pojemników jest po kilkadziesiąt siewek czekających na przepikowanie do doniczek. Nie ma chyba mniej pracochłonnej metody na wyhodowanie z nasion roślin wymagających zimnej stratyfikacji. Metodę tą stosuję głównie do siewu roślin wabiących zapylacze i miododajnych, których coraz więcej sukcesywnie sadzę. Pasieka zmieniła mój sposób patrzenia na takie rośliny, a pszczoły są na pewno wdzięczne za powiększanie bazy pożytkowej. 

Jeżeli czegoś w maju nienawidzę, to na pewno wspomnianych już przymrozków. W orzechowym gaju żal patrzeć na cztery rosnące tam włoskie orzechy. Młode liście przymrozek zwarzył gdzieniegdzie całkowicie. Pozostaje mieć nadzieję, że mimo wszystko odbiją i wypuszczą nowe. Leszczyny natomiast nic sobie z przymrozków nie robią, z liśćmi pokrytymi igłami lodu kwitną sobie w najlepsze. Zadziwia mnie też czosnek niedźwiedzi - wydawałoby się, że przy tak mięsistych i soczystych liściach powinien przemarzać, ale jednak nie, trwa dumnie i kwitnie w najlepsze. Dodatkowo, od kilku już tygodni stanowi pyszny dodatek do niemal wszystkiego. Obecnie, zebranie po jednym liściu z napotkanej kępki czosnku daje nam tygodniowy zapas tej zielonej dobroci, można więc powiedzieć, że etap jego sadzenia w Ostoi został zakończony. Mam nadzieję, że od tej pory czosnek niedźwiedzi sam już zadba o siebie i będzie w kolejnych latach poszerzał swoje królestwo.

Zakończył się też chyba proces namnażania jakona - tej wiosny mam więcej sadzonek niż potrzebuję. Uwielbiam ten moment, kiedy jakon wreszcie trafi do gruntu i kiedy ryzyko przymrozków poszło w siną dal. Nie chcę jednak chwalić dnia przed zachodem słońca, bo w zeszłym roku jakony dostały w tyłek od mrozu w nocy z 7 na 8 czerwca o ile dobrze pamiętam, na szczęście nie było to uderzenie zabójcze. W celach konsumpcyjnych posadziłem w tym roku 12 najładniejszych sadzonek, mam nadzieję, że jesienią zbiorę z tego 20 kilogramów bulw jakona. O ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, będę miał przy okazji wreszcie taki nadmiar kłączy, że spróbuję wyekspediować część z nich z grządek do leśnego ogrodu aby zobaczyć, jak sobie poradzą w nim pod grubą ściółką.

Na pewno do leśnego ogrodu trafią też truskawki, uporczywie starające się skolonizować ścieżki. Gdy się pomyśli, że jeszcze niedawno grządka z której truskawki migrują była całkowicie przysypana warstwą zrębek i że wszystko co tu widać wyrosło od zimy, można jedynie zachwycić się wolą życia, jaka drzemie w takich oto truskawkach. I za to właśnie uwielbiam maj, kiedy to ta wola życia manifestuje się najmocniej dosłownie w niemal całej przyrodzie - mnożącej się, rosnącej, rozwijającej i kwitnącej. Żadne przymrozki nam tego nie popsują, przetrwamy je wraz z naszymi roślinami po to, aby z impetem wejść w jeszcze bardziej zielony czerwiec.

2 komentarze:

  1. Piękny ogród, piękne plany, powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za kolejną relację i już czekam na następną. Trzymam kciuki za uprawy👍

    OdpowiedzUsuń